RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest to prawdziwa matka, a nie fałszywy stolarz, rozumie pan? Czy mam mówić wyraźniej?Aptekarz wbił nóż spojrzenia w samo jej serce, ale już nic nie rzekł.Czarne jego słowa zbudziły jednakże niepokoje i gorączkę.Dobra ciocia Marta patrzyła na niego z odrazą, a Ralf miał na obliczu wyraz srogi i bojowy.- Poczekamy jeszcze pięć minut… - rzekł Jan.- Jeśli do tego czasu pan Dziurawiec…- Jestem do usług! - odezwał się głos od drzwi.- Mój zegarek jest nieco pomylony …Proszę mnie łaskawie przedstawić szanownemu zebraniu.Dziurawiec jestem!„Idąc kłaniał się starcom, damom i młodzieży” - jak w Panu Tadeuszu.- Czemu pan tak na mnie patrzy? - zapytał z pasją aptekarz.- Nie podobam się panu?- Wcale na pana nie patrzyłem! - odrzekł zdumiony pan Dziurawiec.- Patrzyłem na tego ślicznego chłopczyka.Z kolei zdumiał się aptekarz, bo byłby przysiągł, że pan Dziurawiec oglądał go z nie ukrywanym zachwytem.Miał już dość tego wszystkiego.- Czy my nigdy nie zaczniemy? - zakrzyknął.- Już zaczynamy! - odpowiedziała panna Katarzyna.- Oto jest dokument… Uradziliśmy, Że ja go mam odczytać.- Za pozwoleniem, za pozwoleniem! - tubalnym głosem oznajmił pan Dziurawiec.Proszę o krótką chwilę zwłoki i wysłuchanie kilku słów.- Gadaj pan, byle prędko! - warknął aptekarz.- Dziękuję panu - rzekł pan Dziurawiec, kłaniając się szafie.- Otóż sprawa jest taka: pan Wojciech Mościrzecki z Przypłocia oświadcza panu przez moje usta, że jest seniorem rodu Mościrzeckich i jego głową… Przepraszam, a może pan jest od niego starszy? Jeśli wolno zapytać, ile pan ma lat?- Dziewiętnaście! - odrzekł zdumiony Ralf, poczuwszy na sobie przenikliwe spojrzenie.- Nie pana pytałem, tylko pana aptekarza.- Te moja osobista sprawa! - zakrzyknął aptekarz zniecierpliwiony.- Bardzo pana wobec tego przepraszam…Pan Wojciech Mościrzecki ma lat siedemdziesiąt, czyli że jest starszy od wszystkich tu zebranych, wobec czego nikt mu nie może zaprzeczyć godności głowy rodu.- I cóż wymyśliła ta czcigodna głowa? - zapytał aptekarz, uśmiechając się szatańsko.- Bardzo wiele wymyśliła! Pan Wojciech Mościrzecki pragnie usilnie być obecny przy odczytywaniu dokumentu, ale że jest bezwładny i przykuty do fotela, prosi wszystkich tu zebranych, panie i panów wszystkich bez wyjątku, aby zechcieli przyjechać do Przypłocia na krótką gościnę…- Protestuję! - krzyknął aptekarz.- Nigdzie nie pojadę! Co mnie to obchodzi.że pan Mościrzecki nie może przyjechać! I dlaczego musi on być obecny przy odczytywaniu tego przeklętego dokumentu?Pan Dziurawiec spojrzał z tkliwym żalem na fortepian, który w żaden sposób nie mógł być aptekarzem.