[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.".Co to dla was za różnica? Oczym tu dyskutować? Bez względu na to, jaka byłaby wasza odpowiedz, nie ustalicie na jejpodstawie żadnego programu działania.Czy dom się spalił, czy zniosła go woda, czyzniszczył huragan - musicie myśleć nie o tym, co stało się z domem, a o tym, gdzie terazmieszkać, jak teraz żyć i co robić dalej.- Chcesz powiedzieć.- zaczął Malanow.- Ja chcę powiedzieć - stwierdził twardo Wieczerowski - że nic szczególnieinteresującego z wami się nie stało.Nie ma się czym pasjonować, nie ma czego badać, nie maczego analizować.Wasze poszukiwania przyczyn to po prostu jałowa ciekawość.Nie o tympowinniście myśleć, jak i kto zbudował tę komorę ciśnień, tylko jak się zachować podciśnieniem.A myśleć o tym jest znacznie trudniej niż fantazjować o cesarzu Asioce,ponieważ od tej chwili każdy z was jest sam.Nikt wam nie pomoże.Nikt niczego nie doradzi.Nikt o niczym za was nie zadecyduje.Ani Akademia Nauk, ani rząd, ani nawet całapostępowa ludzkość.Ale o tym dostatecznie przekonywająco mówił Walentin.Wstał, nalał sobie herbaty i ponownie wrócił na fotel, pewny siebie nie do zniesienia,niedbale wytworny, zapięty na wszystkie guziki, jak na przyjęciu dyplomatycznym.Nawetfiliżankę trzymał niby jakiś lord na five o'clocku u królowej.Syn Zachara zacytował na cały dom:- Jeśli chory lekceważy zalecenia lekarza, leczy się niesystematycznie, nadużywaalkoholu, to mniej więcej po pięciu, sześciu latach drugie stadium choroby przechodzi wtrzecie i ostatnie.".Zachar nagle powiedział z rozpaczą:- Ale dlaczego? Dlaczego właśnie ja, dlaczego wy?Wieczerowski z leciutkim stuknięciem postawił filiżankę na talerzyku, a talerzyk nastole obok siebie.- Dlatego, że wiek nasz chadza w czerni - objaśnił Wieczerowski, osuszającszaroróżowawe jak u konia wargi śnieżnobiałą chusteczką.- Nosi wysoki cylinder, a jednaknadal uciekamy, potem zaś, gdy zegar wybija godzinę bezczynności, godzinę wyrzeczenia sięspraw powszednich, ogarnia nas rozterka i nie marzymy już o niczym.- Idz do diabła - powiedział Malanow, a Wieczerowski zaśmiał się sytym marsjańskimśmiechem.Weingarten wygrzebał z przepełnionej popielniczki w miarę przyzwoity niedopałek,wetknął go pomiędzy grube wargi, potarł zapałkę o pudełko i czas jakiś tak siedziałbezmyślnie, gapiąc się w płomyk.- Rzeczywiście - powiedział w końcu.- Czy to nie wszystko jedno, jaka właściwiesiła.jeśli z góry wiadomo, że przewyższa ludzką.- Zapalił.- Pleśń, na którą spadła cegła,czy też pleśń, na którą spadła dwudziestokopiejkówka.Tylko że ja nie jestem pleśnią.Jamogę wybierać.Zachar spojrzał na niego z nadzieją, ale Weingarten zamilkł.Wybierać, pomyślałMalanow.Aatwo powiedzieć - wybierać.- Aatwo powiedzieć wybierać! - zaczął nawet Zachar, ale odezwał się Głuchow iZachar z nadzieją wlepił w niego oczy.- Przecież to jasne! - powiedział Głuchow z niezwykłą mocą.- Czy naprawdę nie jestdla was oczywiste, co należy wybrać? %7łycie, oczywiście! No bo co innego! Przecież nie tewasze teleskopy, nie wasze probówki.Niech się udławią waszymi teleskopami! Wasządyfuzyjną materią!.Trzeba żyć, trzeba kochać, wielbić przyrodę, wielbić, a nie dłubać wniej! Kiedy teraz patrzę na drzewo, na krzak, czuję i wiem, że to mój przyjaciel, istniejemyjeden dla drugiego, jesteśmy sobie wzajemnie potrzebni.- Teraz? - zapytał głośno Wieczerowski.Głuchow zająknął się.- Przepraszam? - wymamrotał.- A przecież my się znamy, Władlenie Siemionowiczu - powiedział Wieczerowski.-Pamięta pan? Estonia, szkoła lingwistyki matematycznej.sauna, piwo.- Tak, tak - powiedział Głuchow, spuszczając oczy.- Tak.- Pan był wtedy zupełnie inny - powiedział Wieczerowski.- Kiedy to było.- powiedział Głuchow.- Baronowie, wie pan, starzeją się.- Baronowie również wojują - powiedział Wieczerowski.- Nie tak znowu dawno tobyło.Głuchow w milczeniu rozłożył ręce.Malanow nic z tego intermedium nie zrozumiał, ale coś tam było, i to coś niemiłego,nie przypadkiem rozmawiali ze sobą w ten sposób.A Zachar widocznie zrozumiał jakoś poswojemu, wyczuł chyba jakiś wyrzut pod swoim adresem w tych kilku słowach, a możenawet zniewagę, ponieważ nagle z niezwykłą gwałtownością, nieomal z nienawiścią, prawiekrzyknął zwracając się do Wieczerowskiego:- A jednak Sniegowoja zamordowali! Panu łatwo mówić, pana nie wzięli za gardło,panu to dobrze!Wieczerowski skinął głową.- Tak - powiedział.- Mnie jest dobrze.Mnie jest dobrze, ale WładlenowiSiemionowiczowi także jest dobrze.Prawda?Malutki, przytulny człowiek z zaczerwienionymi króliczymi oczkami za mocnymistaromodnymi szkłami w stalowej oprawce ponownie w milczeniu rozłożył ręce.Potem wstałi nie patrząc na nikogo powiedział:- Przykro mi, ale czas już na mnie.Jest bardzo pózno.ROZDZIAA 815.Być może chcesz przenocować u mnie? - zapytał Wieczerowski.Malanow zmywał naczynia i rozważał tę propozycję.Wieczerowski nie poganiał go.Znowu poszedł do dużego pokoju, czas jakiś coś tam robił, potem wrócił z kupą śmieci wwilgotnej gazecie i wrzucił to wszystko do wiadra.Następnie wziął ścierkę i zaczął wycieraćstół w kuchni.Tak w ogóle, po tym wszystkim, co się tu dzisiaj działo, i po tych rozmowachMalanow nie bardzo miał ochotę zostać sam.Ale z drugiej strony zostawić mieszkanie i iśćsobie było jakoś głupio i mówiąc szczerze, wstyd.Wychodzi na to, że mnie jednak wygryzli,pomyślał.Nie znoszę nocowania poza domem, nawet u przyjaciół.Nawet uWieczerowskiego.Nagle zupełnie wyraznie poczuł zapach kawy.Krucha jak płatek różyróżowa filiżanka, a w niej czarodziejski napój a la Wieczerpwski.Ale jeśli się dobrzezastanowić - kto na noc pije kawę.Kawę pije się rano.Umył ostatni talerz, postawił na suszarce, byle jak wytarł kałużę na linoleum i poszedłdo dużego pokoju.Wieczerowski już tam siedział w fotelu, zwrócony twarzą do okna.Nieboza oknem było złotoróżowe, młody księżyc niczym na minarecie trwał dokładnie nad dachemwieżowca.Malanow wziął swój fotel, również odwrócił go do okna i również usiadł.Terazrozdzielało ich biurko, na którym Filip starannie posprzątał - książki leżały równiutko jednana drugiej, z odwiecznego kurzu nie zostało nawet śladu, wszystkie trzy ołówki i piórospoczywały w szeregu obok kalendarza.W ogóle, w czasie kiedy Malanow mył naczynia,Wieczerowski sprzątnął pokój na wysoki połysk - tyle że nie użył odkurzacza -a sam nadalpozostał elegancki, wykwintny, bez jednej plamki na swoim kremowym garniturze.Nawet sięnie spocił, co zakrawało już na kompletną fantastykę.A za to Malanow, chociaż był wfartuchu Irki, miał cały brzuch mokry.Jeśli żona ma mokry brzuch po myciu naczyń, znaczy,że mąż jest pijakiem.A jeśli mąż?.Milcząc patrzyli, jak w wieżowcu gasną okna, jedno po drugim.Zjawił się Kalam,miauknął cichutko, wskoczył Wieczerowskiemu na kolana, zwinął się w kłębek i zamruczał [ Pobierz całość w formacie PDF ]