RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zobaczył snaj­perów strzegących obozowiska, wiedział jednak, że są gdzieś tam, ponad nim, starannie ukryci i gotowi zdjąć jednym cel­nym strzałem każdego intruza.- Ach, Zhiu, jesteś wreszcie - powiedział Kesik, gdy go do­strzegł, i wyszedł mu na spotkanie.- Nasza sprawa powoduje, że spotykamy się w niecodziennych miejscach, nie sądzisz?- Tak - odparł Sheng i wyminął Xianga, żeby uścisnąć wy­ciągniętą dłoń generała.- To akurat, muszę przyznać, trochę mnie przybija.Jak dla mnie, zbyt tu gorąco i wilgotno.Kersik uśmiechnął się nieznacznie.- Zdaje się, że jako rodowity mieszkaniec tych wysp uod­porniłem się na ich niekorzystne warunki - powiedział.Popa­trzył znacząco na ludzi Zhiu i uśmiechnął się, jakby był zado­wolony z tego, co widzi.- No chodźcie, musicie być zmęczeni.Pokażę wam, gdzie złożyć ładunek.Skinął na ludzi Shenga, by poszli za nim, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku skalnej formacji widocznej za szałasami.Większą część wapiennej ściany pokrywała mata z powiązanych sznurami wysuszonych liści palmowych.Kersik przywołał dwóch swoich ludzi, wydał im łagodnie rozkaz w bahasa i zaczekał, aż odsuną matę i odsłonią wejście do niewielkiej jaskini.Miało oko­ło pięciu stóp wysokości i mniej więcej tyle samo szerokości.Zaciekawiony Zhiu podszedł do wejścia, schylił się nad nim nieznacznie i wsunął głowę do środka, by przyjrzeć się jej uważniej.Na pierwszy rzut oka grota wydała mu się głęboka - w każdym razie nie mógł dostrzec końca tunelu.Po grubej warstwie guana zalegającej wlot do jaskini pełzały chrząszcze i inne owady.Zhiu nasłuchiwał przez chwilę i dobiegł go cichy trzepot skrzydeł nietoperzy.Rzeczywiście niecodzienne miejsce, pomyślał.Wyprostował się i popatrzył na swoich ludzi.- Tu przeniesiemy całe uzbrojenie - powiedział, wskazując na wejście do jaskini.Umilkł na chwilę i pomyślał o śliskiej warstwie guana, po której będą musieli stąpać.- Tylko uwa­żajcie, gdzie stawiacie nogi - dorzucił.Gdy Kirsten odłożyła słuchawkę i stanęła w drzwiach poko­ju gościnnego, zobaczyła, że jej siostra Anna siedzi z podkur­czonymi nogami na kanapie w salonie.- Właśnie rozmawiałam z policją w Singapurze - powiedzia­ła.- Podałam im moje nazwisko, opowiedziałam o ludziach, którzy ścigali mnie i Maxa, i poinformowałam, gdzie się za­trzymałam.Odniosłam wrażenie, że od dawna wiedzą, co się wydarzyło przed hotelemAnna posłała jej spojrzenie, które mówiło, że nie spodziewa­ła się innych wiadomości.- W kraju, w którym przestępstwem jest kontrabanda gumy do żucia i plucie na ulicy, bójka taka jak ta nie mogła przejść nie zauważona - stwierdziła.- Czego od ciebie oczekują?- Próbowali mnie przekonać, żebym wróciła na wyspę i spo­tkała się z oficerem śledczym, ale oświadczyłam im, że tego nie zrobię.Powiedziałam, że powrót bez ochrony wydaje mi się zbyt niebezpieczny.Kiedy zrozumieli, że nie ustąpię, po­wiedzieli, że zaaranżują coś wspólnie z policją z Johor i do mnie oddzwonią.Anna pokiwała współczująco.