[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy i to skończył, wziął młotek i małą piłę, które posłużyły mu do zbudowania drewnianego koryta ponad metr długiego i trzydzieści centymetrów szerokiego.Koryto było pałąkowate i z boku przypominało płozy konia na biegunach.Potem sporządził ramkę z drutu pasującą dokładnie do wewnętrznego skraju koryta.Ramkę odłożył, a koryto postawił na warsztacie pałąkowatym wygięciem do dołu.Wpasował i związał z korytem aluminiową ramkę.Wreszcie przylutował T z grubego drutu w samym środku.Oparł się ciężko o warsztat, niezdolny do żadnego ruchu, zbyt już wyczerpany, i patrzył na swoje dzieło: radarową antenę.Po paru minutach zerknął na zegarek.Zmętniały wzrok potrzebował czasu, aby dostrzec wskazówki: trzecia nad ranem.Pracował przy warsztacie przez bite dziesięć godzin.Sięgnął po wyłącznik światła, kiedy usłyszał kroki na drugim skraju hangaru.Noc była ciemna i widać było jedynie portowe światełka ostrzegawcze.Przez zielone i czerwone punkciki przesunął się cień.- Jeszcze przy pracy? - spytał Culling.- Właśnie skończyłem.Culling podszedł bliżej i znalazł się w kręgu intensywnego jarzeniowego światła.- Właśnie miałem wyjść - odparł Hardin, zastanawiając się, co Culling robi o tej porze na przystani.- Muszę pożyczyć bączka i pójść spać.- Co to jest? - spytał Culling.- Antena radarowa.- Z rurek i drutu na kurze klatki?- Funkcjonuje.Culling pokiwał głową.- Podoba mi się to.Pan umie nie komplikować spraw.- To, co działa, jest zawsze proste, nieskomplikowane.- Sięgnął ręką do wyłącznika.- Muszę iść już spać.- A co jest w pudle? - spytał Culling.- W jakim pudle? - Głos Hardina zabrzmiał głośno w pustym hangarze.- W tym pod jachtem.- Woda.Powiedziałem panu, że zostawiam pudło otwarte, żeby miało balast.Culling przecząco potrząsnął głową.- Pan po coś popłynął i pan z tym przypłynął.- O czym pan mówi?Culling powoli obchodził krąg światła nad warsztatem.Zatrzymywał się, by pokiwać głową nad sprzętem i narzędziami.Pomacał dipol pośrodku radarowego reflektora.Hardin przyglądał się czujnie, myśli kotłowały mu się po głowie.Nagle Culling spojrzał mu prosto w oczy.- Irlandzkim przemytnikiem broni pan nie jest.W narkotyki pan się nie bawi.O jaką kontrabandę może tu chodzić?Zapadło długie milczenie, które Hardin przerwał mówiąc: - Czy pan nie sądzi, że gdybym zajmował się kontrabandą, to byłoby niebezpiecznie zadawać mi podobne pytania?Culling krótko się zaśmiał.- Nie jest pan również człowiekiem, który by zrobił mi krzywdę.- Czy możemy na tym skończyć? - spytał Hardin.- Bo ja sobie ciągle zadaję pytanie: co ten facet kombinuje? - Skinął głową w stronę warsztatu.- Co on robi w mojej przystani?- Buduję radar dalekiego zasięgu.- I sonar?- I sonar.Wkrótce odpływam.Culling długo się weń wpatrywał.Potem obszedł warsztat.Zmierzał w kierunku dzioba wraka torpedowego kutra.Pogłaskał blachę wznoszącą się nad ich głowami.- Dzielny wojownik - powiedział na poły do siebie, na poły do Hardina.- Na jesieni czterdziestego roku trafiony koło Cherbourga.Całą serią, niemal go uniosło z wody.Silnik sterburtowy był w proszku.Mimo to wrócił z chłopakami, z tymi, którzy jeszcze żyli.Kiedyśmy go wyciągnęli na brzeg, to zobaczyliśmy, że ma kil przełamany.Przetrącony grzbiet! Nie dałby rady popłynąć dalej nawet jednej mili.Kiedy stary człowiek opisywał nierówne pojedynki półdrewnianych kutrów z niemieckimi eskadrami przybrzeżnymi, Hardin budował w myślach obrazy.Widział wymykające się o zmroku stalowoszare kutry, słyszał warkot ich silników zamierający od południa.I wyobrażał sobie tę przystań o świcie, kiedy ludzie Cullinga stali na brzegu, patrzyli na rozcięcie w skałach, czekali z biciem serca na powrót łodzi.Czy wszystkie wrócą i czy wszyscy wrócą? Za nimi czekały też karetki pogotowia, wojskowe ambulansy, a za ambulansami zbici w grupkę dowódcy, aby zliczyć tych, którzy wrócili.Culling pogłaskał poranioną blachę.- Wyjęliśmy wszystko, co dało się wyjąć.Potem przenieśli bazę kutrów dalej i dla tej przystani wojna się skończyła.Niech pan pozwoli, coś panu pokażę.Zaprowadził Hardina w mrok za kutrem i wpełzł pod kadłub.Hardin ukucnął przy nim.- Ma pan swoją małą latarkę? - spytał Culling.Hardin zapalił latarkę.- Niech pan na to spojrzy!Wskazał na wystający z dna metalowy czerpak.- Pobieranie wody do chłodzenia silników - wyjaśnił.- Dwa z jednej, dwa z drugiej strony.- No i co z tego? - spytał Hardin.- Jeśli którejś nocy coś zatopili, to zawsze wracali z kutrem czy dwoma na holu.Dlaczego? Bo miały zatkane czerpaki wody i ich rolls-royce'y się przegrzewały.A wie pan, dlaczego czerpaki były zatkane?- Nie wiem.- Na tych kutrach pływały mieszane załogi.Wolni Francuzi, Polacy, Holendrzy.Niektórzy z nich tak nienawidzili Niemców, że trudno sobie wyobrazić.I kiedy udało im się zatopić niemiecki kuter, to robili w tył zwrot i spacerowali po rozbitkach.Tam i z powrotem po pływających ludziach.I właśnie skrawki ludzkiego mięsa zapychały czerpaki, a silniki się przegrzewały i zacierały.Ja coś o tym wiem.Sam je potem czyściłem.- Po co pan mi to wszystko mówi?- Oni przekreślali szansę, które im daliśmy - powiedział Culling.- Rzeczą najważniejszą było zatapianie niemieckich kutrów, a nie niemieckich marynarzy.Niszczyli kutry, które powinny polować na kutry niemieckie.Hardin wstał i pomasował bolące kolano.- Naprawdę nie wiem, co mam panu odpowiedzieć.- Jest pan tu bezpieczny - odparł Culling.- Niech pan zostaje tak długo, jak pan chce.Kupiec nie pasujący do żadnego spośród znanych typków.- Jakiś wolny strzelec!- Znikąd!Nieoficjalne zasięganie informacji w kontrwywiadzie brytyjskim, w wywiadzie francuskim i w CIA nie przyniosło żadnych rezultatów.Miles Donner nie dowiedział się niczego, o czym Mossad już by nie wiedział.Sierżant żandarmerii jeszcze nie odzyskał przytomności, a niemiecka policja sprawdzała każdego z amerykańskich lekarzy, którzy wjechali do Niemiec w ciągu ostatnich sześciu miesięcy [ Pobierz całość w formacie PDF ]