[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do siebie, to znaczy dokoleżanek, które grały rolę przeciwnika.Oczywiście oddawały symulowany strzał.Po pierwsze,proch był bardzo kosztowny, po drugie, po co zabijać koleżanki, skoro wróg przy takimsposobie prowadzenia wojny zrobi to szybciej niż w jedną modlitwę. Bogowie. wyrwało się Shen. To tak wygląda?Dziewczyna z desantu zaczęła się śmiać. To? To jeszcze jest wyczyn świata! Tu jeszcze widzisz w miarę wyszkolone wojsko ikulturalną bitwę z przeciwnikiem, który walczy na poziomie, tak samo jak wróg.Wyjaśniła, że są takie bitwy.%7łołnierz maszeruje w szyku, o powodzeniu na polu walkidecyduje musztra, ponieważ przeciwnik robi to samo.Potem oddziały stają naprzeciw siebie,żołnierze nabijają karabiny i strzelają do siebie z odległości kilkudziesięciu kroków.A potemalbo ładują broń jeszcze raz, albo ruszają do ataku na bagnety.Oczywiście nie jest to aż takproste.Dowódcy popisują się zaskakującymi manewrami kawalerii, artyleria każdej ze stronusiłuje wyrobić sobie przewagę ogniową (i generalnie zajmuje się jedynie sobą), są podstępy,wprowadzanie do walki odwodów i inne tego typu urozmaicenia.Wszystko świetnie nadaje siępotem do kroniki każdego z biorących udział w walce pułków.Rewelacja.Tyle tylko, że takmożna walczyć jedynie z kulturalnym przeciwnikiem, który również przestrzega zasad, a wojnatoczy się o nieważny spłacheć piasku, który przechodzi z rąk do rąk wyłącznie z powodówhonorowych. A ja ci powiem, jak to wygląda na prawdziwej wojnie. Kano wyraznie się zaperzyła.Chodziło o głupią wojnę z partyzantami, którzy byli gorzej uzbrojeni, niewyszkoleni i w ogóle wmniejszości.Pamiętam jeden dzień.Zabezpieczałyśmy wyładunek piechoty z barek.Dowódcychcieli okrążyć partyzantów, więc zdecydowali się na zaskakujący manewr.My do rozpoznaniai zabezpieczenia terenu, a piechota powoli się wyładowuje.Partyzanci zwiedzieli siębłyskawicznie, co jest grane.My zabezpieczamy teren, oni strzelają, ale z ukrycia, na spokojnie.Walka między nimi i nami trwa prawie pół dnia, wypad, odskok, zmyłka.I nareszcie sukces.Wkolejnym wypadzie udaje nam się kogoś zabić.Mamy jednego wroga na rozkładzie.Piechotaustawia się do boju.Idealnie równe szeregi, głośno wywrzaskiwane komendy.nareszcie: Ognia!.Tylko ślepy albo głuchy partyzant nie ukrył się za drzewem.A strzelać zaczęli, kiedynasi ładowali broń.I tak do wieczora, aż trzeba było przerwać walkę.To znaczy my musieliśmyprzerwać.Partyzanci podpłynęli nad ranem i podpalili nam barki.Bilans dnia? My mamy jednegotrupa na rozkładzie.Piechota dwadzieścia dziewięć trupów.Tyle że własnych.I tak towyglądało. Ale obiło mi się o uszy, że wojnę z partyzantami jednak wygraliśmy. Taaaak.Kiedy proporcje sił doprowadziliśmy do stosunku: jeden nasz batalion na jednegopartyzanta, to rzeczywiście.Udało się zadeptać wrogów.Kano zaczęła się śmiać. A nie dość tego dodała, wskazując ręką rozległą polanę przed nimi. Tu widzisz elitępiechoty.Tak normalnie się nie ćwiczy.Rekrut w trakcie marszu dowiaduje się od koleżanek,co i jak ma robić podczas bitwy.Fala wymusza dyscyplinę, a sierżanci pilnują, żeby nowyżołnierz chociaż raz wystrzelił przed walką.Bez kuli w lufie, bo po co marnować.%7łołnierz masię jedynie oswoić z hukiem. Wiesz.Ja to w ogóle nic jeszcze nie usłyszałam od przełożonych.Piegowata machnęła ręką. O to się nie bój.Wyszkolą cię zajebiście. No ale. Shen przygryzła wargi, podnosząc kolejną upaćkaną tłuszczem miskę. Na twoim miejscu bałabym się raczej wojny, na którą cię wyślą. O.Na pewno z potworami, co?Dziewczyna z desantu tylko kiwnęła potwierdzająco głową, co znacznie bardziejprzestraszyło Shen, niż gdyby tamta robiła jakieś miny.Współczujące, boleściwe,przestraszone, czy w ogóle jakiekolwiek. Nie widziałaś jeszcze potwora. Widziałam zaperzyła się Shen. W klatce, w miasteczku, na odpuście. No tak właśnie przypuszczałam.Potwór w dzień, w klatce, w miasteczku nie wydaje sięstraszny, prawda? Taa.Taki sobie jakby goły człowiek. Po prostu człowiek.Tyle że ma czarne oczy i okropną legendę.Kano skończyła szorować swoje gary.Z ulgą poskładała je i oceniła porę dnia na podstawiewysokości słońca.Postanowiła trochę odpocząć przed powrotem do oddziału.Usiadła podkarłowatym drzewem, kryjąc się przed słońcem. Inaczej potwór wygląda w nocy, kiedy widzi w ciemności, co zapewnia mu przewagę, mabroń, a powietrze wypełnione jest oszałamiającym gazem zaczęła. Zapewniam cię, żewtedy naprawdę wygląda inaczej. Kurde! Shen potrząsnęła głową. Ja naprawdę myślałam, że to bardziej legendy. Taaa.Po serii klęsk w wojnie z potworami dowództwo postanowiło stworzyć ośrodekszkoleniowy.Zresztą od dawna potrzebny armii.A tu teren sprzyjający, w dodatku wyspa,skąd żaden rekrut nie może uciec.Sama błogość. Ale było coś jeszcze? No pewnie.Wyspa przypomina trochę teren, na którym będziesz walczyć z potworami.Trochę.Rzeczki do brodzenia po pas, bagna, uroczyska, gęsty las.Tyle tylko, że po pierwsze,to wyspa na morzu, a po drugie, przypomina uzdrowisko, gdzie księżniczka udaje się narekonwalescencję.Bagna są piaszczyste, rzeczki czyste, laski przejrzyste i namorzynowe.Niema węży ani dzikich zwierząt.Nie ma komarów, gzów, pająków, pijawek, ani nawet nietoperzy.Nie ma wszy, pcheł, parchów i całego syfu biorącego się z brudu.A poza tym jest ciepło iprzyjemnie. A tam jest zimno? Jak jasna dupa. Woda zamarza? Nie, nie aż tak.Ale uwierz mi, co innego brodzić po szyję w ciepłej, czystej wodzie, a coinnego robić to samo, dygocząc z zimna, z pijawkami uczepionymi nóg i dupy! Co innegosuszyć sobie ciuchy na słoneczku, a co innego w mokrej mgle. No szlag. I najważniejsze.%7łołnierze nienawidzą wyspy Tarpy, sądząc, że trafiły najgorzej jak mogły.Częściowo mają rację, bo nigdzie indziej się tak człowiek nie wyzwierzęca nad drugim jak tutaj,ale.Sierżant, choć jest z urodzenia burą suką i zwykłą kurwą, to jednak nie wbije ci noża wplecy, kiedy będziesz spała.A jak cię sierżant złapie, to mimo wszystko nie rozetnie brzucha,nie wyjmie jelit i nie przybije do pnia, każąc potem biegać dookoła, żeby wszystkie flakiwyciągnąć na zewnątrz.Nie słyszałam też o sierżant, która poćwiartowałaby jakąś koleżankę iobrzuciła po nocy pozostałe dziewczyny z oddziału częściami jej ciała.Shen zdrętwiała z przerażenia.Nie mogła rozstrzygnąć, czy Kano chce ją przestrzec, czyjednak może tylko przestraszyć, grając frontowca, co to niejedno już przeszedł.Szlag z nią.Można nie wierzyć w te opowieści, ale włosy i tak same stają dęba ze strachu. Jesteś pewna, że tam nas wyślą? Miała nadzieję, że w jej głosie nie słychać drżenia. Tak.niestety. Kano wzruszyła ramionami. Do doliny Sait.Jakby na dzwięk tej nazwy amulet na szyi Shen drgnął.Zdziwiona położyła na nim dłoń.Wydawał się ciepły.No ale w końcu dotykał cały czas rozgrzanej szyi.Ciekawe, jakie zaklęciezadziałało? Sait? powtórzyła.Trzymany w dłoni amulet szarpnął się tak mocno, jakby chciał wyskoczyć gdzieś wysoko [ Pobierz całość w formacie PDF ]