RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przebrał się za dwoma głazami.Dostał także długi, tępy miecz.- Posłuchaj, plan jest taki - rzeki Dibbler, siedzący na składa­nym płóciennym krześle.- Walczysz z trollami, podbiegasz, odwiązujesz dziewczynę od pala, walczysz z innymi trollami, a potem ucie­kasz za skałę, o, tamtą.Tak to widzę.Co o tym myślisz, Tommy?- No więc ja.- zaczął Silverfish.- To świetnie - przerwał mu Dibbler.- Bardzo dobrze.Słu­cham, Victorze?- Wspomniał pan o trollach.Co to za trolle? Dwa głazy wstały.- Się o nic nie martw - uspokoił go ten bliższy.- Ja i stary Galenit mamy to już ograne.- Trolle! -Victor cofnął się o krok.- Się zgadza - potwierdził Galenit.Machnął maczugą z wbitym gwoździem.- Ale.Ale.- Tak? - spytał drugi troll.Victor miał zamiar powiedzieć: Ale jesteście trollami, groźnymi ożywionymi skałami, które mieszkają w górach i tłuką podróżnych wiel­kimi maczugami, bardzo podobnymi do tych, które w tej chwili trzyma­cie, a kiedy mówili o trollach, myślałem, że chodzi o zwykłych ludzi ubranych, no, sam nie wiem, w worki pomalowane na szaro albo co.- No dobrze.- odezwał się słabym głosem.- Tego.- I nie słuchaj tych historii, że niby zjadamy ludzi - mówił Galenit.- To oszczerstwo i tyle.Znaczy, przecież jesteśmy z kamienia, po co mamy jeść ludzi.- Łykać - wtrącił drugi troll.- Chciałeś powiedzieć: łykać.- No.Po co mamy łykać ludzi? Zawsze wypluwamy kawałki.Zresztą już się wycofaliśmy - dodał szybko.- A i tak nigdy tego nie robiliśmy.- Szturchnął Victora przyjaźnie, niemal łamiąc mu że­bro.- Tutaj jest dobrze - dodał konspiracyjnym szeptem.- Dosta­jemy trzy dolary dziennie i jeszcze dolara przydziału na krem ochronny, żeby pracować w dzień.- Znaczy żeby nie zmieniać się w kamień do wieczora, co prze­szkadza - dodał jego towarzysz.- No bo trzeba przerwać kręcenie i ludzie zapalają o ciebie za­pałki.- I według kontraktu mamy jeszcze pięć pensów dodatku za używanie własnych maczug.- Chcielibyśmy zacząć! - zawołał Silverfish.- Dlaczego są tylko dwa trolle? - narzekał Dibbler.- W walce z dwoma trollami nie ma żadnego heroizmu.Prosiłem o dwadzie­ścia, prawda?- Jak dla mnie, dwa wystarczą - oświadczył Victor.- Niech pan posłucha, panie Dibbler - wtrącił Silverfish.- Wiem, że próbuje pan pomóc, ale zasady budżetowe.Zaczęli dyskutować.Korbowy Halogen westchnął i zdjął tylną ściankę pudła obrazkowego.Nakarmił ł napoił demony, które już się skarżyły.Victor oparł się o miecz.- Często występujecie, co? - zwrócił się do trolli.- No - potwierdził Galenit.- Cały czas.W Królewskim okupie grałem trolla, który wybiega i tłucze ludzi.A w Mrocznej Puszczy grałem trolla, który wybiega i tłucze ludzi.A.A w Tajemniczej Górze grałem trolla, który wybiega i skacze po ludziach w górę i w dół.Nie opłaca się stale grać ról charakterystycznych.- A ty robisz to samo? - zapytał Victor drugiego trolla.- Morena to aktor charakterystyczny, co nie? - odpowiedział za kolegę Galenit.- Najlepszy w fachu.- A co gra?- Skały.Victor wytrzeszczył oczy.- Z powodu twardych rysów - tłumaczył Galenit.- Nie tylko skały.Powinieneś zobaczyć, jak zagrał starożytny monolit.Byś nie uwierzył.No już, Morry, pokaż mu inskrypcję.- Niee.- mruknął Morena z zawstydzonym uśmiechem.- Myślałem, czy nie zmienić imienia do ruchomych obrazków - ciągnął Galenit.- Na coś z klasą.Pomyślałem: „Flint”.Spojrzał na Victora niespokojnie - o ile Victor mógł ocenić za­kres wyrazów dostępnych twarzy wyglądającej, jakby ktoś wykopał ją z granitu parą butów o stalowych podeszwach.- Co myślisz?- Tego.Bardzo ładne.- Bardziej dynamiczne, pomyślałem - wyznał potencjalny Flint.- Albo Skallin.- Victor usłyszał własny głos.- Skallin do do­bre imię.Troll patrzył na niego i bezgłośnie poruszał wargami, wypróbowując nowy pseudonim.- O żeż.- powiedział.- Na to nie wpadłem.Skallin.Się mi podoba.Z takim imieniem jak Skallin się pewnie zarabia więcej niż trzy dolary dziennie.- Czy możemy już zacząć?! - zawołał surowo Dibbler.- Może stać nas będzie na więcej trolli, jeśli ta migawka okaże się udana.Ale się nie okaże, jeśli przekroczymy budżet, co oznacza, że powin­niśmy skończyć do obiadu.A teraz, Morry i Galenit.- Skallin - poprawił Skallin.- Naprawdę? Wszystko jedno.Wy dwaj wybiegacie i atakujecie Victora, jasne? Dobrze.Kręcimy.Korbowy zakręcił korbą obrazkowego pudła.Zabrzmiało ciche klikanie i chór skamleń demonów.Victor stał nieruchomo, wyglą­dając czujnie i uprzejmie.- To znaczy, że ty zaczynasz - tłumaczył mu cierpliwie Silverfish.- Trolle wyskakują zza skał, a ty mężnie się bronisz.- Przecież ja nie wiem, jak się walczy z trollami! - jęknął Victor.- Powiem ci - odezwał się świeżo mianowany Skallin.- Parujesz najpierw, a my tak jakby się postaramy, żeby cię nie trafić.Coś mu zaświtało.- To znaczy, że wszystko jest udawane?Trolle wymieniły szybkie spojrzenia, które zdołały jednak wy­razić opinię: zadziwiające, że takie stwory jakoś władają światem.- Tak - potwierdził Skallin.- Właśnie tak.Nic nie jest na­prawdę.- Nie wolno nam cię zabić - uspokoił go Morena.- Właśnie - zgodził się Skallin.- Nie możemy przecież tak bie­gać w kółko i cię zabijać.- I nie dają nam pieniędzy, jak coś takiego zrobimy - dodał Morena.***Na zewnątrz uskoku rzeczywistości gromadzili się Oni i spoglądali na światło i ciepło czymś zbliżonym do oczu.Zebrał się Ich już spory tłumek.Kiedyś było tu przejście na drugą stronę.Powiedzieć, że o nim pamiętali, byłoby błędem, gdyż nie posiadali niczego tak skompli­kowanego jak pamięć.Z trudem można by uznać, że mieli coś tak skomplikowanego jak głowy.Dysponowali jednak instynktami i emocjami.Szukali przejścia.I znaleźli je.***Udało się całkiem dobrze - za szóstym razem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl