RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hosaka zdążył skorzystać z dostępu do sieci bibliotek, magazynów i agencji informacyjnych.Pokaz rozpoczął nieruchomy kolorowy obraz, który Case uznał z początku za rodzaj kolażu, z twarzą chłopca wyciętą z innego zdjęcia i wmontowaną w tło upstrzonego napisami muru.Ciemne oczy, mongolskie fałdy - ewidentnie wynik operacji plastycznej, plamki trądziku na wąskich policzkach.Hosaka zwolnił obraz; chłopiec ruszył, popłynął ze złowieszczą gracją mima udającego drapieżnika z dżungli.Ciało pozostało niemal niewidoczne; abstrakcyjny wzór przypominający cegły i napisy przesuwał się gładko po jednoczęściowym kombinezonie.Mimetyczny polikarbon.Cięcie na dr Virginię Rambali, Wydział Socjologii Uniwersytetu Nowego Jorku.Nazwisko, instytut i uczelnia rozbłysnęły różowymi alfanumerykami w poprzek ekranu.- Biorąc pod uwagę ich skłonność do tych przypadkowych aktów surrealistycznej niemal przemocy - powiedział ktoś niewidoczny - trudno będzie naszym widzom zrozumieć, dlaczego uparcie twierdzi pani, że ten fenomen nie jest formą terroryzmu.- Istnieje pewna granica, poza którą terrorysta traci kontrolę nad przekazami mediów - wyjaśniła z uśmiechem dr Rambali.- Za tą granicą może nastąpić eskalacja przemocy, ale terrorysta staje się symptomem masowego przekazu jako takiego.Cechą terroryzmu w powszechnie uznawanym sensie jest jego ścisły związek z przekazem.Modernistyczne Pantery odróżnia od innych grup terrorystycznych poziom ich samoświadomości, ich wiedza o zakresie, w jakim media rozdzielają akt terroryzmu od jego wyjściowej, socjopolitycznej motywacji.- Przeskocz to - polecił Case.Pierwszego Moderna Case spotkał dwa dni po obejrzeniu informacji Hosaki.Moderni, uznał wtedy, są współczesną wersją Wielkich Uczonych z czasów, gdy on sam dobiegał dwudziestki.W Ciągu krążył rodzaj widmowego, nastoletniego DNA, coś przekazującego zakodowane koncepcje rozmaitych, krótkotrwałych subkultur i replikującego się w nierównych odstępach czasu.Modernistyczne Pantery były nową odmianą Uczonych.Gdyby dawniej istniała odpowiednia technika, Wielcy Uczeni też mieliby gniazda wypchane mikrosoftami.Ważny był styl, a ten nie uległ zmianie.Moderni byli najemnikami, klownami, nihilistycznymi technofetyszystami.Ten, który z pudłem dyskietek od Finna stanął pod drzwiami na poddasze, okazał się chłopakiem o delikatnym głosie i imieniu Angelo.Jego twarz była prostym przeszczepem hodowanym na kolagenie i polisacharydach z chrząstek rekina.Gładka i obrzydliwa, była najpotworniejszym egzemplarzem wybiórczej chirurgii, jaką Case w życiu widział.Kiedy Angelo uśmiechnął się, odsłaniając ostre jak igły kły jakiegoś dużego zwierzęcia, Case poczuł niemal ulgę.Przeszczep zawiązków zębowych - oglądał już takie rzeczy.- Nie możesz dopuścić, żeby te małe czubki przerzuciły cię za lukę pokoleniową - stwierdziła Molly.Case przytaknął, zajęty wzorcami układów lodu Sense/Net.To było to.To, czym był, kim był, samą jego istotą.Zapomniał o jedzeniu, Molly zostawiła na rogu długiego stołu karton ryżu i styropianowe tacki z sushi.Czasem zmuszał się, by skorzystać z chemicznej toalety, którą ustawili w kącie pokoju.Desenie lodu formowały się i przekształcały na ekranie, a on szukał szczelin, omijał najbardziej oczywiste pułapki, planował trasę, którą przedostanie się do Sense/Net.To był dobry lod.Wspaniały lod.Jego obraz płonął, gdy Case leżał, obejmując Molly, i przez stalową kratę świetlika patrzył na czerwoną jutrzenkę wschodu.Zaraz po przebudzeniu widział labirynt jego tęczowych pikseli.Od razu siadał przy deku, nie dbając nawet o to, by się ubrać.Szkoda czasu.Pracował.Stracił rachubę dni.A czasem, zwłaszcza gdy Molly znikała, ruszając na kolejną wyprawę rozpoznawczą w towarzystwie kadry wynajętych Modernów, powracały obrazy Chiby.Twarze i neony Ninsei.Obudził się kiedyś z niezbornego snu o Lindzie Lee, nie pamiętając, kim była i co w ogóle dla niego znaczyła.Kiedy sobie przypomniał, włączył się i pracował przez dziewięć godzin bez przerwy.Cięcie lodu Sense/Net zajęło łącznie dziewięć dni.- Powiedziałem: tydzień - narzekał Armitage, choć nie potrafił ukryć zadowolenia, gdy Case zademonstrował mu plan akcji.- Nie spieszyłeś się zbytnio.- Bzdura.- Case uśmiechnął się do ekranu.- To dobra robota, Armitage.- Fakt - przyznał tamten.- Ale niech ci to nie uderzy do głowy.W porównaniu z tym, z czym masz się wkrótce zmierzyć, to raczej gra zręcznościowa.- Kocham cię, Kocia Mamo - szepnął przekaźnik Modernistycznych Panter.Głos w słuchawkach Case'a przypominał modulowane trzaski zakłóceń.- Atlanta, Synu.Chyba w porządku.W porządku, odebrałeś? - Głos Molly był trochę wyraźniejszy.- Słucham i jestem posłuszny.Moderni wykorzystywali jakąś drucianą antenę w New Jersey i odbijali kodowany sygnał przekaźnika od satelity Synów Chrystusa Króla, zawieszonego na orbicie geosynchronicznej nad Manhattanem.Traktowali chyba całą operację jak bardzo skomplikowany dowcip i odpowiednio do tego wybierali satelity komunikacyjne [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl