[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.MacDonnellowie nie bylijedynymi dumnymi ludzmi.Zacisnęła oczy, nawiedzona przez wspomnienie ich ostatniej wspólniespędzonej nocy w łóżku, które stało się teraz dla niej więzieniem.Wciążwidziała wspaniałe ciało Morgana rozłożone pod nią, wypolerowaneniezwykłym potokiem światła cienkich swiec, które zapalali, zgodnie zjej życzeniem, zawsze, gdy się kochali.Widziała jego piękną twarznaprężoną przyjemnością, gdy odrzucała swe zahamowania, ofiarującsiebie w zażartym zapa-252miętaniu i czując nagły przypływ triumfu w chwili, gdy Morganuzewnętrzniał swą euforię, tracąc kontrolę, którą się tak chlubił.Otworzyła oczy, wiedząc, co musi uczynić.Kiedy Dougal i doktor wrócili, leżała oparta o poduszki, z rękamizłożonymi na podołku.- Księżniczko, ocknęłaś się! - Jej ojciec podbiegł do niej, klękając, byścisnąć jej dłonie.Jego ręce wydawały się gorące w porównaniu zchłodnym bezruchem jej rąk.Radosny uśmiech rozpłynął się na Twarzy doktora.- Chwalmy dobrego pana! Wiedziałem, że przeprowadzi nas przez to.Zostań z nią, Dougal, a ja pobiegnę po chłopa.- Wyrwał mu się radosnyśmiech.- Będzie naprawdę miło zanieść mu dobre wieści.- Potruchtał wkierunku drzwi, zacierając niecierpliwie pulchne ręce.Sabrina zatrzymała go jednym słowem.- Nie.Dougal zmarszczył brwi.Dawno nie używany głos, mimo żezachrypnięty, przepełniony był chłodem.- Nie chcę widzieć się teraz z moim mężem.Uśmiech doktora zniknął.- Ale, dziewczyno, gdybyś tylko mogła widzieć go przez ostatnie dwatygodnie.Miał prawie nieludzkie moce.Nigdy nie widziałem żadnegoczłowieka, który wytrzymałby tyle bez jedzenia czy snu.- Nie życzę sobie go widzieć - powtórzyła.- Jeśli będzie protestował,przypomnijcie mu, ile mi zawdzięcza.- Ale, dziecko - zaczął Dougal, zdumiony jej bezwzględnymisłowami.- Powiedzcie mu.Doktor odwrócił się, a policzki opadły mu jak u niepocieszonego psa.Sabrina opuściła wzrok na ręce ojca.Wciąż spoczywały na jej zastygłychw bezruchu palcach.Oczy, które znały ją zbyt dobrze, wpatrywały się wjej kamienną twarz.- Czy chcesz o tym porozmawiać, dziecko? - zapytał miękko, unoszącrękę, by ująć jej policzek.Niezdolna do przyjęcia takiej pociechy, odwróciła twarz na poduszkę.253- Nie, tatku.Jestem zmęczona.Chcę tylko spać.Gdy jego ręka wycofała się w zranionej ciszy, pulsowanie wstrzaskanych nogach Sabriny stało się niczym w porównaniu do męczarniw jej sercu.Aykając powietrze haustami, Morgan zacisnął swe dłonie na surowymkamieniu blanków.Nie mógł otrząsnąć się ze straszliwego dręczącegopodejrzenia, że Sabrina się już dawno ocknęła.Mógł przysiąc, żeobserwowała go, gdy drzemał obok jej łóżka zeszłej nocy.Lecz gdypoderwał głowę, jej podkręcone rzęsy spoczywały na jej zarumienionychpoliczkach niewinnie jak owieczka.Ale co z dziwnym grymasem na jej ustach? Zastanawiał się.Przecieżnie zawsze tam był.Walczył z najbardziej absurdalnym pomysłem, byująć jej twarz w swoje dłonie i scałować go z jej ust.Być może poczuciewiny i brak snu sprawiały, że zachowywał się jak szaleniec.Wiatr kuł go w oczy i targał włosami, obejmując swą lodowatączystością.Z pewnością nic nie było bardziej zdrowego od tego oddechunieba spływającego tu z górskich stoków.Jak tylko Sabrina będzie czułasię wystarczająco dobrze, owinie ją swym pledem i przyniesie na tęwieżę, by poczuła to.Będzie nosił ją teraz w wiele miejsc.Przez resztęswego życia będzie ona jego słodkim brzemieniem, które zprzyjemnością udzwignie.Dał radę wysiedzieć spokojnie, podczas gdy doktor Montjoyprzezornie trzymał się na bezpieczną odległość, a Dougal wyjaśniał mu,że Sabrina nie będzie nigdy więcej chodzić.Nigdy nie spłynie w tańcu poschodach, nosząc te swoje małe śmieszne pantofle.Nigdy nie wystukataktu w szkockim tańcu nakłoniona do lego przez Fergusa.Nigdy niebędzie go gonić przez łąkę dojrzałą lałem, aż do momentu, gdy sam da sięschwytać i przewrócić w aromatyczny kobierzec wrzosów i kampanuli.Nigdy nie wybiegnie na jego spotkanie pod koniec dnia, z jednymdzieckiem na ręku, a drugim uczepionym jej spódnicy.Było to najcięższe uderzenie, jakie Morgan kiedykolwiek otrzymał.Nie pozwolił sobie jednak na wzdrygnięcie się chociażby.254Nie przeklinał, nie krzyczał, niczego nie zniszczył.Nie zacisnąłpalców wokół szyi nieszczęsnego doktora tak, jak chciał to zrobić.Poprostu podziękował Dougalowi za jego szczerość i przeprosił ich,wychodząc z pokoju.Wspiął się popękanymi schodami na tę wieżę, gdziemógł bez końca powracać myślami do upadku Sabriny [ Pobierz całość w formacie PDF ]