[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pozornie pańska logika wydaje się nienaganna.- Gdzie? - wrzasnął Sheng.- Co mi pan proponuje?- Życie!- Ach tak, już pan wspomniał.- Pański czas ucieka.- Będę wiedział, kiedy przyjdzie mój czas, monsieur! - Ostatnia wiadomość.Delta zrozumiał.Bourne potarł zapałkę o pudełko i zasłonił płomień dłońmi.Następnie zapalił cienką, woskową świecę, w której w odległości kilku milimetrów od czubka zatopiony był detonator.Odczołgał się szybko w las, rozwijając po drodze szpagat przywiązany do podwójnego zwoju petard.Gdy sznur się skończył, Jason ponownie skierował się w stronę drzewa.-.A jakie mam gwarancje, że ocalę życie! - nalegał Echo.Jak arcymistrz szachowy, który planuje własną nieuniknioną śmierć, prowadził tę perwersyjną grę z wyraźnym zadowoleniem.- Chcemy prawdy - odparł Sheng.- To wszystko.- Ale przecież mój były uczeń powiedział panu, że skłamię - tak jak pan konsekwentnie kłamał przez cały ten wieczór.- D'Anjou przerwał i powtórzył ostatnie zdanie w dialekcie mandaryńskim.- Liaojie ma? - zwrócił się do widzów pytając ich, czy zrozumieli.- Dosyć!- Bez przerwy się pan powtarza.Doprawdy, powinien pan próbować się opanować.To taki męczący nawyk.- Moja cierpliwość się kończy! Gdzie jest twój szaleniec?- W pańskim zawodzie, mon generał, cierpliwość jest nie tylko cnotą, ale i koniecznością.- Dosyć! - zawołał sobowtór i ku ogólnemu zaskoczeniu odskoczył od drzewa.- On gra na zwłokę.Bawi się z panem.Znam go!- Po co? - spytał Sheng unosząc miecz.- Nie wiem - odparł brytyjski komandos.- Po prostu nie podoba mi się to i to jest dla mnie wystarczający powód!Trzy metry dalej, za drzewem, Delta spojrzał na świecącą tarczę zegarka, zwracając szczególną uwagę na dużą wskazówkę.Jeszcze w samochodzie obliczył czas spalania się świecy i widział, że zbliża się ten moment.Przymknął oczy, zanosząc błaganie do czegoś, czego nie pojmował, nabrał garść ziemi i cisnął ją wysoko w górę, na prawo od drzewa, tak by spadła z prawej strony d'Anjou.Słysząc szmer spadających grudek.Echo natężył głos najbardziej jak potrafił.- Układać się z tobą? - wrzasnął.- Prędzej zawarłbym układ z archaniołem ciemności.Może jeszcze mnie to czeka, a może i nie, gdyż łaskawy Bóg wie, że popełniłeś grzechy, o jakich nawet nie odważyłbym się pomyśleć i opuszczam tę Ziemię marząc tylko o tym, by cię zabrać ze sobą! Bo poza cechującą cię obrzydliwą brutalnością, mon general, jesteś głupkowatym, próżnym nudziarzem, okrutną hańbą twego narodu! Umrzyj wraz ze mną, generale Gówno!Wykrzykując ostatnie słowa d'Anjou rzucił się na Sheng Chouyan-ga, wbijając mu paznokcie w twarz i plując w szeroko otwarte ze zdumienia oczy.Sheng odskoczył do tyłu i machnął swym obrzędowym mieczem, opuszczając go na głowę Francuza.Koniec nastąpił miłosiernie szybko dla Echa.Zaczęło się! Urywana seria eksplozji petard wypełniła dolinkę, odbijając się echem od drzew i potęgując w uszach oszołomionego tłumu.Ludzie rzucali się na ziemię; inni śmiertelnie przerażeni, ogarnięci paniką, wbiegali między drzewa, chowając się w zaroślach.Sobowtór skoczył za pień drzewa i przyklęknął z bronią w ręku.Bourne, trzymając pistolet z nałożonym na lufę tłumikiem, podszedł do zabójcy i stanął nad nim.Wycelował dokładnie i strzelił wytrącając broń z ręki mężczyzny.Z dłoni komandosa między kciukiem i palcem wskazującym trysnęła struga krwi.Morderca odwrócił się gwałtownie z wytrzeszczonymi oczyma i otwartymi ustami.Kolejny strzał Jasona rozciął mu skórę na kości policzkowej.- Odwróć się! - rozkazał Bourne przykładając lufę do lewego oka komandosa.- A teraz obejmij drzewo! Obejmij! Obydwoma ramionami, mocno, mocniej! - Jason wcisnął pistolet w kark mordercy i wyjrzał zza drzewa.Niektóre pochodnie wbite w grunt leżały przewrócone, ich płomienie zgasły.Z głębi lasu dobiegła kolejna seria eksplozji.Ogarnięci paniką ludzie zaczęli strzelać w kierunku, z którego dochodziły dźwięki.Noga oszusta drgnęła! A potem jego prawa ręka! Bourne wystrzelił dwukrotnie prosto w pień.Pociski wbiły się w drzewo tuż obok czaszki komandosa obsypując go kawałkami kory.Złapał mocno pień i jego ciało gwałtownie zesztywniało.- Odwróć głowę w lewo! - powiedział Jason ostro.- Ruszysz się jeszcze raz, to ci ją przedziurawię!Gdzie on jest? Gdzie jest ten szaleniec z mieczem? Delta był to winien Echu.Gdzie.Tam! Człowiek z oczyma fanatyka podnosił się z ziemi rozglądając się na wszystkie strony, wykrzykując rozkazy do tych, którzy znajdowali się w pobliżu, i domagając się broni.Jason wysunął się zza drzewa i uniósł pistolet.Głowa fanatyka zamarła nieruchomo.Ich oczy się spotkały.Bourne wystrzelił dokładnie w tej samej chwili, gdy Sheng szarpnięciem pociągnął strażnika do siebie.Żołnierz wygiął się do tyłu.Jego plecy zadrgały pod uderzeniem pocisków.Sheng trzymał trupa przed sobą używając go jako tarczy, podczas gdy Jason wystrzelił jeszcze dwa razy powodując konwulsyjne drgnięcia zwłok.Nie mógł tego zrobić! Szaleniec wciąż był zasłonięty ciałem żołnierza! Delta nie mógł spełnić żądania Echa! Generał Gówno przeżyje! Przepraszam cię, Echo! Nie ma czasu! Ruszaj! Echo odszedł.Marie!Sobowtór przekręcił głowę, usiłując dostrzec, co się dzieje.Bourne pociągnął za spust.Kora eksplodowała w twarz zabójcy, który instynktownie podniósł ręce do oczu, a potem potrząsnął głową usiłując odzyskać możność widzenia.- Wstawaj! - rozkazał Jason [ Pobierz całość w formacie PDF ]