- Jak się czujesz?Kirsten zastanawiała się, co odpowiedzieć.Już niemal ty­dzień nie była w swoim mieszkaniu, ukrywała się przed ludź­mi, którzy zamierzali ją porwać, a może nawet zrobić coś jesz­cze gorszego, i wciąż czekała na sygnał od Maxa, po tym jak zostawiła już kilka wiadomości w skrzynce głosowej jego tele­fonu komórkowego, a on nie odpowiedział.Wszystko to bardzo ją zaniepokoiło i przeraziło.Co więcej, miała mgliste poczucie, że go zdradziła, informu­jąc o swojej sytuacji władze, mimo że wyraźnie powiedział jej, by czekała, aż zadzwoni, i próbował podać nazwisko innej oso­by, z którą miała się skontaktować, gdyby się nie odezwał.Tyle tylko, że nie zdołał wypowiedzieć tego nazwiska - a może to ona nie usłyszała go wyraźnie, siedząc w taksówce - i cho­ciaż zgadywała, że chodzi o kogoś z UpLink, siostra i szwagier stanowczo radzili jej, by tam nie dzwoniła dopóty, dopóki nie dowie się, w co zamieszany jest Max.Na razie wszystko wska­zywało na to, powtarzali jej bez końca, że Amerykanie wciągnęli ją w jakiś nieuczciwy interes.Bez jednoznacznych dowo­dów nie może odrzucić takiej możliwości, nie narażając się jed­nocześnie na to, że ktoś posądzi ją o brak rozumu.Teraz pozostało więc jedynie odpowiedzieć na pytanie Anny.No właśnie, jak właściwie powinna opisać swój stan psychicz­ny i emocjonalny? Jak wyrazić coś, czego nie można ująć sło­wami?Popatrzyła na siostrę z progu, zamyślona.- Mam wrażenie - powiedziała, z trudem dobierając słowa - jakby niebo zamieniło się miejscami z ziemią.Czuję się tak, jakby świat był teraz dla mnie niewłaściwym miejscem.Nie­właściwym, rozumiesz?Zaskoczona Anna chciała już przyłożyć dłoń do ust w geście niemej rozpaczy, lecz w ostatniej chwili opamiętała się i opu­ściła rękę na kolana.- Próbuję, Kirst.Uwierz mi, że z całych sił próbuję cię zro­zumieć - odparła po chwili głosem, w którym nie potrafiła jed­nak ukryć przerażenia.- Naprawdę uważam, że orchidea stanowi ucieleśnienie naszego azjatyckiego dziedzictwa - powiedział Gruby B.- Jest delikatna, trwała, a jej sukces, jej rozkwit zależy od bardzo wielu ściśle ze sobą powiązanych czynników.- Naprawdę? - zapytał komendant Sian Po z policji singa­purskiej.- Naprawdę, naprawdę.Hodowane w dobrze nawożonej zie­mi, orchidee rozwijają się bez wysiłku i pokolenie po pokole­niu zdobią nasze wzgórza, okrywają kobiercami nasze wrzoso­wiska i ogrody.Ustawiczna przemiana będąca esencją ich na­tury.jest zagrożona, jeśli ktoś próbuje mieszać gatunki.niszczyć czystość ich wielowiekowego, cenionego rodowodu.Więdną wtedy niczym stęsknione za domem dusze.I chociaż możesz mnie nazywać ekscentrykiem, zawsze byłem zdania, że ich kolorowe kwiaty zamieszkują duchy naszych przodków.- Wiesz, istnieje rozpowszechnione przekonanie, że pewne ich gatunki rzeczywiście potrafią ukraść ludzkie serce.Ze ich wysublimowane piękno, które czerpie energię z kobiecej natury, może wedrzeć się do serca mężczyzny, zawładnąć nim i wyssać jego jin.- Nie, nie, to już bzdura.- Cóż, ja chyba też tak sądzę.Jeśli o to chodzi, myślę, że to jedno wielkie gówno, więc dajmy sobie z tym spokój.To ty do­prowadziłeś do tego spotkania.Jeżeli masz coś do powie- dze­nia, powiedz to wreszcie.Gruby B rzucił okiem na komendanta i skinął głową.Spoglądali w dół, opierając się o balustradę mostu spacero­wego przerzuconego nad jednym ze stawów w ogrodzie orchi­dei przy Mandai Road, w północnej części wyspy.Podziwiali strzelające błyskawicznie przed siebie ryby i żywość barw nakrapianych srebrem purpurowych orchidei, którymi obsadzo­no brzegi stawu.- Czy mówią ci cokolwiek nazwiska Max Blackburn i Kirsten Chu? - zapytał Gruby B.Komendant zaprzeczył ruchem głowy.- A powinny?Jego rozmówca zawahał się.- W ubiegły piątek na Scotts Road była jakaś awantura.Z pewnością o niej słyszałeś [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl