[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dom zbudowany był z solidnychbali i kryty spadzistym gontem, po którym nieszkodliwie staczały się ciskane przez bandytów pochodnie.Oblężony dom bronił się i skutecznie odgryzał - na oczach Geralta jeden ze zbójców niebacznie wychylił sięzza wozu i runął, jak rażony gromem, ze strzałą w czaszce.- Twoi przyjaciele - popisał się domyślnością Rycerz Szachownicy - muszą być w owym budynku! Nahonor, w srogiej są obieży! Dalejże, pośpieszajmy z pomocą!Geralt usłyszał skrzekliwe wrzaski i rozkazy, poznał rozbójnika Słowika z obandażowaną facjatą.Widziałteż przez moment półelfa Schirru, kryjącego się za plecami Nilfgaardczyków w czarnych płaszczach.Nagle zaryczały rogi, aż liść sypnął się z dębów.Zadudniły kopyta bojowych rumaków, zabłysły zbroje imiecze szarżującego rycerstwa.Zbójcy z wrzaskiem rozbiegli się w różne strony.- Na honor! - ryknął Rycerz Szachownicy, spinając konia.- To moi druhowie! Ubiegli nas! Do ataku, by inam się trochę chwały dostało! Bij, zabij!Cwałując na Bucefałe, Rycerz Szachownicy wpadł na czmychających zbójców pierwszy, błyskawiczniezarąbał dwóch, resztę rozproszył jak jastrząb wróble.Dwóch skręciło w stronę nadbiegającego Geralta,Wiedzmin rozprawił się z nimi w mgnieniu oka.A trzeci strzelił do niego z gabriela.Miniaturowe samostrzały wymyślił i opatentował niejaki Gabriel,rzemieślnik z Verden.Reklamował je sloganem: "Obroń się sam".Dookoła srożą się bandytyzm i przemoc,głosiła reklama.Prawo jest bezsilne i nieporadne.Obroń się sam! Nie wychodz z domu bez poręcznegosamostrzału marki "Gabriel".Gabriel to twój stróż, Gabriel uchroni przed bandytą ciebie i twoich bliskich.Sprzedaże były rekordowe.Wkrótce poręczne przy napadach gabriele nosili wszyscy bandyci.Geralt był wiedzminem, umiał uchylić się przed bełtem.Ale zapomniał o obolałym kolanie.Unik był o calspózniony, liściowaty grot rozorał mu ucho.Ból oślepił, ale tylko na moment.Zbójca nie zdążył napiąćsamostrzału i obronić się sam.Rozzłoszczony Geralt rąbnął go po rękach, a potem wypruł z niego kiszkiszerokim cięciem sihilla.Nie zdążył nawet obetrzeć krwi z ucha i szyi, gdy zaatakował go mały i ruchliwy jak łasica typek onienaturalnie błyszczących oczach, uzbrojony w krzywą zerrikańską saberrę, którą obracał z podziwu godnąwprawą.Sparował już dwa cięcia Geralta, szlachetna stal obu kling dzwoniła i sypała iskrami.Aasica był bystry i spostrzegawczy - momentalnie zauważył, że Wiedzmin kuleje, momentalnie zacząłokrążać i atakować z korzystnej dla siebie strony.Był niesamowicie szybki, ostrze saberry aż wyło wcięciach wykonywanych niebezpieczną krzyżową sztuką.Geralt unikał ciosów z coraz większą trudnością.Icoraz bardziej utykał, zmuszany do stawania na obolałą nogę.Aasica skulił się nagle, skoczył, wykonał zręczny zwód i fintę, ciął od ucha.Geralt sparował ukośnie i odbił.Bandyta wykręcił się zwinnie, już szedł ze złożenia do wrednego dolnego cięcia, gdy nagle wybałuszył oczy,kichnął potężnie i usmarkał się, na moment opuszczając zastawę.Wiedzmin błyskawicznie ciął go w szyję, aostrze doszło aż do kręgów.- No i niech mi ktoś powie - wydyszał, patrząc na drgającego trupa - że używanie narkotyków nie jestszkodliwe.Atakujący go ze wzniesioną maczugą bandyta potknął się i runął nosem w błoto, z potylicy sterczała mustrzała.- Idę, wiedzminie! - krzyknęła Milva.- Idę! Trzymaj się!Geralt obrócił się, ale nie było już kogo rąbać.Milva zastrzeliła jedynego zbójcę, który pozostał w okolicy.Reszta uciekła w las, ścigana przez kolorowe rycerstwo.Kilku prześladował na Bucefale RycerzSzachownicy.Dopadł, bo słychać było z lasu, jak strasznie się sroży.Jeden z Czarnych Nilfgaardczyków, niedokładnie zabity, zerwał się nagle i rzucił do ucieczki.Milvabłyskawicznie podniosła i napięła łuk, zawyły lotki, Nilfgaardczyk padł na liście z szaropiórą strzałą międzyłopatkami.Auczniczka westchnęła ciężko.- Będziemy wisieć - powiedziała.110- Dlaczego tak sądzisz?- Tu przecie Nilfgaard.A już drugi miesiąc idzie, jak ja strzelam przeważną miarą do Nilfgaardczyków.- Tu jest Taussaint, nie Nilfgaard - Geralt pomacał bok głowy, odjął rękę całą we krwi.- Cholera.Co tam jest, zobacz, Milva? Auczniczka przyjrzała się uważnie i krytycznie.- Tylko ucho ci urwało - stwierdziła wreszcie.- Nie ma się czym przejmować.- Aatwo ci mówić.Ja bardzo lubiłem to ucho.Pomóż mi czymś to owiązać, bo mi ciecze za kołnierz.Gdziesą Jaskier i Angouleme?- W chałupie, z pielgrzymami.O, zaraza.Załomotały kopyta, z mgły wyłonili się trzej jezdzcy nabojowych rumakach, powiewający w galopie płaszczami i proporcami.Nim jeszcze przebrzmiał ich bojowykrzyk, Geralt ucapił Milvę za ramię i wciągnął ją pod wóz.Nie było żartów z kimś, kto szarżował uzbrojonyw kopię o długości czternastu stóp, dającą efektywny zasięg dziesięciu stóp przed głowę konia.- Wyłazić! - Rumaki rycerzy ryły podkowami ziemię wokół wozu [ Pobierz całość w formacie PDF ]