- Powiem panu, dlaczego.W dokumencie, który pan nazywa przeklętym, a ja śmiem nazwać błogosławionym, mogą znaleźć się albo tajemnice, wymagające natychmiastowego rozwikłania, albo nakazy, które trzeba będzie bezzwłocznie wypełnić.Bez udziału najstarszego z rodu nie można będzie tego wykonać, a Po cóż znowu wywoływać zwłokę? Przypuśćmy, że odczytamy dokument tutaj i za chwilę.Będę musiał pojechać ze sprawozdaniem do Przypłocia, potem powrócić z oznajmieniem, co zamyśla uczynić pan Mościrzecki, znowu jechać i znowu wracać.Po co to? Zapytuję uprzejmie szanownego pana: po co? A skoro wszyscy zbiorą się w Przypłociu jako najbardziej pożądani goście, sprawę od razu się wyjaśni.Czy słusznie mówię, proszę pani?Obie ciocie, niepewne, do której z nich zwrócone było pytanie, odpowiedziały niemal równocześnie:- Myślę, że słusznie - rzekła twierdząco ciocia Kasia.- A dlaczego by pan nie miał mieć słuszności? - odpowiedziała pytająco ciocia Marta.Towarzystwo zaczęło się zastanawiać.Ralf szeptał o czymś gorąco do różowego uszka panny Janiny, Józef naradzał się z Janem.Sądząc z wyrazów twarzy, niemal wszyscy godzili się na wywody pana Dziurawca, tylko aptekarz był nieprzejednany.- Nic mnie to nie obchodzi! - wołał czarnym głosem.- Wszystko już było ułożone, tymczasem zjawia się jakiś pan Dziurawiec i wywraca wszystko do góry nogami.A skąd ja mam mieć pewność, że to nie pułapka?- Niech się pan miarkuje! - rzekł pan Dziurawiec z dobitnym oburzeniem.- Ani myślę! Jest to sprawa Mościrzeckich, a ja jestem Mościrzecki.Słyszy pan?- Słyszę, bo pan krzyczy…- I będę krzyczał, bo jestem na swoich śmieciach!- Za pozwoleniem - wtrącił się Jan.To są nasze śmiecie.- Wasze, nie wasze - wszystko mi jedno! Więc powtarzam: nie mam pewności, czy to nie jest pułapka, aby ktoś dostał do rąk dokument, może bezcenny, a w podróży i w tłoku łatwo o mały wypadeczek… Proszę mi nie przerywać! A poza tym kto z państwa zna tego pana z Przypłocia? Kto to taki? Czy przedstawił dowody, że jest prawdziwym Mościrzeckim?- Jest nim niewątpliwie! - rzekła z powagą panna Katarzyna.- Dobrze! Więc jest Mościrzeckim… Ale czemu zebranie ma jechać do jednego człowieka, a nie jeden człowiek na zebranie? Co?- Już panu powiedziano, że ten człowiek jest chory!- A skąd pani wie, że to prawda? - Przecie mówił nam pan Dziurawiec…- Ach, pan Dziurawiec! Słyszałem, słyszałem, nie jestem głuchy…Pan Dziurawiec podniósł obie ręce w stronę powały, nad którą - jak wszystkim wiadomo znajduje się niebo, jak gdyby chciał rzec, że jeśli z nieba nie wyleci w tej chwili piorun i nie trzaśnie w tego straszliwego aptekarza, tedy nie masz sprawiedliwości na tym świecie.Oczekiwał przez chwilę, ale że piorun nie zahuczał, zahuczał on sam:- Niech pan pojedzie i niech pan sam stwierdzi, czy pan Mościrzecki jest chory.Zna się pan chyba na chorobach, bo zapewne niejednego pan już swoimi pigułkami wyprawił na tamten świat.- Nie pojadę! Ani myślę!Na to zniecierpliwiona ciocia Katarzyna:- Panie aptekarzu! Myślę, że my wszyscy pojedziemy, bo racje pana Dziurawca są słuszne, a skoro pan nie chce jechać, niech pan upoważni kogoś z nas, aby pilnował pańskich interesów.Przecie to potrwa niedługo! Sądzę jednak, że da się pan przekonać, jeśli panu powiem, że warto odbyć tę małą podróż.Czy pan wie, co nam niedawno powiedział pan Dziurawiec?- Znowu ten pan? Bardzo proszę, niech pani mówi… Nie jestem bardzo ciekaw, ale proszę, ha, ha! bardzo proszę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl