[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Za pięć minut powinno się zacząć.- To będzie ciekawe widowisko.Spojrzeli w kierunku plaży.Złoty piasek odcinał się powyginaną linią od wyraźnego szmaragdu wody, która nadchodzącą falą coraz to nacierała na plażę, aby po chwili znów ustąpić.W jednostajnym szumie morza dał się jednak słyszeć wyraźny trzask.To grube deski jednej ze skrzyń pękły jak skorupa jajka.Ze skrzyni wysunął się najpierw jak gdyby ogromny stalowy łeb, a następnie wypełzł z chrzęstem gąsienic kilkumetrowy metalowy potwór.Zamarł przez chwilę w bezruchu, ale po chwili ożywił się, zaczął w oczach rosnąć.Poszczególne jego człony, pierwotnie ściśle przylegające do siebie, zaczęły rozciągać się jak harmonia.Łeb, początkowo duży, stał się teraz nieproporcjonalnie mały w stosunku do około dwudziestometrowej długości cielska.Jeszcze mniejsze, jak gdyby ukryte przed obserwatorem, były soczewki kamer telewizyjnych: dwóch skierowanych do przodu i jednej zwróconej do tyłu.Wydłużony dziób i ruchliwy giętki silny ogon nadawały potworowi wygląd mrówkojada, gdyby nie dwie potężne pary łap, umieszczone przed gąsienicami w przodzie kadłuba; patrząc na nie chciałoby się porównać machinę raczej z potwornej wielkości jaszczurem kopalnianym.- Dobrze pomyślane! - pochwalił Fretti.Martinez odparł obojętnie:- Gdybym go miał teraz projektować od nowa, zrobiłbym go zapewne zupełnie inaczej.Tymczasem pękła z trzaskiem druga skrzynia, ukazując swoją przerażającą zawartość: obrzydliwie wyglądającą konstrukcję, której gwiaździsta kopuła wyposażona w szereg dookolnie skierowanych obiektywów umieszczona była pośrodku krótkiego pancernego kadłuba.Jak karykaturalny owad, kadłub unosił się na kilkunastu łamanych stalowych łapach, zaopatrzonych w szczypce, piły i różne zakończenia o nieokreślonym przeznaczeniu.Ustępując mrówkojadowi pod względem długości, owad wyraźnie jednak górował nad nim wysokością: gdy teleskopy łap rozprężyły się, kopuła wzniosła się o ponad dwa piętra nad plażę.Ludzie patrzyli teraz na sztuczne monstra z wyraźnym zainteresowaniem.- Na pańskim miejscu inaczej rozwiązałbym rozmieszczenie kamer.Z wysokości kopuły nie mają one zbyt dobrego pola widzenia - rzekł Martinez.- To się okaże - odparł Fretti.Monstra spostrzegły się już i zaczęły się poruszać jak gdyby w egzotycznym tańcu.Obchodziły się, zbliżały się do siebie i oddalały, najpierw powoli, potem coraz szybciej, aż poszczególne ruchy ich stalowych członów stały się nie do uchwycenia i tylko błyski słońca odbijające się od metalu świadczyły o precyzyjnej współpracy ze sobą poszczególnych części tych skomplikowanych mechanizmów.W pewnej chwili owad sprężył teleskopy łap, odbił się od ziemi jak konik polny i znalazł się w pobliżu ogona jaszczura-mrówkojada.Dwie uzbrojone w szczypce nogi owada wyciągnęły się w kierunku jaszczurczego ogona, który nagle zawirował w powietrzu z ogromną siłą.Gdyby owad natychmiast się nie cofnął, straciłby swoje narzędzia.Uczynił to jednak, a jaszczur-mrówkojad korzystając z tego odwrócił się z niesłychaną zwinnością łbem w kierunku swojego przeciwnika.- Jak pan teraz ocenia pole widzenia kamer? - spytał Fretti.- Cofam to, co powiedziałem.Ale umieścił pan chyba czujniki w odnóżach?- Naturalnie.Pan też ich zapewne nie żałował, jak sądzę.Można panu coś nalać? - zapytał Martineza.- O, z przyjemnością.Jest diabelnie gorąco.Człowiek wypaca tu duszę.Całe szczęście, że dziś się jur ta cała zabawa skończy.- Przynajmniej dla jednego z nas - zauważył Fretti.Zwrócili znów uwagę na potwory.Owad cofając się i przyskakując usiłował uchwycić i zapewne unieruchomić ogon jaszczura, a w ten sposób zapewnić sobie bezpieczeństwo.Ponieważ nie udawało mu się to, w pewnej chwili zmienił taktykę i wyciągniętą łapę opuścił całą siłą na łeb przeciwnika.Jaszczur-mrówkojad znieruchomiał na chwilę, jak bokser zamroczony po otrzymanym ciosie; owad wykorzystując ten moment zmiażdżył obiektyw jednej z przednich kamer metalowych gada.- Działa prawidłowo.Atakuje ośrodek dyspozycyjny - odezwał się Fretti.- Niech pan się tym za bardzo nie cieszy.Jaszczur ma zapasową logikę rozmieszczoną w całym kadłubie i jest zdolny do działania nawet wtedy, gdy jego ośrodek dyspozycyjny zostanie kompletnie zniszczony.- Ciekawe, jak pan to zrobił? - zapytał Fretti, wycierając chusteczką spoconą twarz.- Przeszło połowa części, nie licząc kadłuba, zrobiona jest z wernetytu: specjalnego stopu mającego własności mechaniczne stali, a elektryczne - półprzewodnika.Właśnie dlatego pod względem odruchów, reakcji, umiejętności uczenia się i przystosowania dorównuje prymitywnemu żywemu zwierzęciu.- Ja zrobiłem to inaczej : zmieniłem lokalną mikrostrukturę siatki krystalicznej materiału.Ale wynik jest podobny.Niech pan popatrzy: najbardziej rozbudowany program nie mógłby dać podobnych efektów! Istotnie, to, co działo się na plaży, przypominało do złudzenia walkę zwierząt, ogarniętych determinacją, jaką wywołać może tylko śmiertelny strach.Owad, który stracił jedną parę swych nożyc i dwie inne łapy, wymachiwał zgruchotanymi kikutami, jak gdyby w bólu i przerażeniu.Nadal jednak skakał bez ustanku, atakując to łeb, to ogon jaszczura, który miotał się wokoło, usiłując - pomimo uszkodzenia jednej ze swoich gąsienic dorównać owadowi w ruchliwości.Owad zatrzymał się w pewnej chwili na mgnienie oka, a w powietrzu, wypełnionym do tej pory jedynie grzechotem i łoskotem metalowych części, rozległ się huk kilkunastu szybko następujących po sobie detonacji.Uniesiony w górę ogon jaszczura w połowie swej długości załamał się i upadł z trzaskiem na ziemię.Owad skoczył tak, że jaszczur-mrówkojad znalazł się akurat pod nim, i trzy ze swoich łap opuścił na kadłub gada akurat u nasady ogona.Dwie z łap, zakończone potężnymi wiertłami, pokonały opór metalowego pancerza i przedostając się na wylot przygwoździły jaszczura do ziemi, trzecia zaś - będąca, jak się okazało młotem - zaczęła kuć potężnie w pancerz.- Niech pan się napije, Martinez, niewiele panu już zapewne życia pozostało - odezwał się Fretti.- Walka jeszcze nie jest zakończona.- Ale jej wynik jest już przesądzony.dal mi pana, szczerze mówiąc.Nie ma pan żadnych szans.W staroświeckim pojedynku na pistolety mógłby pan jeszcze liczyć na sztukę lekarza, a w najgorszym przypadku na współczucie sekundantów.Gdyby pan nawet zginął, śmierć znalazłaby pana w jednym momencie, odszedłby pan szybko i bez cierpień.Tu najpierw ogarnie pana przerażenie, zacznie pan w popłochu i bezsensownie uciekać, aż to cybernetyczne bydlę dosięgnie pana i zmiażdży.Martinez, dotychczas spokojny, zadrżał.- Pan.wiele się po panu spodziewałem, ale nie przypuszczałem, że jest pan aż takim cynikiem.- To samo mogło spotkać mnie, drogi Martinezie - roześmiał się Fretti śmiechem człowieka, którego ogarnęło odprężenie po chwili niesłychanego napięcia - przecież mieliśmy równe szanse!Było jeszcze bardzo gorąco, ale słońce pochyliło się już wyraźnie w stronę horyzontu.Obaj ludzie siedzieli w swoich leżakach, a nie opodal na plaży dwa cybernetyczne potwory sterczały jak symbol nowoczesnej sztuki.Początkowa ich ruchliwość zmieniła się w wysiłek statyczny, taki jaki charakteryzuje dwóch atletów, którzy złapawszy się wzajemnie w swe chwyty naprężają mięśnie dla złamania przeciwnika [ Pobierz całość w formacie PDF ]