[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie, nigdy nie wybaczyłbym sobie, żeby przez jakiś złośliwy przypadek.straciła pani pieniądze.- Stać mnie na to - zapewniła go.- A wydobycie skarbu pomnożyłoby także i mój majątek, n’est-ce pas?- Oczywiście, istnieje i ta strona zagadnienia - przyznał Zuckerman.Siedział bez ruchu, głęboko zamyślony.W końcu rzekł: - Jeśli takie jest pani życzenie, możemy umówić się, że podzielimy zysk po połowie.- D’accord.- Uśmiechnęła się, zadowolona.- Zgadzam się.- Po odliczeniu kosztów, ma się rozumieć - dodał jeszcze profesor.- Naturellement.Kiedy możemy zacząć?- Natychmiast.- Profesor od razu nabrał energii.- Już dawno wybrałem odpowiedni statek.Wyposażony jest w cały niezbędny sprzęt, ma czteroosobową załogę.Oczywiście będziemy musieli przeznaczyć dla nich jakiś niewielki procent tego, co zdobędziemy.- Bien sur.- Powinniśmy zacząć jak najszybciej albo stracimy statek.- Za pięć dni mogę dostarczyć panu pieniądze.- Wspaniale! - wykrzyknął Zuckerman.- Mam więc czas na przygotowania.Ach, i pomyśleć tylko, że to było przypadkowe spotkanie.prawda?- Oui.Sans doute.- Za naszą przygodę! - Profesor uniósł kieliszek.Tracy zrobiła to samo, wznosząc toast:- Za pomyślność naszego niezwykłego przedsięwzięcia.Brzęknęły kieliszki.Tracy spojrzała w drugą stronę sali i zamarła.Przy stoliku, w dalekim kącie lokalu dostrzegła Jeffa Stevensa.Obserwował ją z wyrazem rozbawienia na twarzy.Obok niego siedziała atrakcyjna, młoda kobieta, obwieszona klejnotami.Jeff skłonił głowę, a Tracy odpowiedziała skinięciem, jednocześnie przypominając sobie chwilę, kiedy ostatnio go widziała w pobliżu posiadłości de Matigny, i głupią minę psa, który siedział w samochodzie.„Jeden zero dla mnie” – pomyślała rozbawiona.- Wybaczy pani - mówił Zuckerman - mam teraz tyle spraw do załatwienia.Pozostaniemy w kontakcie.- Tracy uprzejmie podała mu rękę, którą ucałował i odszedł.Cóż, twój przyjaciel poszedł sobie.Nie mam pojęcia, dlaczego.Wyglądasz wręcz szokująco jako blondynka.Tracy uniosła głowę.Jeff stał obok niej.Potem usiadł na krześle, opuszczonym przez Adolfa Zuckermana kilka minut wcześniej.- Gratuluję - powiedział.- Twój skok na skarbiec deMatigny był genialny.Bardzo sprytnie obmyślony.- W twoich ustach jest to naprawdę wielką pochwałą, Jeff.- Mam przez ciebie spore straty, Tracy.- Przyzwyczaisz się do nich.- Czego życzył sobie profesor Zuckerman? - Bawił się stojącą przed nim szklanką.- Och, znasz go?- Słyszałem o nim.- Hm.po prostu postawił mi szampana.- I opowiedział o swoim zatopionym skarbie?- Skąd o tym wiesz? - Tracy zrobiła się nagle ostrożna.- Chyba mi nie powiesz, że dałaś się nabrać? - Jeff patrzył na nią zdziwiony.To chyba najstarsza sztuczka na świecie.- Nie w tym przypadku.- To znaczy, że uwierzyłaś mu?- Nie powinnam o tym mówić, ale ten profesor wydaje mi się interesujący - odparła Tracy sztywno.- Tracy, on cię nabiera.- Jeff potrząsnął głową z niedowierzaniem.- Ile zainwestujesz w ten zatopiony skarb?- Nie ma o czym mówić - uprzejmie odpowiedziała Tracy.- To moja sprawa i moje pieniądze.- Dobrze.- Jeff chrząknął.- Ale pamiętaj, że stary Jeff cię ostrzegał.- Może ty sam chciałbyś się dobrać do tego złota, co?- Skąd w tobie tyle podejrzliwości, Tracy? - Rozłożył ręce w udanej rozpaczy.- To proste - odpowiedziała - nie mam do ciebie zaufania.Co to za kobieta, z którą siedziałeś? - Natychmiast pożałowała tego pytania.- Suzanne? Moja przyjaciółka.- Oczywiście bogata.- Istotnie, sądzę, że posiada spory majątek.- Jeff uśmiechnął się od niechcenia.- Może byś chciała zjeść razem z nami jutro lunch? Szef kuchni na jej siedemdziesięcio-pięciometrowym jachcie, który teraz stoi w porcie, właśnie przygotowuje.- Dziękuję.Nie będę ci przeszkadzać w konsumpcji.A co ty jej masz do zaoferowania?- To moja tajemnica.- Oczywiście, wierzę ci.- Wypadło to trochę surowiej niż zamierzała.Tracy obserwowała go zza szklanki.Naprawdę wyglądał pociągająco.Miał jasne, regularne rysy, piękne, ciemne oczy i długie rzęsy.Ale w sercu węża.Bardzo inteligentnego węża.- Czy myślałeś kiedyś o prowadzeniu legalnych interesów? - zapytała go.- Prawdopodobnie zarobiłbyś mnóstwo pieniędzy.- Co? Mam z tego zrezygnować? Chyba żartujesz! - Jeff oburzył się.- Czy zawsze trudniłeś się okradaniem ludzi?- Okradaniem? Jestem entrepreneur! - sprostował urażony.- Jak właściwie zostałeś tym.entrepreneur?- Uciekłem z domu mając czternaście lat i pracowałem w wędrownym cyrku.- Czternaście lat? - Tracy po raz pierwszy dostrzegła w nim coś poza czarującą uprzejmością, jakąś cząstkę jego prawdziwej natury.- To mi dobrze zrobiło, nauczyłem się swojego przyszłego fachu.Kiedy wydarzyła się ta cudowna wojna w Wietnamie, zaciągnąłem się do Zielonych Beretów i tam przeszedłem wyższą szkołę.Zrozumiałem, czym była ta wojna - największym oszustwem na świecie.W porównaniu z tym, my jesteśmy amatorami.- Gwałtownie zmienił temat: - Czy lubisz pelotę?- Jeśli ty to sprzedajesz, to może innym razem.- To taka gra sportowa, odmiana jai alai.Mam dwa bilety na dzisiejszy wieczór, a Suzanne nie chce iść.Może się skusisz?Tracy bez zastanowienia powiedziała: tak.Jedli obiad w małej restauracji, na rynku miejskim.Zamówili wino rodzimej produkcji i confit de canard ŕ 1’ail - kaczkę pieczoną we własnym sosie z ziemniakami i czosnkiem.Była doskonała.- To specjalność zakładu - poinformował Tracy Jeff.Rozmawiali na temat polityki, książek, podróży i, jak zauważyłaTracy, we wszystkich tych sprawach Jeff był doskonale zorientowany.- Kiedy mając czternaście lat zaczynasz żyć samodzielnie - mówił jej Jeff - to szybko się orientujesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]