[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby się nam udało połączyć z sobą oba źródła, wtedy Nasturcjanie zapomnieliby o tym, co było, i powitaliby mnie jak najlepszego przyjaciela.Że też wcześniej nie wpadłem na ten genialny pomysł!- Lepiej późno niż nigdy - zauważył złośliwie Deszczowiec.- Tylko jak to zrobić?Debiliusz zwrócił ku niemu swą twarz, okoloną wiankiem rudych włosów.- Opowiadałeś mi przecież, że w waszym kraju każde dziecko zna się na robotach wodnych.- Bo tak jest - przyznał Deszczowiec.- To będzie praca w sam raz dla Mżawki.Nie ma lepszego specjalisty od mokrej roboty!Debiliusz ścisnął ramię sprzymierzeńca.- W takim razie dziś jeszcze wyślesz go do Nasturcji, aby połączył obydwa źródła.Musi to jednak zrobić tak, aby nikt o tym nie wiedział.Gdy tylko wróci, natychmiast uderzymy na miasto.Zwycięstwo mamy w kieszeni!W godzinę później pan Mżawka otulony w czarną pelerynę opuścił skalne gniazdo i ruszył we wskazanym przez Debiliusza kierunku.Noc jest porą złoczyńców, toteż Deszczowiec powinien się był czuć znakomicie pod jej osłoną, niestety, natura nie wyposażyła go w odwagę, wskutek czego każdy jego krok połączony był z żałosnym stękaniem i popiskiwaniem.W koronach cyprysów szumiał wiatr, dołem zaś, wśród zarośli, słychać było tupot niewidocznych nóżek; to niezliczone roje okropików z rodziny Podgryzaczy Jajogłowych wypełzały ze swych kryjówek, aby spojrzeć na człowieka przedzierającego się o tak późnej porze przez puszczę.Człowiek ten podpierał się alpejskim czekanem, zaś w jego torbie dźwięczało żelastwo, ogromnie ulubione przez niektóre gatunki podgryzaczy.Pan Mżawka już sto piętnaście razy postanawiał zawrócić do zamku, który - teraz wydawał mu się bardzo przytulnym pałacem, ale za każdym razem, przypominając sobie słowa władcy: „Jeżeli wrócisz z niczym, zrobię z ciebie szaszłyk”.szedł w dalszym ciągu przed siebie.Nie dbał na kolce drapiące mu twarz ani na groźne pochrząkiwanie gonzw kudłatych i chuchrajków pospolitych.Tak oto strach bardzo często rodzi wspaniałych bohaterów, opiewanych później przez poetów i pisarzy.O świcie stanął u stóp gór, oddzielających go od Nasturcji.Dolne ich partie porośnięte były krzewami rododendronu, ponad nimi widniały jednak prawie pionowe ściany, utworzone z licznych skał, poprzerastanych żyłami czystego złota.Wysoko nad turniami krążyły orły o piórach ubarwionych pierwszymi promieniami niewidocznego jeszcze słońca.O tym, że będzie zmuszony do pokonania gór, wiedział Mżawka od Debiliusza, nie przypuszczał jednak, że napotka na tak przerażający mur gładkich skał.Dopiero teraz zrozumiał, dlaczego szef rozbójników wyposażył go w czekan, haki oraz linę.Miał oto zabawić się w alpinistę i wdrapać się na skały przy pomocy własnych rąk.Zadarł głowę do góry i ujrzał wierzchołek tonący w małej chmurce.Na myśl o tym, że będzie musiał tam dojść o własnych siłach, poczuł dreszcz trwogi.Dałby majątek za to, by móc w tej chwili siedzieć za ladą swego sklepiku w Kibi-Kibi i sprzedawać spleśniałe bułeczki oraz stęchłą mąkę.Cóż jednak było robić? Musiał wykonać rozkaz, gdyż za żadne skarby nie chciał być pożarty przez zbójów w charakterze szaszłyku przekładanego cebulką.Komu w drogę, temu czas - pomyślał i wstąpił na skalny występ.Wyjął z torby pierwszy hak i wbił go do szczeliny przy pomocy młotka.- Ciężka jest droga do kariery - pomyślał znowu z westchnieniem.- Ciężka i niebezpieczna!Przez kilka godzin piął się cal po calu, pomagając sobie mocnymi jak haki pazurami, a od czasu do czasu nawet zębami.Nie spoglądał ku dołowi, gdyż widok był wprost przerażający.Drzewa puszczy wyglądały stąd jak zapałki.Każdy fałszywy krok na skalnej ścianie mógł być dla niego krokiem ostatnim.Słońce stało już wysoko, gdy pan Mżawka z głębokim westchnieniem ulgi usiadł okrakiem na przełęczy między dwiema turniami i spojrzał na drugą stronę pasma.Głęboko w dole błyszczało zwierciadło stawu, wypełnionego zieloną, przezroczystą wodą.Na dnie dalekiej kotliny widniało miasto, leżące nad szeroką, wijącą się rzeką.To mi wygląda na Nasturcję - pomyślał Mżawka.- A ten staw to ani chybi Źródło Nieustającej Radości.Tylko gdzie jest to przeklęte Źródło Zapomnienia?Po dłuższym wypatrywaniu Mżawka ujrzał je; było niewielkie, a wóda jego wyglądała na lekko różową.Odpocząwszy, jął się opuszczać ku dolinie, korzystając z wąziutkiej ścieżki, wydeptanej zapewne przez kozice.Gdy znalazł się nad brzegiem stawu, stwierdził z zadowoleniem, że jest u celu.Oto tuż nad wodą wznosiła się tablica z napisem:Źródło Nieustającej Radości.Zbiornik wody dla stołecznego miasta Nasturcja.Kąpiel surowo wzbroniona!Woda ze źródła wpływała w sztucznie wykonane, kamienne łożysko, wsparte na potężnych filarach.Mżawka wiedział, że jest to wodociąg zaopatrujący miasto w wodę do picia.Takie samo urządzenie widział w Grodzie Kraka; sprowadzało ono wodę z Gór Skalistego Południa i zwane było akweduktem.Mimo surowego zakazu kąpieli, Mżawka odrzucił pelerynę i z rozkoszą zanurzył się w chłodnej wodzie stawu, aby spłukać z siebie zmęczenie wielogodzinnej wspinaczki.Nurkował aż do dna, pływał, prychał, fikał koziołki, czując z każdą chwilą powrót dawnych sił, i co ciekawsze, coraz lepszy humor.Wszystko wydawało mu się teraz dziecinnie łatwe, miał ochotę podskakiwać, śmiać się i broić jak małe dziecko.Różowa woda ze Źródła Zapomnienia spływała po skałach i tworzyła głośno szumiące wodospady.W odległości kilkunastu metrów od źródła rosła grupa wysokich, rosochatych dębów.Wszystko jest tak, jak powiedział Debiliusz - pomyślał Mżawka z głęboką wdzięcznością dla rozbójnika.Trzeba tylko tę wodę skierować do akweduktu i sprawa będzie załatwiona.Po krótkim odpoczynku jął odwalać głazy dzielące różowy strumień od łożyska wodociągu.Przy robocie tej pomocny okazał się czekan, tak bardzo zawadzający mu podczas wspinaczki.Mżawka zapomniał już o poprzednim zmęczeniu, a radość z przybycia do celu dodawała mu sił.Najważniejsze zadanie polegało teraz na wykonaniu wyrwy w kamiennym łożysku, prowadzącym wodę w dolinę.Przy pomocy czekana odwalił jeden z głazów, spojony z innymi wapienną zaprawą.Następnie usypał z kamieni zaporę i skierował różową wodę w łożysko akweduktu.Zakończywszy swą robotę zatarł ręce z zadowoleniem, i z dumą obejrzał swe dzieło.Wody obydwu stawków połączyły się z sobą i pobiegły w dół ku leżącemu w kotlinie miastu.Nikt inny nie potrafiłby tego wykonać tak jak ja - pomyślał chełpliwie były właściciel sklepu z wilgotnymi bułeczkami.- Szkoda, że Debiliusz nie widział mnie przy robocie.Dopiero by wytrzeszczał te swoje zbójeckie gały.Uszczęśliwiony z ukończenia trudnej pracy widział się już na zamku, w towarzystwie zbójów, słuchających z zachwytem jego sprawozdania.Na myśl o tym, że Nasturcjanie piją już wodę zapomnienia, nie mógł powstrzymać się od wydania okrzyku triumfu [ Pobierz całość w formacie PDF ]