[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Samotne wędrowanie również.- A my, choć zupełnie ci nie znani, wyglądamy na takich, z którymi wędruje się bezpiecznie.Wystarczył cijeden rzut oka?- Dwa - odrzekł z lekkim uśmiechem cyrulik.- Jeden na kobiety, którymi się opiekujecie.Drugi na ichdzieci.Zoltan beknął gromko, skrobnął menzurką o dno cebrzyka.- Pozory mogą mylić - zadrwił.- Może my zamierzamy sprzedać te baby w niewolę? Percival, zrób no coś ztym aparatem.Odkręć trochę zawór albo co? Chcemy się napić, a ciecze jak krew z nosa.56- Chłodnica nie wyrobi.Wygon będzie ciepły.- Nie szkodzi.Noc jest chłodna.Ciepławy samogon ostro pobudził konwersację.Jaskier, Zoltan i Percival nabrali rumieńców, głosy zmieniłyim się jeszcze bardziej - w przypadku poety i gnoma można było już w zasadzie mówić o lekkim bełkocie.Zgłodniawszy, towarzystwo żuło zimną koninę i pogryzało znalezione w chacie korzonki chrzanu, roniącłzy, bo chrzan był równie krzepki jak bimber.Ale dodawał ognia dyskusji.Regis nagle dał wyraz zdziwieniu, gdy okazało się, że finalnym celem wędrówki nie jest enklawa masywuMahakam, odwieczna i bezpieczna krasnoludzka siedziba.Zoltan, który zrobił się jeszcze gadatliwszy odJaskra, oświadczył, że do Mahakamu nie wróci pod żadnym pozorem, i dał upust swej niechęci wobecpanujących tam porządków, zwłaszcza zaś wobec polityki i absolutnej władzy starosty Mahakamu iwszystkich krasnoludzkich klanów, Brouvera Hooga.- Stary grzyb! - wrzasnął i napluł w palenisko piecyka.- Spojrzysz i nie wiesz, żywy czy wypchany.Prawiesię nie rusza, i dobrze, jako że pierdzi przy każdym poruszeniu.Nie sposób zrozumieć, co gada, bo mu siębroda z wąsami skleiła zeschłym barszczem.Ale rządzi wszystkim i wszystkimi, wszyscy muszą tańczyć,jak zagra.- Trudno jednak twierdzić, by polityka starosty Hooga była zła - wtrącił Regis.- To dzięki jegozdecydowanym akcjom krasnoludy odłączyły się od elfów i nie walczą już wspólnie ze Scoia'tael.A dziękitemu ustały pogromy, dzięki temu nie doszło do karnej ekspedycji na Mahakam.Spolegliwść w kontaktach zludzmi przynosi owoce.- Gówno prawda - Zoltan wychylił menzurkę.- W sprawie Wiewiórek staremu piernikowi nie szło o żadnąspolegliwość, lecz o to, że zbyt wielu młodzików rzucało robotę w kopalniach i kuzniach, przyłączało się doelfów, by w komandach zażyć swobody i męskiej przygody.Gdy zjawisko urosło do rozmiarów problemu,Brouver Hoog wziął gówniarzy w twarde karby.Gdzieś miał zabijanych przez Wiewiórki ludzi i bimbał narepresje, spadające z tego tytułu na krasnoludów, w tym i na wasze osławione pogromy.Te ostatnie guzik goobchodziły i guzik obchodzą, bo krasnoludów osiadłych w miastach uważa za odszczepieńców.Co się zaśtyczy zagrożenia w postaci karnych ekspedycji na Mahakam, to nie rozśmieszajcie mnie, mili moi.Nijakiegozagrożenia nie ma i nie było, bo żaden z królów nie ośmieliłby się ruszyć Mahakamu nawet palcem.Więcejwam powiem: nawet Nilfgaardczycy, gdyby udało im się opanować otaczające masyw doliny, Mahakamuruszyć się nie ośmielą.Wiecie, dlaczego? Powiem wam: Mahakam to stal.I nie byle jaka.Tam jest węgiel,tam są magnetytowe rudy, nieprzebrany pokład.Wszędzie indziej aby sama darniówka.- I technika jest w Mahakamie - wtrącił Percival Schuttenbach.- Hutnictwo i metalurgia! Wielkie piece, niejakieś tam zasrane dymarki.Młoty wodne i parowe.- Masz, Percival, golnij sobie - Zoltan podał gnomowi napełnione znowu naczynie - bo zanudzisz nas tątwoją techniką.Wszyscy wiedzą o technice.Ale nie wszyscy wiedzą, że Mahakam eksportuje stal.DoKrólestw, ale i do Nilfgaardu też.A jeśli nas kto palcem tknie, zniszczymy warsztaty i zalejemy kopalnie.Awówczas bijcie się, ludzie, ale na dębowe pały, krzemienie i ośle szczęki.- Niby taki zawzięty jesteś na Brouvera Hooga i porządki w Mahakamie - zauważył Wiedzmin - a naglezacząłeś mówić "my".- A i owszem - potwierdził zapalczywie krasnolud.- Jest coś takiego jak solidarność, nie? Przyznam, żetrochę też i duma mnie rozpiera, żeśmy mądrzejsi od pyszałków elfów.Nie zaprzeczycie chyba? Elfy przezparę setek lat udawały, że was, ludzi, wcale nie ma.W niebo patrzały, kwiatki wąchały, a na widokczłowieka odwracały wypacykowane oczka.A gdy się okazało, że to nic nie daje, nagle ocknęły się i złapałyza broń.Postanowiły zabijać i dać się pozabijać.A my, krasnoludy? Myśmy się przystosowali - Nie, niedaliśmy się wam podporządkować, niech się wam to nie marzy.To myśmy was sobie podporządkowali.Ekonomicznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]