RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To dobrze.To bardzo dobrze.A popatrz, ja ledwie zdołam ją unieść.Babcia chwyciła siekierę jedną ręką i machnęła nią niefachowo.Drwal odskoczył do tyłu, gdy ostrze świsnęło mu przed twarzą i za­głębiło się na ćwierć cala w drzewie.- Przepraszam cię bardzo - powiedziała babcia Weatherwax.- Straszna ze mnie niezdara.Nigdy sobie nie radziłam z techniką.Uśmiechnął się tylko i spróbował wyrwać siekierę.Nagle zbladł i osunął się na kolana.Babcia schyliła mu się do ucha.- Mogłeś zatroszczyć się o staruszkę - powiedziała spokojnie.- Mogłeś porozmawiać z wilkiem.Ale nie zrobiłeś tego.Prawda?Próbował odpowiedzieć, lecz zęby jakoś nie chciały mu się ro­zewrzeć.- Widzę, że ci bardzo przykro z tego powodu - mówiła dalej babcia.- Widzę, że rozumiesz swoje błędy.I pewnie nie możesz się doczekać, żeby wyremontować jej chatkę, zadbać o ogródek, dopil­nować, żeby codziennie dostawała świeże mleko i żeby miała drew­no na opat, prawda? Właściwie wcale bym się nie zdziwiła, gdybyś okazał się tak wspaniałomyślny, żeby zbudować jej całkiem nowy domek, z porządną studnią i wszystkim.Gdzieś niedaleko wioski, żeby mnie musiała mieszkać sama, prawda? Wiesz, czasami widzę przyszłość i po prostu wiem, że tak się stanie.Prawda?Pot spływał mu po twarzy.Zdawało się, że płuca także przesta­ły pracować.- I wiem, że dotrzymasz stówa.Tak się z tego cieszę, że posta­ram się, by szczęście wyjątkowo ci sprzyjało - obiecała babcia tym sa­mym uprzejmym, monotonnym głosem.- Praca przy wyrębie bywa niebezpieczna.Ludziom wiele zagraża.Drzewa mogą przypadkiem na nich upaść, ostrze siekiery może spaść nagle i rozbić im głowę.- Drwal zadrżał tylko, a babcia mówiła dalej: - Dlatego postanowiłam rzucić skromny czar, który sprawi, że żadne z tych nieszczęść tobie się nie przytrafi.To dlatego że jestem ci taka wdzięczna.Bo poma­gasz tej starszej pani.Jasne? Wystarczy, że kiwniesz.Udało mu się odrobinę przesunąć głowę.Babcia Weatherwax uśmiechnęła się serdecznie.- No właśnie.- Wyprostowała się i strzepnęła ze spódnicy dro­binkę próchna.- Widzisz, jak miło się żyje, kiedy wszyscy pomaga­my sobie nawzajem?***Czarownice odeszły w porze obiadu.Do tego czasu chatka staruszki wypełniła się ludźmi, a powietrze głosem pracują­cych pił i młotów - takie wieści jak przepowiednia babci Weatherwax szybko się rozchodzą.Trzej drwale przekopywali grząd­ki w ogródku, dwaj inni starali się oczyścić komin, a czterej byli już w połowie głębokości nowej studni, kopanej w zadziwiającym tempie.Babcia staruszka należała do osób, które trzymają się jednej myśli, dopóki inna nie usunie jej siłą.W tej chwili kończyły się jej już talerzyki do nalewania mleka.Czarownice wymknęły się, korzystając z tej krzątaniny.- Widzicie? - powiedziała Magrat, kiedy szły dróżką.- Miło po­patrzeć, jak ludzie biorą się do pomocy, jeśli tylko ktoś da im dobry przykład.Nie trzeba ich cały czas straszyć.Niania Ogg zerknęła na babcię.- Zauważyłam, że rozmawiałaś z głównym drwalem.O czym mówiliście?- O trocinach.- Doprawdy?- Jeden z drwali powiedział, że w lesie dzieją się dziwne rzeczy - poinformowała Magrat.- Mówił, że zwierzęta zachowują się jak lu­dzie.Niedaleko stąd mieszkała rodzina niedźwiedzi.- Nie ma nic dziwnego w tym, że niedźwiedzia rodzina żyje ra­zem - odparła niania.- To bardzo towarzyskie zwierzęta.- W domku?- A to rzeczywiście dziwne.- To właśnie miałam na myśli.- Chyba trochę dziwnie byś się poczuła, gdybyś zajrzała poży­czyć trochę cukru - domyśliła się niania.- Pewnie sąsiedzi na nie narzekali.- Pewnie tak - zgodziła się Magrat.- Mówili „kwik”.- Dlaczego mieliby mówić „kwik”?- Bo nie potrafili inaczej.To byty świnie.- Mieliśmy takich sąsiadów, kiedy jeszcze mieszkaliśmy.- za­częła niania.- Zwyczajne świnie.No wiecie.Cztery nogi.Kręcony ogonek.To, czym jest wieprzowina, zanim się stanie wieprzowiną.Świnie.- Nie sądzę, żeby ktokolwiek pozwolił świniom mieszkać w do­mu - stwierdziła babcia.- On mówił, że nie pozwalali.Zbudowały sobie własny.Było ich trzy.Trzy małe świnki.- I co się z nimi stało? - spytała niania.- Wilk je pożarł.Były chyba jedynymi zwierzętami dostatecz­nie głupimi, żeby dopuścić go blisko siebie.Nie znaleziono żad­nych śladów, najwyżej na płaszczyźnie duchowej.- To przykre.- Drwal twierdzi, że nie potrafiły dobrze budować.- A czego się spodziewałaś? Racicami?- Mówi, że dach strasznie przecieka, akurat nad jego łóżkiem.Czarownice szły dalej w milczeniu.Przerwała je niania Ogg.- Pamiętam, słyszałam kiedyś - powiedziała, zerkając na babcię Weatherwax - o takiej czarodziejce, która mieszkała na wyspie i że­glarzy, którzy tam dopłynęli, zmieniała w świnie.- Jak mogła robić coś tak strasznego! - przejęła się Magrat, jak­by na dany sygnał.- Przypuszczam, że wszystko zależy od tego, jaki człowiek jest w środku - odpowiedziała niania.- Spójrzcie na takiego Greeba.- Greebo, zwinięty na jej ramionach jak nieco cuchnący futrzany koł­nierz, zamruczał.- Jest właściwie jak człowiek.- Opowiadasz bzdury, Gytho - stwierdziła babcia Weatherwax.- To dlatego że ludzie mi nie mówią, co naprawdę o tym wszyst­kim myślą.- Powiedziałam, że nie jestem pewna.- Ale zajrzałaś do umysłu wilka.- Tak, zajrzałam.- No więc.Babcia westchnęła.- Ktoś był tu przed nami.Przechodził.Ktoś, kto umie wykorzy­stać potęgę opowieści.A te opowieści.tak jakby snuły się po oko­licy.Tak się zachowują, kiedy są karmione.- Ale dlaczego ktoś miałby to robić? - zapytała niania.- Dla praktyki.- Praktyki? Czego?- Przypuszczam, że wkrótce się dowiemy - odparła tajemniczo babcia.- Powinnaś mi powiedzieć, co o tym myślisz.Wiesz przecież, że to ja jestem tutaj oficjalną matką chrzestną.Powinnam wiedzieć.Powinnaś mi mówić.Dreszcz przeszedł nianię Ogg.Jako głowa rodu Oggów dosko­nale znała takie emocjonalne groźne tereny.Taka uwaga w takiej chwili była jak odrobina śniegu zsuwająca się z najwyższej gałęzi wy­sokiego drzewa w górach, w porze roztopów.To jeden koniec pro­cesu, na którego drugim końcu bez wątpienia znajdowało się kilka pochłoniętych przez lawinę wiosek.Całe gałęzie rodu Oggów prze­stały rozmawiać z innymi gałęziami rodu Oggów z powodu „Dzięku­ję ci bardzo” wypowiedzianego nieodpowiednim tonem i w nieod­powiednim miejscu.A to było o wiele gorsze.- Słuchajcie - wtrąciła pospiesznie.- Może byśmy.- Niczego nie muszę tłumaczyć - oznajmiła babcia Weatherwax.- Ale jesteśmy podobno trzema czarownicami - przypomniała Magrat.-Jeśli w ogóle można nas jeszcze nazwać czarownicami - dodała.- Co chciałaś przez to powiedzieć, jeśli wolno spytać? - zapyta­ła babcia.Jeśli wolno spytać, pomyślała niania Ogg.Ktoś zakończył zda­nie „jeśli wolno spytać”.To tak jakby ktoś uderzył kogoś innego rę­kawicą, a potem rzucił ją na podłogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl