[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na następnym skrzyżowaniu skręcił w lewo, potem znowu w prawo, kluczyłi lawirował przez spokojną willową dzielnicę, wreszcie wyjechał z Sherman Oaks nakrawędz doliny, przez grań do kanionu Benedict, po zalesionych zboczach, przez ciem-181ność w stronę odległych świateł Beverly Hills i Los Angeles. Zgubiliśmy ich rzucił uszczęśliwiony.Laura nie doznała ulgi.Nie wierzyła, że mogą zgubić swojego nieludzkiego wroga niewidzialne To równie łatwo jak furgonetkę FBI.25Dan uważnie obserwował Reginę i próbował wymyślić, w jaki sposób zmusić ją domówienia.Wydawała się tak uległa, że z pewnością mógł ją nagiąć do swoich celów,gdyby tylko wiedział, gdzie i jak nacisnąć.Regina przestała już obgryzać kostki dłoni.Teraz wsadziła kciuk do ust i ssała go de-likatnie.Przybrała pozę tak prowokacyjną niewinność oczekująca sprofanowania że Dan miał pewność, iż nauczył ją tego Hoffritz.Zaprogramował ją do tego? Leczssanie kciuka wyraznie przynosiło jej ulgę; rozdzierająca duchowa udręka kazała jejszukać pociechy w najprostszych, najbardziej infantylnych rytuałach uspokojenia.Odkąd włożyła kciuk do ust, przestała siedzieć wyprostowana jak dama.Teraz sku-liła się w kącie sofy.Dekolt peniuaru rozchylił się, ukazując głęboki, gładki, ocienionyrowek między piersiami.Dan doskonale wiedział, jak nakłonić ją do mówienia, ale nie miał ochoty robić ta-kich rzeczy.Wyjęła na chwilę kciuk z ust i powiedziała: Nie mogę panu pomóc.Naprawdę nie mogę.Pójdzie pan teraz? Proszę.Nie odpowiedział.Wstał z fotela, podszedł do stolika i stanął nad Reginą, mierząc jąsurowym wzrokiem.Nie podniosła głowy.Ostro, niemal szorstko rozkazał: Spójrz na mnie.Spojrzała na niego.Drżącym głosem, jakby nie spodziewała się spełnienia prośby,powtórzyła: Pójdzie pan teraz? Proszę.Pójdzie pan? Odpowiesz na moje pytania, Regino oświadczył Dan z grozbą w głosie. Niebędziesz kłamać.Jeśli nie odpowiesz albo jeśli mnie okłamiesz. Uderzysz mnie? zapytała.Nie miał już do czynienia z kobietą, tylko z chorą, żałosną, zagubioną istotą.Ale nieprzerażoną.Perspektywa bicia nie wzbudziła w niej strachu.Wręcz przeciwnie.Reginabyła chora, żałosna, zagubiona i głodna.Głodna podniecającego bicia, spragnionarozkosznego bólu.183Dan stłumił odrazę i postarał się przybrać jak najzimniejszy ton głosu. Nie uderzę cię.Nie dotknę cię.Ale powiesz mi, co chcę wiedzieć, ponieważ teraztylko po to istniejesz.Oczy jej zabłysły dziwnym światłem, jak u zwierzęcia napotkanego nocą. Zawsze robisz to, czego od ciebie żądają, prawda? Spełniasz oczekiwania innych.Oczekuję, że będziesz ze mną współpracowała, Regino.Chcę, żebyś odpowiedziała namoje pytania, i odpowiesz, ponieważ tylko do tego się nadajesz.do udzielania choler-nych odpowiedzi.Spojrzała na niego wyczekująco. Spotkałaś kiedyś Ernesta Andrew Coopera? Nie. Kłamiesz. Czyżby?Powściągając narastające współczucie i litość, jakie wobec niej odczuwał, Dan przy-brał jeszcze bardziej lodowaty ton i wzniósł pięść nad jej głową, chociaż nie zamierzałjej uderzyć. Czy znasz Coopera?Nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się w wielką pięść z perwersyjnym uwielbie-niem, którego nie mógł wytrzymać.Pod wpływem nagłej inspiracji udał gniew, któregonie odczuwał. Odpowiadaj, ty dziwko!Drgnęła na tę obelgę, ale nie wydawała się zdziwiona ani urażona.Drgnęła tak, jakbyprzeszedł ją dreszcz rozkoszy.Nawet drobna słowna zniewaga stanowiła klucz, który jąotwierał.Przywierając wzrokiem do jego pięści, powiedziała: Proszę. Może. Spodoba się panu. Może.jeśli mi powiesz, co chcę wiedzieć.Cooper. Nie mówią mi nazwisk.Znałam jednego Erniego, ale nie wiem, czy to byłCooper.Dan opisał nieżyjącego milionera. Tak potwierdziła, wpatrując się na zmianę w jego pięść i w oczy. To był on. Willy cię z nim poznał? Tak. A Joseph Scaldone? Willy.przedstawił mnie mężczyznie imieniem Joe, ale jego nazwiska też nie zna-łam.184Dan opisał Josepha Scałdonego.Kiwnęła głową. To on. A Ned Rink? Chyba nigdy go nie spotkałam. Niski, przysadzisty, raczej brzydki.W trakcie tego opisu zaczęła kręcić głową. Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]