[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powierzchnia sufitowa sączyła do sterowni mdły, fioletowy blask o natężeniu ledwie wystarczającym do rozróżnienia poszczególnych przycisków i dźwigni.W dusznym powietrzu unosił się wciąż jeszcze nikły, lecz wyraźnie wyczuwalny zapach smarów i przegrzanej izolacji kabli elektrycznych.- Według szacunkowych obliczeń za sześćdziesiąt sekund odnoga C-12 do zastoiska wokół Czerwonego Karła X-KL-139.- mówiła Lorna powoli i sennie.Walt spojrzał badawczo na jej siną w tym upiornym świetle twarz.Znowu plynn - pomyślał.- Włącz komputer! - warknął Philip.Powolnym ruchem wyciągnęła ramię, dbając o to, by dłoń zwisała luźno, a wypielęgnowane palce zawijały się lekko ku górze.Wciąż ta cholerna kokieteria - Walt poczuł błyskawicznie narastającą wściekłość - ta idiotka nawet w trumnie będzie musiała wyglądać pociągająco! Kontrolny segment centralnego komputera rozjarzył się błyskami lamp sygnalizacyjnych - wydawało się, że wszystko jest w porządku.- Statek do skrętu w C-12 w kierunku X-KL-139 - Lorna nadal nie objawiała pośpiechu, a może to tylko nerwy Walta odmawiały posłuszeństwa? - Włącz autopilota - matowy głos o nosowej, telefonicznej modulacji wypełnił sterownię.Philip gwałtownie szarpnął dźwignię - kilka tarcz wskaźnikowych rozjarzyło się zielonym blaskiem.Ostatnia rezerwa - jęknął.- Możliwe wejście w C-12 za dwadzieścia osiem sekund.Sterowanie chwytakami energii.Prawdopodobieństwo awarii zero koma cztery.Czekam na potwierdzenie.- Wykonuj manewr!- Czekam na potwierdzenie.- Dowódca statku do centralnego komputera: wykonaj manewr wejścia w odnogę C-12! - Philip prawie krzyczał, zupełnie wyprowadzony z równowagi.Walt nigdy nie widział go w takim stanie.- Przejmuję sterowanie statkiem - oznajmił jednostajny, bezosobowy głos.- Będę meldował na bieżąco.Pełna gotowość do wykonania manewru.Schodzę z głównego nurtu.Siedzieli sztywno w fotelach, dłonie nerwowo zaciskały się na oparciach.Dobrze wiedzieli, że to ich ostatnia szansa.-.dwanaście sekund do zwrotu.Dalej Rzeka ciągnęła się dziesiątkami lat świetlnych, rosnąc i potężniejąc, nabrzmiewając dopływami z młodych lub ekspandujących słońc, gnała gdzieś w głąb Galaktyki ogromniejącym strumieniem energii.-.dziesięć sekund.Statek na skraju głównego nurtu z dopuszczalną granicą tolerancji.Lecz nigdzie po drodze, aż do granicy ludzkiej penetracji, nie było tak korzystnego wyjścia.-.sześć sekund.Opuścić rzekę można zawsze, lecz co w ich sytuacji da wyjście choćby nawet o pół roku świetlnego od jakiejś gwiazdy?-.trzy sekundy.Wejście do tej odnogi otworzyła im chyba Opatrzność.Tak, Walt modlił się teraz jakimiś dziwnymi, wymyślonymi na własny użytek słowami.Odnoga i zastoisko energii, z którego wyciekają drobne strumyki, dając początek nowym rzekom.Cud, po prostu cud, że właśnie tutaj.-.zero!Teraz.Lecz jeszcze istnieją, trwają w tym cyrkowym, fioletowym świetle, cztery zastygłe w bezruchu sylwetki, każde z nich ze swoim dzikim, zwierzęcym pragnieniem życia dalej, życia za wszelką cenę, jeszcze choćby przez rok, dwa, może dziesięć.A przecież jest więcej niż pewne, że już niedługo.Lecz żyją! Nie rozerwały ich na strzępy potężne wiry, których energia mogłaby zmiażdżyć całe planety, nie zgniotły kruchych osłon statku turbulencje, zawsze występujące przy każdym rozwidleniu czy dopływie.Przedostali się.- Jesteś wspaniały, komputerku.Dałabym ci wszystko, czego byś tylko zapragnął - Lorna pierwsza przełamała zastygłą wokół nich ciszę, pieszcząc długimi palcami wypukłości osłon lamp sygnalizacyjnych.Jej głos łamał się ze wzruszenia.Napięcie ostatnich chwil nagle znikło, zamieniło się w euforyczne podniecenie.- I ja też, i ja też!! - histerycznie piszczała Helena.Rzuciła się na monitory, rozpłaszczając białe dłonie na ekranach.- No masz, malutki, spróbuj.- Właściwie dlaczego komputery buduje się bez odpowiedniego osprzętu pomocniczego? To przecież nic trudnego, mała przystawka.Wszak maszyny zastępują ludzi, zwłaszcza niektórych.- z Lorny opadła już niedawna ospałość, patrzyła teraz wyzywająco w stronę Walta [ Pobierz całość w formacie PDF ]