[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W takim miejscu musi być przecież narażony na straszne pokusy.Elspeth odparła, że nigdy w życiu nie spotkała człowieka o równie żelaznej woli, na co pan Gavin prychnął nad herbatą.Parokrotnie mówił o pracy Andrew z upadłymi kobietami, jakby miał wątpliwości co do charakteru tego zajęcia.„Ale teraz Andrew ma Elspeth - strofowała go pani Gavin.- Ona jest jego siłą”.Narodziny Kennetha były dla Elspeth niemal równie trudne, co Duncana.Lekarz w szpitalu oświadczył młodej matce, że może nie przeżyć kolejnego porodu.Doradził wstrzemięźliwość.„To może być trudne dla męża - powiedział - ale jest przecież duchownym i kocha panią.Jestem pewien, że zrozumie”.Dali jej list z opisem jej nadwątlonego zdrowia.Lekarz zerkał znad okularów, gdy przesuwał go po blacie biurka w jej kierunku.„To powinno go przekonać” - dodał.W drodze powrotnej do Indii z dwoma synami Elspeth poczuła, że wszystko się zmieniło.Dotąd krążyła wokół Andrew niczym satelita w polu oddziaływania gazowego olbrzyma.Poczuwszy na pokładzie liniowca pierwszą falę bombajskich zapachów, odległą woń palonego drewna, niesioną wiatrem nad powierzchnią morza, wiedziała, że ten obraz jest już nieprawdziwy.Indie są teraz częścią jej własnej orbity.Nowe oblicze Elspeth zmieniło misję nie do poznania.Wbrew utyskiwaniom Andrew zatrudniła miejscowego nauczyciela języka i zaczęła wędrówkę po slumsach i burdelach, odkrywając dla siebie miejsce, w którym żyła.Wszędzie ogłaszała, że jeśli ktoś potrzebuje opieki medycznej, ma zwrócić się do jej męża, i że po niedzielnej mszy w kościele będą lekcje angielskiego.Po kilku miesiącach w misji tętniło życie.Paru młodych ludzi się nawróciło.Sukces uradował ją i zaszokował.Dlaczego osiągnięcie celu okazało się takie proste? Ujrzała nowego Andrew, zagubionego Andrew, skrywającego bezideowość pod warstewką mocnych przekonań.Jej czujność rosła, wzmocniona jeszcze fizycznym dystansem, nakazanym w liście lekarza.Patrzyła, jak w miarę czytania twarz męża purpurowieje pod wpływem ledwo hamowanego gniewu.Żadne słowa nie były już potrzebne.W nocy czuła obok siebie jego napiętą, urażoną obecność.Próbowała go pocieszyć, ale odepchnął jej ręce.„To gorsze niż nic - mruknął.- Gorsze od tego, co było przed twoim przyjazdem”.Zachowywał się tak, jakby to była jej wina, jakby zrobiła to celowo.Nie rozumiał, że ona też coś straciła.Zawsze łączyła ich cielesna bliskość.Używali ciał jako rękojmi związku; gdy on był zły, gdy ją dręczyły wątpliwości.Teraz ona też coś opłakiwała, choć ta jej cząstka, której wyznaczyła rolę obserwatora, odczuwała skrywaną ulgę, że nie musi naginać się do woli męża, gdy jej wiara w niego słabnie coraz bardziej.Czasem nie mogła tego znieść i przywoływała Andrew do siebie, ale zawsze kończyło się to źle - dotykaniem, uściskami, przeprosinami.Bycie razem stało się gorsze niż bycie samemu.Przez parę lat wszystkie problemy zagłuszało nowe gwarne życie.Pod misją zawsze stał ogonek czekających na poradę medyczną, która w wykonaniu Andrew przybierała zazwyczaj formę wykładu na temat higieny osobistej.Kobiety z Falkland Road zaczęły traktować szkołę jak ochronkę dla dzieci.Wreszcie misja znalazła sobie niszę w ekosystemie ulicy.Elspeth uśmiechała się do jaskrawo ubranych matek, te uśmiechały się do niej.Pod uśmiechami kryła się wzajemna fascynacja.Elspeth zwróciła uwagę, jak patrzy na nie Andrew.Z udręką w oczach.Z wymuszonym potępieniem.Zastanawiała się, jaką grę prowadzi, na jaką próbę się wystawia.Wydawało się, że przemoc chodzi za Andrew krok w krok.Kiedyś omal nie doprowadzi! do zamieszek, gdy grzmiał na widok muzułmańskiej procesji mijającej budynek misji.Innym razem na progu salonu Elspeth stanął młody angielski policjant.Przykro mu, że przeszkadza, ale jej mąż jest w areszcie.Awantura z katolickim księdzem.Gdy przyprowadził ją do kotwala, ten z trudem skrywał rozbawienie.Zawsze to samo.Andrew sam przeciw całemu światu.On ma rację, reszta się myli.Duncan i Kenneth podrośli.Nadszedł czas wysłania ich do szkoły w Szkocji.Kiedy chłopcy zmaleli do rozmiarów powiewających chusteczkami kropek na horyzoncie, w życiu Elspeth nie istniało już nic, co mogłoby odciągnąć jej uwagę od męża.Ale prawda była taka, że Elspeth się zakochała.Nie w innym mężczyźnie, lecz w innym sposobie myślenia, co było jeszcze gorsze.Stopniowo wizyty nauczyciela zaczęła uzupełniać głębszymi studiami.Wyprawy do muzeum i ruin wkrótce doprowadziły ją na wykłady i zapoczątkowały nocne czytanie pism.Zyskała hinduskich przyjaciół, chodziła na obiady do ich domów i czuła, jaką nieopisaną przyjemność daje jej siedzenie na ziemi i jedzenie palcami.Obserwowała obchody świętaGanapatiego na plaży, gdzie nieprzebrany tłum czcicieli zanurzał jego ogromny posąg w oceanie.Zaglądała do wnętrz świątyń, usiłując dostrzec w ciemności figurki bóstw wysmarowane ghi.Któregoś roku w dniu Holi Andrew wyszedł na dziedziniec i stanął twarzą w twarz z własną, roześmianą od ucha do ucha żoną w mokrym, przylepionym do ciała ubraniu powalanym farbkami.„Stajesz się jedną z nich! Ciągną cię w bagno!” - krzyczał.Dla niej była to czysta magia.Świat, który odnalazła, przenikały tajemnice.Zawsze ciągnęło ją wszystko, co fantastyczne i osobliwe.Teraz odkryła, że ten świat różni się zupełnie od wyobrażeń Andrew o nim.Pewność jej męża, kiedyś tak pociągająca, wydawała się teraz dziecinnie arogancka.Jak śmiał? Jak mógł stawiać swoją księgę i czystość przeciw nieskończonym tajemnicom wszechświata?Kiedy ich mała konstelacja się rozpadła, Andrew, zmuszony przez stronę przeciwną, zaczął mówić o nauce, racjonalnej religii oraz wyższości europejskiego umysłu nad azjatyckim.Chłopcy, gdy starczało pieniędzy na wakacyjny przyjazd, zastawali rodziców odnoszących się do siebie uprzejmie.Ale po ich wyjeździe życie wracało do stanu kontrolowanej wrogości, na czym ucierpiały interesy misji [ Pobierz całość w formacie PDF ]