RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Intruz, pochylony, wybiegł błyskawicznie zza rogu, zarzucając pętlę garoty na szyję wartownika.Trwało to sekundy.Wartownik nie wydał prawie żadnego odgłosu.Morderca zostawił ciało tam, gdzie upadło, było to bowiem najciemniejsze miejsce.Większość reflektorów znajdujących się z tyłu domu została uszkodzona wskutek eksplozji.Mężczyzna wstał i prze­ślizgnął się chyłkiem w stronę drugiego narożnika budynku, gdzie wyjął papierosa i przypalił go wątłym płomieniem zapalniczki gazowej.Następnie wynurzył się z mroku i idąc niedbałym krokiem okrążył róg domu i skierował się ku wypalonym drzwiom balkonowym, gdzie na kamiennych schodach stał na posterunku drugi żołnierz.Intruz trzymał papierosa w lewej ręce, tak że zaciągając się mógł jednocześnie zasłonić nią twarz.- Na papieroska? - zapytał strażnik.- No.Nie mogłem spać - odrzekł mężczyzna z amerykańskim akcentem z południowego zachodu.- Te pieprzone prycze nie nadają się do spania.Wystarczy na którąś usiąść i.Ej, czekaj no! Kim ty, do cholery, jesteś?Strażnik nie miał żadnej szansy wymierzyć z karabinu.Intruz błyskawicznie wbił nóż prosto w gardło mężczyzny, jednym precyzyj­nym ruchem pozbawiając go głosu, a także życia.Morderca przeciągnął zwłoki za róg budynku i pozostawił w ciemności.Wytarł ostrze o mundur zabitego człowieka, ukrył nóż pod kurtką i zawrócił w stronę drzwi.Wszedł do domu.Szedł długim, słabo oświetlonym korytarzem, na końcu którego przed szerokimi, rzeźbionymi drzwiami stał trzeci żołnierz.Strażnik opuścił broń i spojrzał na zegarek.- Wcześnie przychodzisz - powiedział.- Mam zejść z po­sterunku dopiero za godzinę i dwadzieścia minut.- Ja nie jestem z tego oddziału, przyjacielu.- Jesteś z grupy Oahu?- Taa.- Myślałem, że wszystkich was stąd zabrali i odesłali z powrotem na Hawaje.To pewnie była plotka.-"Kilku z nas dostało rozkaz, żeby tu zostać.Przydzielili nas teraz do konsulatu.Ten gość, jak mu tam, McAllister, przez całą noc wysłuchiwał naszych zeznań.- Powiem ci coś, kolego, ta cała cholerna sprawa jest po prostu niesamowita!- W zupełności się zgadzam.Aha! Gdzie jest biuro tego ważniaka? Przysłał mnie tu po swój specjalny tytoń do fajki.- Jasne.Dodaj mu trochę trawki.- Które to biuro?- Poprzednio widziałem, jak on i doktor wchodzili w te pierwsze drzwi na prawo.Później, zanim stąd wyszedł, wchodził też tutaj.- Strażnik ruchem głowy wskazał drzwi znajdujące się za nim.- Czyj to pokój?- Nie wiem, jak on się nazywa, ale jest tu najważniejszy.Mówią do niego „ambasadorze".Oczy mordercy zwęziły się.- Ambasador?- Nie inaczej.Pokój jest zniszczony.Co najmniej połowę rozwalił ten pieprzony maniak, ale kasa jest nietknięta i dlatego tu jestem, ja i jeszcze jeden facet przed domem, w tulipanach.Musi być tam z parę milionów na dodatkową działalność.- Albo na co innego - dodał cicho intruz.- Pierwsze drzwi po prawej, tak? - upewnił się, wykonując obrót i sięgając pod kurtkę.- Chwileczkę - rzekł marynarz.- Dlaczego ten przy wejściu mnie nie zawiadomił? - Sięgnął do ręcznej radiostacji umocowanej do pasa.- Przykro mi, ale muszę cię sprawdzić, przyjacielu.Takie są.Morderca rzucił nożem.Gdy nóż zatopił się w piersi wartownika, zwalił się na niego całym ciężarem, zaciskając kciuki na jego gardle.Trzydzieści sekund później otworzył drzwi do biura Havillanda i wciągnął martwego mężczyznę do środka.Przekroczyli granicę w zupełnych ciemnościach, urzę­dowe garnitury i obowiązkowe krawaty zastąpiły wymięte, nijakie ubrania, które nosili poprzednio.Dodatek do ich stroju stanowiły dwie skórzane teczki zabezpieczone specjalną taśmą ze znakami korpusu dyplomatycznego, która wskazywała na to, że w teczkach znajdowały się dokumenty rządowe nie podlegające kontroli na przejściach granicznych.W rzeczywistości teczki zawierały broń oraz kilka innych drobiazgów, które Bourne zabrał dodatkowo z mieszkania d'Anjou po tym, jak McAllisterowi udało się zdobyć tę zapewniającą nietykalność taśmę, respektowaną nawet przez Republikę Ludową - respektowaną dopóty, dopóki Chinom zależało, aby te same względy okazywano również ich własnemu personelowi dyplomatycznemu.Na łączniku z Makau, który nazywał się Wong - a przynajmniej takie nazwisko podał - paszporty dyplomatyczne wywarły niemałe wraże­nie, jednak dla większego bezpieczeństwa - i za dwadzieścia tysięcy dolarów amerykańskich, które, jak twierdził, zobowiązywały go moralnie - zadecydował, że zorganizuje przejście przez granicę po swojemu.- Nie jest to być może aż tak trudne, jak to poprzednio panu sugerowałem, sir.Dwaj ze strażników to kuzyni ze strony mojej błogosławionej matki - niech spoczywa w Chrystusie - a my mamy zwyczaj wzajemnie sobie pomagać.Ja robię jednak dla nich więcej niż oni dla mnie, ale jestem przecież w lepszej sytuacji.Są bardziej syci aniżeli większość mieszkańców w Zhuhai Shi i obaj mają telewizory.- Jeżeli są twoimi kuzynami - zdziwił się Bourne - to dlaczego nie podobało ci się, kiedy dałem jednemu z nich zegarek? Powiedziałeś, że jest za drogi.- Ponieważ on go sprzeda, sir, poza tym nie chcę, żeby go psuto.Będzie wymagał ode mnie zbyt wiele.Na takich zasadach, pomyślał Bourne, strzeżone są najbardziej szczelne granice na świecie.Wong polecił im, aby podeszli do ostatniego przejścia po prawej stronie dokładnie o godzinie 8.55; on przejdzie osobno kilka minut później.Ich paszporty z czerwonym paskiem dokładnie sprawdzono i odesłano do biura, po czym szacownych dyplomatów, zaszczycanych przez kuzyna skąpymi uśmiechami, szybko przepuszczono przez granicę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl