[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spotkawszy na swojej drodze człowieka lekceważącego własny interes, nie mogą go zrozumieć, wmawiają w niego tysiące ukrytych przyczyn, obłudę lub szaleń-stwo, odtrącają go od swego grona, upadlają i zsyłają na opuszczoną afrykańską skałę.Synu mój, należymy obaj do tego przeklętego plemienia, ale i mymamy nasze rozkosze, które muszę ci dać poznać.Niczego nie szczę-dziłem dla wykierowania cię na wietrznika i głupca, niebo jednak nie sprzyjało moim usiłowaniom i obdarzyło cię duszą tkliwą i oświeco-nym umysłem.Powinienem więc odkryć ci przyjemności naszego ży-cia; nie są one głośne i błyskotliwe, ale czyste i słodkie.Jakże byłem szczęśliwy wewnętrznie, dowiedziawszy się, że don Izaak Newton pochwalał jedną z moich bezimiennych prac i chciał koniecznie poznaćautora.Nie zdradziłem się, ale ośmielony do nowych usiłowań, wzbo-gaciłem mój umysł mnóstwem nieznanych mi dotąd pojęć, byłem nimiprzepełniony, nie mogłem ich powstrzymać, wybiegałem, aby je ogła-szać skałom Ceuty, powierzałem je całej naturze i składałem w ofierze Stwórcy.Wspomnienie moich cierpień mieszało do tych wzniosłychuczuć westchnienia i łzy, które także nie dręczyły mnie bez pewnejprzyjemności.Przypominały mi one, że są wokół mnie nieszczęścia,które mogę osłodzić; łączyłem się myślą z zamiarami Opatrzności, z dziełami Stworzyciela, z postępem ducha ludzkiego.Mój umysł, mojaosoba, moje przeznaczenie nie przedstawiały mi się pod cząstkową postacią, ale wchodziły w skład jednej, wielkiej całości.Tak upłynął wiek namiętności, po czym znowu odnalazłem samegosiebie.Tkliwe starania twojej matki sto razy na dzień przekonywały mnie.że jestem jedynym przedmiotem jej przywiązania.Mój duch,zamknięty sam w sobie, dał przystęp uczuciu wdzięczności, słodyczyczułego współżycia.Drobne wypadki dziecinnych lat twoich i twojejsiostry utrzymywały We mnie ogień najsłodszych wzruszeń.Dzisiaj twoja matka żyje tylko w mym sercu i umysł mój, zwątlonywiekiem, nie może nic dorzucić do skarbca wiedzy ludzkiej; atoli zradością spoglądam, jak ten skarbiec z każdym dniem się powiększa, i ścigam myślą postęp tego wzrostu.Zajęcie wiążące mnie z ogólnymruchem umysłowym nie pozwala mi myśleć o niedolężności.smutnejtowarzyszce mego wieku, i dotąd nie doznałem jeszcze nudy w życiu.Widzisz więc, mój synu, że i my mamy nasze radości, a gdybyś byłNASK IFPUGZe zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UG261został wietrznikiem, jak tego pragnąłem, miałbyś także swoje zmar-twienia.Alvarez, będąc tutaj, mówił mi o moim bracie w sposób wzbudza-jący raczej politowanie niż zazdrość: – Książę – prawił – zna dwór doskonale, z łatwością rozplątuje wszelkie intrygi; ale ile razy chce się-gnąć po najwyższe zaszczyty, wnet poznaje, że brak mu skrzydeł dolotu.Był ambasadorem i powiadają, że przedstawiał swego króla i pana z wszelką przyzwoitą godnością, ale przy pierwszej trudnej sprawiemusiano go odwołać.Wiesz także, że należał do składu ministerium i pełnił swoje obowiązki nie gorzej od innych, ale pomimo wszelkichstarań jego podwładnych, którzy o ile możności usiłowali oszczędzać mu pracy, nie mógł sobie dać rady i musiał złożyć urząd.Dziś już nie ma żadnego znaczenia, ale posiada talent stwarzania mało ważnychokoliczności, które pozwalają mu zbliżać się do monarchy i pozorować przed światem, że jest w łasce.Z tym wszystkim, nuda go pożera; tyle ma środków uniknięcia jej, a zawsze upada pod żelazną ręką dławiące-go potwora.Wprawdzie unika jej, zajmując się wyłącznie samym sobą, ale to wygórowane samolubstwo uczyniło go tak drażliwym na najmniejszą przeciwność, że życie stało mu się ciężarem.Tymczasem czę-ste choroby ostrzegły go, że ten jedyny przedmiot jego troskliwości może łatwo z rąk mu się wyśliznąć, i tą jedną myślą zatruły wszystkie jego rozkosze.– Oto jest prawie wszystko, co mi o nim mówił Alvarez, i z tego wniosłem, że w moim zaponieniu byłem może szczęśliwszyaniżeli mój brat śród wydartych mi dostatków.Ciebie, kochany synu, mieszkańcy Ceuty uważają za trochę szalo-nego, jest to skutkiem ich ciemnoty; ale jeżeli kiedyś rzucisz się w świat, wtedy dopiero poznasz niesprawiedliwość ludzi i przeciwko tej powinieneś się uzbroić.Najlepszym może środkiem byłoby stawiaćzniewagę przeciw zniewadze, oszczerstwo przeciw oszczerstwu, czylipotykać się z niesprawiedliwością jej własną bronią: wszelako sztuka walczenia za pomocą niegodziwości nie jest udziałem ludzi naszegorodzaju.Gdy więc ujrzysz się przygnieciony, odsuń się, zamknij sam w sobie, karm twego ducha jego własnymi zapasami, a wtedy jeszcze do-świadczysz szczęścia.Słowa mego ojca sprawiły na mnie żywe wrażenie, odwaga znowuwe mnie wstąpiła i znowu powróciłem do pracy nad moim systemem.Wtedy to zaczynałem już z każdym dniem stawać się coraz bardziejroztargniony.Rzadko kiedy słyszałem, co do mnie mówiono, z wyjąt-kiem ostatnich wyrazów, które głęboko wrażały mi się w pamięć.Od-NASK IFPUG262Ze zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UGpowiadałem logicznie, ale prawie zawsze w godzinę lub dwie po zapy-taniu.Często także szedłem nie wiedząc dokąd, tak że miałbym słusz-ność, gdybym jak ślepiec chodził za przewodnikiem.Roztargnienia te jednak trwały dopóty tylko, dopóki jako tako nie uporządkowałem niego systemu.Następnie, im mniej zużywałem uwagi na pracę, tymmniej z każdym dniem wpadałem w roztargnienie i dziś śmiało mogępowiedzieć, że prawie zupełnie jestem wyleczony.– Wydawało mi się – rzekł kabalista – że czasami jeszcze wpadaszsenor w roztargnienie, skoro jednak zapewniasz nas, że jesteś już wyleczony, pozwól, abym ci pierwszy tego powinszował.– Szczerze dziękuję – odpowiedział Velasquez – gdyż zaledwiewykończyłem swój system, aliści nie przewidziany wypadek takązmianę sprawił w moim przeznaczeniu, że teraz trudno mi będzie, nie mówię – utworzyć system, ale nawet poświęcić nędzne dziesięć lubdwanaście godzin z rzędu jednemu obliczeniu.Krótko mówiąc, niebochciało, abym został księciem Velasquez, grandem hiszpańskim i pa-nem ogromnego majątku.– Jak to.książę – przerwała Rebeka – wspominasz o tym jak o rze-czy ubocznej w twojej historii? Mniemam, że kto inny na twoim miej-scu zacząłby od tej wiadomości.– Przyznaję – odparł Velasquez – że jest to współczynnik, pomna-żający osobiste walory, sądziłem jednak, że nie muszę o nim wspomi-nać, zanim nie doprowadzi mię doń bieg wypadków.Oto, co mi jeszcze zostało do powiedzenia:Cztery tygodnie mija, jak Diego Alvarez, syn tamtego Alvareza,przybył do Ceuty z listem od księżnej Blanki do mojego ojca [ Pobierz całość w formacie PDF ]