[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Służącybyli szarzy, jednolicie umundurowani, nijacy.I uniżeni, czego o Yarpenie i jegochłopakach żadną miarą powiedzieć nie było można.Weszły do środka.Magiczny eliksir nadal działał, toteż pojawienie sięYennefer spowodowało natychmiast wielkie poruszenie, bieganinę, ukłony, dalszeuniżone pozdrowienia i deklaracje gotowości do usług, którym kres położyło dopieropojawienie się niewiarygodnie grubego, dostatnio odzianego i białobrodegokrasnoluda.- Szanowna Yennefer! - zahuczał krasnolud, podzwaniając złotym łańcuchem,zwisającym z potężnego karku znacznie poniżej białej brody.- Cóż zaniespodzianka! I cóż za zaszczyt! Proszę, proszę do kantoru! A wy, nie stać, niegapić się! Do roboty, do liczydeł! Wilfli, do kantoru natychmiast flaszkę Castel deNeuf, rocznik.Już ty wiesz który rocznik.%7ływo, na jednej nodze! Pozwól, pozwól,Yennefer.Prawdziwa radość cię widzieć.Wyglądasz.Ech, psiakrew, aż dechzapiera!- Ty też - uśmiechnęła się czarodziejka - niezle się trzymasz, Giancardi.- No pewnie.Proszę, proszę do mnie, do kantoru.Ależ nie, nie, panieprzodem.Znasz przecież drogę, Yennefer.W kantorze było ciemnawo i przyjemnie chłodno, w powietrzu unosił sięzapach, który Ciri pamiętała z wieży pisarczyka Jarre - zapach inkaustu, pergaminu ikurzu pokrywającego dębowe meble, gobeliny i stare księgi.- Siadajcie, proszę - bankier odsunął od stołu ciężki fotel dla Yennefer,obrzucił Ciri ciekawym spojrzeniem.-Hmmm.- Daj jej jakąś księgę, Molnar - powiedziała niedbale czarodziejka, zauważającspojrzenie.- Ona uwielbia księgi.Siądzie sobie w końcu stołu i nie będzieprzeszkadzać.Prawda, Ciri?Ciri nie uznała za celowe potwierdzać.- Księgę, hem, hem - zatroskał się krasnolud, podchodząc do komody.- Comy tu mamy? O, księga przychodów i rozchodów.Nie, to nie.Cła i opłaty portowe.Też nie.Kredyt i remburs? Nie.O, a to skąd tu się wzięło? Jedna cholera wie.Alechyba to będzie w sam raz.Proszę, dzieweczko.Księga nosiła tytuł Physiologus i była bardzo stara i bardzo podarta.Ciriostrożnie przewróciła okładkę i kilka stron.Dzieło zaciekawiło ją natychmiast, botraktowało o zagadkowych potworach i bestiach i było pełne rycin.Przez następnychkilka chwil starała się dzielić zainteresowanie pomiędzy księgę a rozmowęczarodziejki z krasnoludem.- Masz dla mnie jakieś listy, Molnar?- Nie - bankier nalał wina Yennefer i sobie.- %7ładne nowe nie nadeszły.Ostatnie, sprzed miesiąca, przekazałem ustalonym sposobem.- Otrzymałam je, dziękuję.A czy przypadkiem.ktoś się tymi listami nieinteresował?- Tutaj nie - uśmiechnął się Molnar Giancardi.- Ale celujesz do właściwejtarczy, moja droga.Bank Vivaldich poinformował mnie poufnie, że listy próbowanotropić.Ich filia w Yengerbergu wykryła też próbę śledzenia operacji na twoimprywatnym koncie.Jeden z pracowników okazał się nielojalny.Krasnolud urwał, spojrzał na czarodziejkę spod krzaczastych brwi.Cirinadstawiła uszu.Yennefer milczała, bawiąc się swą obsydianową gwiazdą.- Vivaldi - podjął bankier, zniżając głos - nie mógł albo nie chciał prowadzićśledztwa w tej sprawie.Nielojalny i podatny na przekupstwo klerk wpadł po pijanemudo fosy i utopił się.Nieszczęśliwy wypadek.Szkoda.Za szybko, za pochopnie.- Szkoda mała, a żal krótki - wydęła wargi czarodziejka.- Ja wiem, kogointeresowały moje listy i konto, śledztwo u Vivaldich nie przyniosłoby rewelacji.- Skoro tak uważasz.- Giancardi poczochrał brodę.- Jedziesz na Thanedd,Yennefer? Na ten powszechny zjazd czarodziejów?- Owszem.- By zdecydować o losach świata?- Nie przesadzajmy.- Różne plotki krążą - rzekł sucho krasnolud.- I różne rzeczy się dzieją.- Jakie, jeśli to nie tajemnica?- Od ubiegłego roku - powiedział Giancardi, gładząc brodę - obserwuje siędziwne ruchy w polityce podatkowej.Ja wiem, ciebie to nie interesuje.- Mów.- Podwojono wymiar pogłównego i hiberny, podatków ściąganychbezpośrednio przez władze wojskowe.Wszyscy kupcy i przedsiębiorcy musządodatkowo płacić do skarbu królewskiego dziesiąty grosz", całkiem nowy podatek,jeden grosz od każdego nobla obrotu.Krasnoludy, gnomy, elfy i niziołki płacąponadto zwiększone pogłówne i po-dymne.Jeżeli prowadzą działalność handlowąlub produkcyjną, są nadto obciążeni obowiązkową nieludzką" do-natywą, wynoszącądziesięć od sta.W ten sposób ja odprowadzam do skarbu ponad sześćdziesiątprocent dochodu.Mój bank, wliczając wszystkie filie, daje Czterem Królestwomsześćset grzywien rocznie.Dla twojej wiadomości: to jest prawie trzykrotnie więcej,niż możny diuk czy hrabia płaci kwarty z potężnej królewszczyzny.- Ludzie nie są obciążeni donatywą na wojsko?- Nie.Płacą tylko hibernę i pogłówne.- A zatem - pokiwała głową czarodziejka - to krasno-ludy i inni nieludziefinansują kampanię przeciwko Scoia'tael, która toczy się w lasach.Spodziewałam sięczegoś takiego [ Pobierz całość w formacie PDF ]