[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co cię to obchodzi.- Ja chcę, żebyś żył.- Ja też chcę.- Nie pozwolę! - powiedziała z rosnącą złością.- Powstrzymam cię!- Nie możesz.Powiedziałem ci, że już o mnie wiedzą.- Powstrzymam cię!Hardin spojrzał na nią.Usta miała zaciśnięte, oczy pełne powagi.- W jaki sposób?- Poproszę ojca, żeby użył swoich wpływów w Liberii, na Wybrzeżu Kości Słoniowej, w Gwinei, Sierra Leone, w Senegalu i w Ghanie.Żeby cię szukali, złapali i nałożyli areszt na jacht.- Czy nie przyszło ci do głowy - powiedział Hardin - że mógłbym owinąć ci łańcuch dokoła nóg i wrzucić do wody?- Jak niewolnika?- Głupia jesteś.- W pewnym sensie czuję się twoim niewolnikiem - powiedziała głosem pełnym uczucia - i wiem, że nie zrobiłbyś mi krzywdy.Spojrzał na nią zimno.Skoro to wiedziała, nie miał szans na zabezpieczenie się.- Czyżbyś myślała, że jesteśmy w sobie po uszy zakochani, ponieważ cię dopadłem podczas romantycznej pełnej gwiazd nocy?Uderzyła go tym, co miała pod ręką.Była to lornetka, która rozorała mu policzek.Zaskoczony i niezdolny do jakiejkolwiek reakcji, zatoczył się jak pijany.Trzymał się za policzek, po którym spływała krew.Adżaratu wpadła w szał, ściągnęła wargi obnażając zęby, oczy jej patrzyły dziko.Zamierzyła się po raz wtóry.Hardin podniósł ręce, aby zasłonić się przed ciosem.Adżaratu zobaczyła krew i zastygła z lornetką w górze.Drżące wargi wróciły na swoje miejsce.- O Boże, co ja ci zrobiłam!Hardin włączył autopilota na poprzedni kurs.Był zdumiony wybuchem, ze zdziwieniem patrzył na zakrwawioną dłoń.- Zraniłam cię.!- Nic się nie stało.Opuściła rękę z lornetką.- Jest mi okropnie przykro.W życiu nic podobnego nie zrobiłam, bo nigdy nie ogarnął mnie podobny gniew.- Ja tak wcale nie myślałem i nie myślę.Przepraszam, że to powiedziałem.Też ze złości.- Obmacywał policzek.Odsunęła jego palce i przyjrzała się rozcięciu.- Chcę z tobą popłynąć - powiedziała normalnym już głosem.Hardin spojrzał na nią: teraz, gdy nagle opadł z niej gniew, wyglądała bardzo młodo i sprawiała wrażenie kogoś, kto potrzebuje opieki i wsparcia, na przykład na córkę żołnierza wychowaną przez zakonnice.Nie zrozumiał jej słów i nie wiedząc, co ma powiedzieć, spytał: - Co takiego?- Płynę dalej z tobą.- W żadnym wypadku!- Będę cię mogła wyręczać.Będziesz dzięki temu bardziej wypoczęty, silniejszy.Przecież dlatego mnie zabrałeś.- Zapomnij o tym pomyśle.- Będziesz musiał mnie zabrać!- Wcale nie będę musiał.- Będziesz.Ja wiem, że mnie nie zabijesz.Ale ty wiesz, że mój ojciec może spowodować, że ciebie złapią.Więc musisz mnie zabrać.Hardin wpatrywał się w morze.Adżaratu zeszła do mesy i wróciła z podręczną apteczką.Kiedy oczyściła ranę i zalepiła plastrem, powiedział: - Proszę cię, Adżaratu, zejdź na ląd w Monrowii! Proszę cię!- Wszystko, tylko nie to!- Wróć do domu i otwórz swoją przychodnię.Albo idź na studia specjalistyczne.Rób to, co zamierzałaś.- Te rzeczy już mnie nie obchodzą.- No to rób coś, co cię obchodzi.- Właśnie mam zamiar.- Ich oczy spotkały się i Hardinowi zdawało się, że Adżaratu wie lepiej, czego chce, niż on.- I nie masz żadnych wątpliwości? - spytał.- Najmniejszych.- Czy naprawdę powiedziałabyś ojcu, gdybym cię zostawił w Monrowii?- Naprawdę.Hardin ze zdumieniem pokręcił głową.- Jezu drogi, lepiej to sobie jeszcze przemyśl.To będzie bardzo trudna podróż.Po tygodniu mnie znienawidzisz, a ja ciebie po dwóch.Znienawidzisz jacht i morze, ale wtedy już nie będziesz mogła się wycofać.Jutro przepływamy koło Monrowii.Do tego czasu możesz się zastanawiać.I decydować.- Już zdecydowałam - powiedziała.- Dokąd płyniemy?- Ku zimie - odparł.14Piątego poranka po opuszczeniu Southamptonu Lewiatan zbliżał się do Wysp Kanaryjskich.Kapitan Ogilvy wezwał drugiego oficera do gabinetu i nie udzielając żadnych wyjaśnień, polecił dokonać pewnych zmian w nigdy dotychczas nie zmienianej trasie.Drugi podniósł brwi i spojrzał na mapę morską Admiralicji wiszącą na ścianie za kapitańskim biurkiem.Tymczasem Ogilvy z całym spokojem przestawiał na biurku fotografie swojej żony, której listy dawały mu więcej radości niż osobiste spotkania, oraz córek, które znał głównie z otrzymywanych pocztówek, zawiadomień o ślubach i narodzinach wnucząt.Biurko stało na wprost drzwi.Na ścianie obok mapy było duże okno z widokiem na zielony pokład i skrawek roziskrzonego morza przed dziobem [ Pobierz całość w formacie PDF ]