RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bóg mi kazał - odparła Samantha.- Już odpokutowałeś za swój grzech, tatusiu.Jeśli przyjmiesz Michała, Bóg ci przebaczy, a wtedy ja też ci przebaczę.Chciał wybuchnąć, ale powstrzymał go wygląd jej oczu.Patrzyła przez niego, jak gdyby był ze szkła.Usiadł z wysiłkiem, zmęczony, zanim jeszcze zaczął się dzień, i skierował myśli ku czekającej go pracy.Mieli, razem z Sophie, spędzić dwa najbliższe dni jeżdżąc po obszarze leżącym na północ od Hudson City.Do połowy tygodnia zdążą odwiedzić wszystkich ludzi z listy, tak że będą mieli jeszcze parę dni na ponowne przypominanie mieszkańcom o całej sprawie.Czuł się podekscytowany.Wychodziło im to!Zadzwonił telefon.Był to Bob Kent.- Jak tam w Albany? - zapytał doktor.Burmistrz został w mieście, aby wyrabiać poparcie u miejscowych prawników.- Zwyczajnie.A jak wam idzie w mieście?Springer zdał Kentowi sprawozdanie z postępów rejestracji i zapytał go, kiedy wróci.- Może w poniedziałek - odparł Bob bez przekonania.- Tato - powiedziała Samantha, kiedy jej ojciec odłożył słuchawkę.- Co, kochanie? - spytał, nieobecny myślami, zawiązując szlafrok, aby pójść na górę, przez pokój Margaret, do łazienki.Pomyślał, że to zastanawiające, jak szybko potrafił zamknąć się na próby Samanthy, która chciała nawiązać z nim kontakt.Ale w tej chwili była narzędziem w ręku Michała i musiał najpierw pokonać go, zanim będzie mógł pomóc córce.- Pan Spencer przechodzi szkolenie - oznajmiła.- Co?- Michał mówi, że będzie mu wolno przyłączyć się do ruchu.- Spencer?- Ty też mógłbyś, póki nie będzie za późno.Alan szybko otrzeźwiał.Właściciel sklepu z żywnością, mężczyzna o twarzy dziecka, nie zrobił właściwie żadnej niespodzianki.Tak samo jak Pete Lewis, miał bardzo wiele do stracenia w przypadku usunięcia sekty z miasta.Doktor zdał sobie sprawę z tego, że sklepikarze chcieli po prostu przyssać się do swoich najlepszych klientów.Jednak kiedy wyjechał poza miasto i zobaczył niebieskie światełko w sklepie IGA, pomyślał jeszcze o czymś innym.Obydwaj, Lewis i Spencer, byli bardzo religijnymi ludźmi.Niewielu mieszkańców Hudson City traktowało wiarę równie poważnie.Dwie niebieskie lampki.Poszukał w myślach następnych.Może Preston.No i być może Moser, chociaż stary przedsiębiorca był chyba zbyt niezależny i za sprytny, żeby dać się w to wciągnąć.Ale to by było wszystko, poza może jeszcze jednym czy drugim dziwakiem.Żaden nauczyciel nie podda się indoktrynacji sekty.A farmerzy byli w tej chwili zbyt zajęci żniwami, żeby się na cokolwiek nawracać.Alan dobrze o tym wiedział.Jeździł przez ich pola, łapiąc ich na pospieszną rozmowę przy ciężarówce z sianem.Przez cały dzień myślał o porannej wymianie zdań z Samanthą.Jeśli jego córka działała z polecenia Michała, a był tego prawie pewien - to oznaczało, że sekciarze boją się, iż zdoła zarejestrować dostatecznie dużo wyborców, aby pokonać ich w listopadowych wyborach.Doktor uśmiechnął się, skręcając w kolejną polną drogę.Opór narastał.Skurczybyki zauważyły to.To był dobry dzień.Do wieczora zdołał przekonać do wpisania się na listę dwadzieścia osób.Miał numery ich telefonów, tak że mógł zadzwonić, aby przypomnieć o wyborach.Kiedy przejeżdżał stanową szosą obok salonu samochodowego Eda Strattona, wewnątrz ciągle paliło się światło.Sprzedawca samochodów siedział przy swoim biurku w rogu i telefonował.Zamachał do Springera, odłożył słuchawkę i otworzył szklane drzwi.- Ty też? Przed chwilą przejeżdżała Sophie.Ta kobieta prowadzi jak burza.- Właśnie kończę.Jak ci dzisiaj poszło?Ed pokazał swoim zgasłym cygarem kartki żółtego, kancelaryjnego papieru, leżące na jego biurku.- Trzydzieści osób.Większość z nich obiecała, że na pewno się zarejestruje.- Nieźle.Stratton uśmiechnął się blado.- Mnóstwo ludzi - powiedział - zacznie jeździć nowymi, tanimi samochodami, jeśli będą pamiętać o obietnicach, które dzisiaj złożyli.- Uda się nam - stwierdził doktor.Opisał w krótkich słowach rezultaty swojej dzisiejszej pracy.Stratton podliczył na czystej kartce wszystkich, których udało im się dotąd zwerbować.- Rzeczywiście - ocenił.- Ale nasza przewaga jest minimalna.- Trzeba im przypominać przez cały tydzień.Ja będę dzwonić do twoich, a ty do moich.- A gdzie jest Kent? - zapytał Stratton.- Jeszcze siedzi w Albany.Telefonował dzisiaj rano.- Co on tam, do diabła, może robić w czasie weekendu? Springer wzruszył ramionami.- Powiedział, że wróci w poniedziałek.- To mi coś przypomniało: Davies dzwonił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl