[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było wbite zbyt mocno, żeby ustąpić pod jego słabym szarpaniem.W końcu Artos ukląkł i rył ziemię nożem, aż wyciągnął drzewce.Było bardzo ciężkie, musiał je oprzeć na zdrowym ramieniu.Zwoje materiału, pachnące dymem, opadły mu na głowę.Ale niósł sztandar za tymi, którzy nieśli Wysokiego Króla.Znaleźli mały szałas.Może było to schronienie jakiegoś świętego człowieka, który wybrał samotne życie w dziczy, jak robili niektórzy.Ktoś rozniecił ogień, i przy jego świetle zdjęli zbroję królowi, żeby zbadać ranę.Nie było nikogo, kto znałby się na uzdrawianiu.Ale wszyscy dość długo walczyli na wojnach, by wiedzieć, jakie rany mogą wytrzymać ludzie.Marius usiadł na piętach, jego twarz była jak ciemna maska.Artos odwrócił wzrok.- Marius?- Cezarze! - znów pochylił się nad swym panem.- To śmiertelna rana…- Widziałem, jak ludzie odnosili gorsze, i przeżywali.- Mów tak do dzieci, Mariusie.To jednak ciemna droga.Ale opatrz mnie najlepiej, jak możesz, muszę się trzymać przy życiu, dopóki się nie dowiem… dowiem, co będzie z Brytanią.Powiedzcie, jak przeszedł dzień…- Z pewnością się dowiesz! - Marius odwrócił się do pozostałych.- Sekstusie, Kalinie, Gondorze - sprawdźcie, co się dzieje! Byli to najlżej ranni z całej kompanii, poszli więc szybko.- Przynajmniej ten zdrajca Modred nie żyje! - warknął Marius.- Wszystkie uczynki… są… właściwie… wynagrodzone… powiedział Wysoki Król.- Czy… jest… coś do… picia?- Jest trochę.- Marius wstał na nogi.- Woda, chociaż zmącona.Zdjął hełm teraz już bez piór, które zostały odcięte, i odszedł.Artos oparł ciężkie drzewce proporca o ścianę, osunął się i usiadł, opierając się plecami o szorstką powierzchnię.Jego rana przestała krwawić, ale ramię wciąż drętwiało.Noc była długa, lecz król odzywał się od czasu do czasu.Czasami Artos wyraźnie słyszał jego słowa, czasami tylko niewyraźny, odległy pomruk.Marius opatrzył ranę syna i zawiązał ją paskiem oderwanym z własnego płaszcza.Kazał mu spać.Przychodzili ludzie, zaglądali do szałasu, patrzyli na króla.Niektórych pozdrawiał po imieniu, paru przyklęknęło przy nim na chwilę.Ale wszyscy stali na zewnątrz, jak strażnicy.Docierały do nich również nowiny.Siły Modreda stopniały, kiedy żołnierze dowiedzieli się o jego śmierci.Saksoni zostali odepchnięci przez świeże oddziały, które przybyły za późno, by wziąć udział w samej bitwie.Ale wojsko, które poszło za Cezarem Brytanii, oddział Towarzyszy Czerwonego Smoka, odniosło takie straty, że już nigdy nie będzie armią.Gdy nadszedł świt, a z nim wieści o tym, że Saksoni podążyli na statki, ścigam przez nowe oddziały.Wysoki Król słuchał chciwie, Potem odwrócił się do Mariusa i przemówił.Jego głos był nieco silniejszy, jakby władca gromadził siły na tę chwilę.- Zebrałem wojsko, teraz już go nie ma.Ale moje imię będzie jeszcze trzymać ludzi razem, więc zyskacie trochę czasu.To był sen, dobry sen - o Brytanii zjednoczonej przeciwko czarnej nocy pogaństwa.Sprawiliśmy, że żył choć przez chwilę, teraz umiera.Róbcie, co w waszej mocy, Gawainie, Mariusie, tacy jak wy, aby pamiętać o tym śnie podczas nadchodzącej nocy.Abym mógł służyć martwy tak, jak służyłem żywy, nie mówcie nikomu, oprócz tych, co saw szałasie, że umarłem.Powiedzcie raczej, że będę uzdrowiony, i że moja rana, choć głęboka, nie jest śmiertelna.- Jesteśmy niedaleko rzeki.Zdobądźcie łódź, jeśli możecie, i zawieźcie mnie na wyspę.Pamiętajcie, by nie było śladu mego grobu.Dajcie mi słowo, niech to będzie ostatnia przysięga lojalności, o jaką was proszę.Razem przysięgli.Nie przemówił więcej, ale niedługo potem Marius pochylił się nad nim, położył dłoń na czole Cezara, wstał i pokiwał głową.Szybko podszedł do proporca Wielkiego Smoka i odciął sznury, które wiązały go z drzewcem.Materia opadła na ziemię.Na niej położyli Wysokiego Króla.Wychodząc z szałasu, powiedzieli czekającym strażnikom, że niosą go do świętego człowieka, który mieszka w dole rzeki i zna sztuki uzdrawiania.Marius i Gawain znaleźli łódź i złożyli w niej ciało swego władcy.Artos trzymał się za ojcem.Sekstus wiosłował, łódź płynęła równo.Potem złapał ich prąd i pozwolili się nieść.W końcu dotarli do wyspy porośniętej krzakami i niewielkimi drzewami; na niektórych z nich rosły małe, jeszcze zielone jabłka.Kto zasadził je w tej głuszy, Artos nie mógł zgadnąć.Przedzierali się przez trzciny i zarośla.Marius, Gawain i Sekstus nieśli ciało Wysokiego Króla.Dotarli do polany, na której stał niewielki budynek z ciosanego kamienia.Przed nim stał posąg kobiety, a dwa inne, mniejsze, były trochę z tym.Artos pomyślał, że musi to być świątynia z dawnych czasów, nie wiedział jednak, jakiej bogini, brytyjskiej czy romańskiej.Przed świątynią, przy trzech posągach, które zdawały się im przyglądać, ludzie zaczęli kopać ziemię mieczami.Marius złamał ostrze o kamień, który próbował podważyć.Sięgnął w zwoje smoczego proporca i wyciągnął miecz króla, dłuższy i cięższy.Wbił go w glinę.Tymczasem Artos odgarniał ziemię, którą pozostali wykopywali.Zajęło im to dużo czasu, gdyż miecze były niewygodnymi narzędziami, a Marius i pozostali chcieli wykopać głęboki dół.Potem narwali świeżej trzciny z brzegu i przynieśli liście, które gniecione w ich ubrudzonych ziemią dłoniach, wydzielały orzeźwiające zapachy.Artos znalazł przy świątyni kępę świeżych kwiatów.Zerwał ją.Zrobili posłanie dla ostatniego Cezara Brytanii.Potem Artos Pendragon.Wysoki Król, dobrze owinięty w wojenny proporzec, został pochowany w ukrytym grobie.Znów pracowali długo, żeby zakopać i zamaskować miejsce.Kiedy skończyli i byli już gotowi do odejścia, Artos zauważył nagle miecz królewski, leżący tam, gdzie rzucił go jego ojciec.Miecz również powinien zostać pogrzebany, w dłoni swego właściciela.Podał go ojcu w pytającym geście.Marius wziął go z westchnieniem, przesunął dłonią po wyszczerbionym, zniszczonym ostrzu.- Jest zbyt dobrze znany [ Pobierz całość w formacie PDF ]