RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy świetle elektrycznej latarki Ronicki dojrzał wąską drabinkę, biegnącą prostopadle wciemna, czeluść otworu.Agata, postępując pierwsza, poczęła spuszczać się po szczeblach drabiny.Kiedy jej roz-czochrana głowa zniknęła pod podłogą, Bill dał Ronickiemu znak, aby poszedł jej śladem.I dopiero kiedy wszyscy troje znalezli się na dnie następnej piwnicy i wieko z głuchymtrzaskiem nakryło na powrót wąski, kwadratowy otwór, Monkton przekręcił ukryty w szczeli-nie między cegłami ściany taster i światło elektrycznej żarówki rozjaśniło panujące tu dotądnieprzeniknione ciemności.Stefan nerwowym spojrzeniem omiótł ściany piwnicy. To jeszcze nie tu  rzekła Agata, odgadując, że Ronicki spodziewał się tutaj zastać Anitę. Dobrześmy ją ukryli, co?  uśmiechnęła się z zadowoleniem.Bill tymczasem podszedł do stojącej pod ścianą dużej skrzyni i począł wyrzucać z niej małe,niezbyt ciężkie woreczki, zawierające prawdopodobnie owies, przeznaczony na paszę dla koni.Ronicki w pierwszej chwili nie mógł zrozumieć, dlaczego właśnie teraz, zamiast wedleumowy poprowadzić go do Anity, Monkton zajmuje się gospodarskimi czynnościami.Nimjednak zdążył zwrócić gangsterowi na to uwagę, ten, wyrzuciwszy ostatni woreczek, rzekł,zwracając się w stronę Agaty: Wchodz; tylko ostrożnie, bo dzwignia kiepsko działa; Mister Ronicki pójdzie za tobą.Stefan przysunął się bliżej i zajrzał do wnętrza skrzyni.To jedno spojrzenie wystarczyłomu w zupełności, aby zrozumieć, że znajduje się tutaj jeszcze jedno zamaskowane przejście,wiodące z dna skrzyni do następnej piwnicy.Woreczki z owsem normalnie poukładane napoprzecznych listwach, nie pozwalałaby nawet domyślać się, co kryje się pod dnem olbrzy-miego, drewnianego pudła. Rozmyślając nad tym, Stefan w duszy przyznawał rację współtowarzyszce gangstera, żeistotnie Anita, jeśli gdzieś tam się znajduje, jest dobrze ukryta, nawet na wypadek dokładnegoprzetrząsania piwnic farmy Monktona.Teraz widział już jasno, jak trudną jest walka z pod-ziemnym, przestępczym światem, który dzięki niebywałej organizacji i rutynie, może bezkar-nie dokonywać najpotworniejszych zbrodni, wobec których prawo wykazuje zupełną bezsil-ność.Tym stwierdzeniem niejako usprawiedliwiał się przed samym sobą za uległość w sto-sunku do zbrodniarzy.Ale tego rodzaju refleksje musiały ustąpić przed otaczającą go rzeczywistością, bo oto za-głębiwszy się w ślad za Agata w wąski otwór nowego podziemnego przejścia, za chwilę Ro-nicki znalazł się w obszernej, słabo oświetlonej małą, elektryczną żarówką, piwnicy.Nimzdążył rozejrzeć się dokoła, usłyszał przed sobą skrzeczący głos starej kobiety: Jesteśmy już na miejscu.Te słowa do reszty zelektryzowały napięte nerwy Stefana.Nim jednak zdążył się opano-wać na tyle, aby odzyskać potrzebną w takich razach choć niewielką, dozę zimnej krwi  uj-rzał o dwa kroki przed sobą, siedzącą na tapczanie Anitę. Stef!  usłyszał jeszcze pierwej, nim zdołał się zbliżyć do ukochanej dziewczyny, a wchwilę pózniej białe, kształtne ramiona Anity oplotły mu szyję.Zapominając o wszystkim, na długie minuty utonęli w przesłodkiej ekstazie własnegoszczęścia.33 Bill Monkton okazał się dżentelmenem, bowiem wraz ze swą nieodstępną towarzyszkąnatychmiast zniknął z piwnicy.Nie znaczyło to bynajmniej, aby ukryty w którymś z sąsied-nich zakamarków, nie obserwował zachowania się tych dwojga, oszalałych ze szczęścia ko-chanków. Stef.mój Stef jedyny.najdroższy. powtarzała Anita, nie odrywając ramion od szyiukochanego.Ronicki nie mógł słowa wykrztusić.Wszystko to, co przeżywał w tej chwili, zdawało musię być jakimś nadziemskim objawieniem, czy też przesłodkim sennym mamidłem.Bał się poprostu poruszyć, aby nie spłoszyć cudnego mirażu.W nawale szczęścia, jakie potężną, wez-braną falą przelewało mu się przez serce, zapomniał, że obydwoje jeszcze znajdują się wprzemożnej mocy zbrodniarzy.Czuł tylko na piersi rozedrgane nadmiarem radosnych wzru-szeń ciało ukochanej dziewczyny i ta świadomość przesłaniała mu wszystko inne.34 ROZDZIAA VIIINOWY CIOSRonicki wracał do miasta.Auto z szumem pneumatyków sunęło po gładkim asfalcie, odkrzy-kując się co chwila metalicznym głosem trąbki, pędzącym w przeciwną stronę automobilom.Gdy wpadli w rojne o tej porze śródmieście, gwar płynących bez przerwy tłumów, nawo-ływania ulicznych sprzedawców, ryk syren samochodowych, dzwonki elektrowozów, wszystko to w skołatanej głowie Stefana zlało się w jakąś potępieńczą, oszalałą melodię, niepozwalając pracować, skupianym nadludzkim wysiłkiem woli myślom.Rąbek słabej nadziei nie potrafił przytłumić przewiercającego mu mózg na wylot lęku olos najdroższej istoty, którą zostawił tam w ponurych podziemiach farmy zbrodniarza, zdanena łaskę potwornych ludzi-szakali. Czy można im zawierzyć?.czy można im zaufać?. powtarzał bez przerwy, nie znaj-dując odpowiedzi, pomimo, że przyjął przedstawione mu warunki i spieszył podjąć z kasyżądaną przez Billa sumę.Obawy Ronickiego były uzasadnione.Z tego wszystkiego, co dotychczas zdołał przenik-nąć, a przede wszystkim z ostatniej rozmowy z godną parą zbrodniarzy, widział wyraznie, żeAnita znalazła się w wirze, pozornie zamaskowanej, tym niemniej jednak okrutnej, zaciętejwalki między wyzyskiwaczem  Kameleonem a wyzyskiwanym gangsterem, Billem Monk-tonem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl