[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podzielałam jej euforię.Twarz oberżystki pod wykrochmalo-nymbiałym czepkiem wydawała mi się znajoma, choć przecież nigdyprzedtem nie spotkałam tej kobiety.Pocztylion uwiązujący konie robiłto w swojski, znajomy sposób.- Och, proszę spojrzeć - entuzjazmowała się Lisette.- Niebo jestfrancuskie, góry są francuskie i powietrze także.Jestem gotowa sięzałożyć, że ten koń też rozumie po francusku.- W tym momencie staraszkapa odwróciła głowę.- A nie mówiłam?17 GRUDNIA- Madame, gdzie nauczyła się pani ładować pistolet? - Zajętareperowaniem trenu w jednej z moich sukien Lisette uniosła głowę ipopatrzyła na mnie ciekawie.- W Paryżu, w czasach Terroru.Przyjaciel pokazał mi, jak się to robi.- Przyjaciel, który już nie żyje.Nie on jeden.Tylu innych zginęłotakże.Zatrzasnęłam komorę i zabezpieczyłam zamek.W podróżytowarzyszyło nam tylko dwóch żołnierzy i podczas nocy spędzanych wzajazdach nie czułam się bezpieczna*.Na wszelki wypadek biżuterięwiozłam w niewielkim aksamitnym woreczku zawieszonym pod halką.* Napoleon jechał do Paryża przez Rastatt w Niemczech, gdzie negocjowanoratyfikację traktatu pokojowego z Campo Formio.Józefina opuściła Mediolanpózniej i do Paryża wracała sama.- Uwielbiam słuchać historii o rewolucji.O walkach i ulicznychzamieszkach.Och, madame, proszę mi wybaczyć - zreflektowała sięLisette, widząc moje srogie spojrzenie.Wręczyłam jej pistolet.- Nawet jeśli jest nienaładowany, nigdy nie celuj do człowieka.- Wiem.Uśmiechnęłam się.- Czy mówiłam ci już, że przypominasz mi córkę?- Wiele razy, madame.- Oczywiście ty nie jesteś dzieckiem.Czy zastanawiałaś się kiedyśnad małżeństwem? - Lisette skończyła dziewiętnaście lat, więc była jużpora ku temu.Najwyższa pora, szczerze mówiąc.- Wolę służyć pani, madame - odpowiedziała, chowając pistolet nadnie koszyka z przyborami krawieckimi.- Możesz wyjść za mąż i nadal pozostawać u mnie w służbie.-Zgodziłaby się pani? - zapytała, na powrót zabierając siędo szycia.- Uważasz, że mogłabym oczekiwać, abyś się dla mnie poświęcała?- Inne damy tego właśnie oczekują.- Wzruszyła ramionami.- Pozatym, kto by tam chciał się ze mną ożenić?- Przecież jesteś śliczna.- Niestety, bez posagu.- Z chęcią cięwyposażę.- Naprawdę? - Lisette popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.- Na mój honor.19 GRUDNIA, LYONW zajezdzie w Lyonie czekał na mnie list z wytłoczonym w złocienagłówkiem: Obywatel Ludwik Bodin, Kompania Bodinów".Obywatel Bodin zapraszał mnie do siebie.20 GRUDNIA, GODZINA 4.30 PO POAUDNIU,.PONURY DZIECPrzyznaję, że wystawność rezydencji Bodinów wprawiła mnie wprawdziwe osłupienie.Nie spodziewałam się aż takiego prze-* Zwyczajowo służące, które wyszły za mąż albo zaszły w ciążę, zwalniano zposady.pychu.Szeroka aleja biegła przez ogromny, starannie utrzymanypark.Za każdym zakrętem ukazywał się nowy rozległy widok.Wreszcie powóz zatrzymał się przed chdteau.Milczący kamerdynerze śnieżnobiałym halsztukiem pod szyją poprowadził mnie amfiladąwytwornie umeblowanych pomieszczeń do pokoju bilardowego, wktórym Ludwik Bodin (okrąglutki niczym dynią i różowy na twarzy)właśnie składał się do strzału.Obok wysokiego stołu czuwała jednookapokojówka z masą ufryzowanych loczków na głowie i sennymwyrazem twarzy.Choć było jeszcze wcześnie, w ogromnymbrązowym kandelabrze płonęły wszystkie świece.- Madame Bonaparte, witam w moich progach.- Ludwik Bodinskłonił się głęboko.Mimo młodego wieku i tuszy poruszał się zogromną godnością, a jego maniery cechowała szczerość i otwartość.Stare pieniądze - pomyślałam przelotnie, wodząc wzrokiem poogromnych porożach zawieszonych nad kominkiem, eleganckichmeblach, noszących jednak ślady długiego użytkowania, i galeriiportretów rodzinnych.Na podłodze obok paleniska leżał ogar,drzemiąc z pyskiem złożonym na przednich łapach.Po wymianie wstępnych uprzejmości zaczęła się ożywionapogawędka o wspólnych znajomych, tryskającym entuzjazmemkapitanie Charles'ie, naszych związkach z masonerią, spirytyzmie (bezjakichkolwiek wzmianek o religii), traktacie z Campo Formio (bezaluzji do polityki) i wreszcie o bracie Ludwika, Hugonie,prowadzącym paryskie biuro firmy.Po tym wstępie przeszliśmy do pełnego książek gabinetu, gdzieczekała na nas lekka przekąska (pomarańcze z Sewilli, białe kiełbaski iorzechy pistacjowe).Tam rozmowa zeszła wreszcie na najbardziejinteresujący nas oboje temat: sposoby zdobywania pieniędzy.Ludwik Bodin zaczął wyjaśniać, że kompania osiągnęła spore zyski,obracając Majątkiem Narodowym, jednak prawdziwe okazje"zdarzają się obecnie coraz rzadziej, stąd pomysł zajęcia się czymśbardziej lukratywnym, mianowicie dostawami wojskowymi.Obajbracia chcieliby się wyspecjalizować w dostarczaniu koni dla ArmiiWłoch.- Nasza firma jest w pełni przygotowana do rozwinięcia tego interesu- mówił przyciszonym głosem, przy akompaniamencie mruczeniazwiniętego na jego kolanach ogromnego rudego kota.- Rzecz rozbijasię wyłącznie o jeden, ale jakże istotny element - brak aprobatydyrektorów.Bez wątpienia jest pani świadoma, że do walki o każdykontrakt staje wielu konkurentów.To nie przypadek, że zwycięzcą zakażdym razem okazuje się osobisty znajomy jednego konkretnegodyrektora.- Uśmiechnął się, odsłaniając śnieżnobiałe, lśniące zęby,które z pewnością nie mogły być prawdziwe. Oczywiście mam tu namyśli dyrektora Barrasa.Jak rozumiem, pani cieszy się u niegowielkimi względami.Zastanowiłam się, jak zareagować na tego typu stwierdzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]