RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cała powierzchnia była wybłyszczona, upodobniając się do płynnego lustra wychwytującego i odbijającego każdy skrawek światła.Odbicia były w ruchu, rozpływały się lub uderzały ostrością.Kolory łączyły się i rozszczepiały, mnożyły, nabierały jaskrawości lub bladły.To, co między gazowymi pochod­niami a niebem wydawało się jedną czerwienią, teraz rozdzielało się na wiele czerwieni tworzących krwawiącą tęczę: purpura, szkarłat, amarant, karmin, rubin, cynober, wiśnia, cyklamen, wino!Rozlana ropa miała przedziwnie czysty zapach - ostry, pełny, drażniący powonienie, ale nie smrodliwy jak dymy palącego się gazu.Na białej burcie Łabędzia ropa pozostawiała czarne smugi.Coś odbiło się od jachtu.Hardin przestraszony odskoczył.Zdychający wąż morski trzepnął raz jeszcze, obrócił się brzuchem do góry i zatonął.Jacht minął w odległości pół mili dyszący jęzor rozciętego płomienia i Hardin wybrał sobie kolejną pochodnię mającą odgrywać rolę gwiazdy przewodniej.Tankowce wydały się bliżej.Jakiś wielki kształt płynący na pola naftowe przesłonił mu przewodnią pochodnię.Skręcił kilka punktów na południe, wciąż pozostając jednak na kursie parę stopni na północ od zachodu.Chodziło mu o to, aby nie być na torze zbieżnym z torem tankowca.Płynął teraz ciemną otwartą przestrzenią bez wież i platform.Dostrzegł coś białego po lewej.Przyjrzał się przez lornetkę.Załamujące się fale.Rafa! Znalazł się zbyt blisko Perłowej Ławicy.Zmienił kurs o dziewięćdziesiąt stopni i płynął na północ na dużym wysięgu; w stopach czuł nieprzyjemne kłucie lęku, że za chwilę dno rozpruje koralowa ostroga.Obrał nowy kurs.Paradujące statki będą stanowić wspaniałą barierę między nim a Ławicą.Zobaczył kolejny buchający płomień i ustawił na niego ster.Mniej więcej w jednym czasie dwaj młodzi ludzie wystartowali ze swoich baz po różnych stronach Zatoki Perskiej.Arab pilotował turbinowy helikopter Królewskiego Saudyjskoarabskiego Lotnictwa, a Irańczyk stał za sterem desantowego poduszkowca marynarki irańskiej - hovercrafta - którego podstawowym zadaniem jest dostarczenie dwu bojowych czołgów siłom lądującym na nieprzyjaciel­skim brzegu.Tym razem poduszkowiec nie miał na pokładzie czołgów, tylko załogę obserwatorów z lornetkami i urządzeniami radarowymi.W zwią­zku z tak małym obciążeniem poduszkowiec mógł przekraczać swą użytkową szybkość sześćdziesięciu mil na godzinę.Ilekroć to czynił, zwiększone dynamiczne parcie - parcie ruchu skierowanego ku przo­dowi - groziło unicestwieniem parcia podpierającej poduszki powietrz­nej.Jednakże pilot był doświadczonym specjalistą, którego podniecało przyspieszanie do granicy utraty stabilności, nawet jej przekraczanie, by następnie sprowadzić pojazd do stanu pełnej stateczności.Irańczyk i Arab spotkali się na północ od Das, małej wyspy o pięćdziesiąt mil na południowy wschód od Halul.Przez cały czas lecieli właściwie ku sobie, poduszkowiec ślizgając się po łyskliwej pianie, helikopter pędząc tuż nad falami ze ślepiami reflektorów wtopionych w wodę.Obaj dostrzegli się niemal jednocześnie.Rozpoz­nali w sobie mieszkańców przeciwnego brzegu zatoki.Żaden nie chciał ustąpić z drogi.Jedynym świadkiem potężnej eksplozji był pilot arabskiego samo­lotu obserwacyjnego, który zameldował głosem drżącym od niepoha­mowanego gniewu, że irański poduszkowiec świadomie staranował lecący na wysokości fal arabski helikopter.Rozbrzęczały się radiowe wojskowe sieci dowodzenia obu nacji i nim poszczególni dowódcy potrafili zaprowadzić porządek, w wielu miejscach nastąpiła wymiana ognia i odpalono sporo rakiet.Miles Donner robił, co mógł, aby jakoś utrzymać chwilowy sojusz i zawarte porozumienie.Stał teraz obrócony plecami do sali konferen­cyjnej i wyglądał przez wielkie okno na szarzejącą już noc, wyczekując na pojawienie się słońca.Anglik Bruce spał na kanapce.Przedstawiciele kierownictwa katarskiego przedsiębiorstwa naftowego wycofali się do pokoi gościnnych.W sali byli dwaj oficerowie: irański komandor i saudyjski pułkownik.Irańczyk miał oczy wyraźnie znużone; siedział nieruchomo, jakby był z kamienia.Saudyjczyk szalał.Raz tylko Irańczyk zareagował i to jedynie spojrzeniem pełnym takiej nienawiści, że nawet Saudyjczyk się zorientował, że jedno słowo więcej, a może stracić życie.Arab rzucił się do drzwi, otworzył je szarpnięciem i obwieścił, że teraz jego patrole będą przeszukiwały pola naftowe.- On jest na Perłowej Ławicy! - odparł Irańczyk.- Nie może atakować z Ławicy! - powiedział Arab.- Po­wstrzymamy go!- Najpierw musicie go znaleźć.- Znajdziemy!Donner odwrócił się zdecydowany pośredniczyć jeszcze raz.- Powinniśmy skoncentrować nasze siły w jednym miejscu, panowie.- A więc właśnie trzeba przeszukać pola naftowe - powiedział Saudyjczyk.- Jego nie ma na polach naftowych - upierał się Irańczyk.- Skrył się w jakiejś zatoczce, w cieniu jakiegoś nadwodnego urwiska albo jest na plaży pod żaglem.- Nie chcemy więcej rozlewu krwi na Perłowej Ławicy.- Niech pan nauczy swoich pilotów, żeby właściwie rozpoznawali platformy wydobywcze, gdyż w przeciwnym wypadku rozlejemy jeszcze dużo krwi - powiedział zimnym głosem Irańczyk.Saudyjczyk zatrzasnął za sobą drzwi.Nieco później doszedł do nich odgłos odlatującego helikoptera, który następnie okrążył kilka razy platformę, co przyprawiło Donnera o chwilę strachu, że Irańczyk zdecyduje się na ostrzeliwanie.Czerwonawe niebo nad zatoką najpierw zszarzało, jaskrawo płonące gazowe pochodnie przygasły, zbielały.Ciężka mgła uniosła się znad wody, poranna gwiazda rozbłysła na niebie zapowiadając słoneczny dzień [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl