[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ryczał teraz z całych sił, potrząsając swoją wielką głową.Wysokie, piskliwe głosy nastolatków ledwie nadążały za nim.Niektórzy z dorosłych z wahaniem zbliżyli się do ściany ludzi i odnaleźli swoje dzieci, po to tylko, żeby spotkać się z martwymi, patrzącymi przed siebie oczami, nie reagującymi na obecność rodziców, jak gdyby byli oni niewidzialni.- Nadszedł Pan.Nadszedł Pan.Nadszedł Pan.Doktor wychwycił zmianę, jaka nastąpiła w słowach.Wyciągnął szyję.Gdzie jest Samantha? Hałas i ciasny krąg ludzi działały przytłaczająco.Pete Lewis i jego żona gapili się, zdjęci grozą, na Dicka.Sophie Wilkins zaciskała usta.Mary Kent spoglądała na Boba z malującym się na twarzy przerażeniem, a burmistrz wyglądał na zaniepokojonego i czujnego, jak gdyby czekał na przerwę w panującym zgiełku, w czasie której mógłby coś zrobić.Margaret wytrwale szukała Samanthy.Nagle Buster Crayton, mleczarz, który szarżował samochodem na płot Bractwa, zauważył swoją córkę, Betsy.Podszedł do śpiewającego kręgu i złapał ją za pulchne ramię.Betsy próbowała uwolnić się z uścisku jego potężnej dłoni.Właściwie ojciec klepnął ją przy okazji solidnie, tak jakby poganiał niezdecydowaną krowę, żeby przeszła przez furtkę.Betsy wrzasnęła wniebogłosy, jak gdyby została wyrwana z nocnego koszmaru.W ciągu sekundy otoczył ją mur sekciarzy, zmuszając Bustera, żeby puścił córkę.Farmer wycofał się zmieszany.Potrząsnął głową niczym zdumiony byk i po chwili runął na grupę mężczyzn, którzy okrążyli Betsy.Krąg otworzył się, połknął go do wnętrza i zamknął się z powrotem.Syn i bratanek Craytona, rośli mężczyźni po trzydziestce, ruszyli mu z pomocą.Rzucili się na Błękitnych Braci wymierzając ciosy i kopniaki.Sekciarze zaczęli natychmiast się cofać, pociągając za sobą napastników, wciągając ich do półkola i zamykając jego końce, aż ci zniknęli z oczu.Przez cały czas trwał śpiew:- Nadszedł Pan.Nadszedł Pan.Nadszedł Pan.Krąg się otworzył.Rolnicy leżeli rozciągnięci na zdeptanej trawie, nieruchomi jak lalki z kukurydzy.- Nadszedł Pan.Nadszedł Pan.Nadszedł Pan.Siedzący przy stołach ludzie powstawali, krzycząc ze złością na widok swoich powalonych sąsiadów.Ich żony rzuciły się ku nim z przerażeniem na twarzach, ale zatrzymały się z lękiem, zanim dotarły do swoich mężów.Zastąpił im drogę Michał z łagodnym uśmiechem, ale płonącym wzrokiem.Przez długą chwilę przyglądał się mieszkańcom Hudson City.Słońce zaszło już niemal zupełnie.Nikt się nie odzywał i wydawało się, że w tym momencie nie przejechał ulicą żaden samochód, nie zaśpiewał żaden ptak i nie bzyknął żaden owad.Springer z przerażającą pewnością czuł, że przywódca sekty zamierza ukarać miasteczko za atak Craytona.Ale kiedy wreszcie przemówił, skierował się do swoich wyznawców.- Pójdziemy teraz do domu.Zgromadzeni przy stołach ludzie westchnęli z ulgą.Błękitni Bracia uformowali swoją zwyczajową podwójną kolumnę - mężczyźni i kobiety oddzielnie.Alan uspokoił się, myśląc z ulgą, że pomylił się co do zamiarów Michała.Przywódca sekty stanął na czele kolumny swoich wyznawców.Uśmiechnął się do młodzieży z miasteczka.- Chodźcie z nami.A dzieci z Hudson City weszły pomiędzy dwa rzędy sekciarzy i pomaszerowały razem z nimi.27Nad szkolnymi boiskami zapadła głęboka, martwa cisza.Rodzice z Hudson City spoglądali na siebie w osłupieniu, zaszokowani tym, co się stało.Maszerująca kolumna zdążyła już zniknąć za budynkiem szkoły.Dzieci odeszły.Kiedy Springer uklęknął przy Craytonach, żeby udzielić im pomocy, zaczęli właśnie odzyskiwać przytomność.Stwierdził, że nie mają śladów pobicia, ale są w szoku.Polecił ich żonom, by postarały się, aby jeszcze przez parę minut pozostali w pozycji leżącej.Kiedy wstał, ludzie kręcili się dookoła, zdenerwowani i zmieszani; wykrzykiwali, że muszą odzyskać swoje dzieci.Margaret złapała Alana za ramię.Patrzyła dzikim wzrokiem.- Co zrobimy?- Uspokój się - odparł doktor.- Coś zrobimy.- Co?! - pisnęła przeraźliwie.- Alanie, proszę cię.Springer poczuł, że dookoła narasta histeryczny nastrój.Złapał żonę obiema rękami i krzyknął:- Tylko spokojnie! - Kątem okna zobaczył, że Bob Kent wdrapuje się na podium.- Słuchaj - ciągnął.- Idź do domu.Proszę cię [ Pobierz całość w formacie PDF ]