[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedział, że z Rickym będą rozmawiać jacyś lekarze, którzy postarająsię, by odzyskał przytomność.Ale to mogło potrwać.Oznajmił też, żelekarze muszą poznać dokładny przebieg wypadków, bo inaczej odbijesię to poważnie na psychice małego.Może zostać zamknięty na całemiesiące, a nawet lata w jakimś dziecięcym szpitalu psychiatrycznym.To naprawdę okropne miejsca, mówił sierżant i potrząsając głowąprzez dziesięć minut opisywał te, jak je nazywał, „szpitale dlaczubków".Tak, są takie szpitale dla czubków-dzieci, i tam właśnieznajdzie się Ricky, jeśli lekarze nie dowiedzą się całej prawdy.Hardy, choć może niezbyt rozgarnięty, był okay, ale popełniałbłąd, zwracając się do Marka, jakby miał on pięć lat, a nie jedenaście.Straszył drzwiami bez klamek, z przesadą przewracając oczami, jakgdyby mówił o świętym Mikołaju i niegrzecznych dzieciach.Roztaczałwizje pacjentów przypinanych łańcuchami do łóżek, tak jak opowiadasię horror filmowy przy nocnym ognisku.Mark miał już tego dość.O wiele bardziej interesowało go to, żeby Ricky wyjął wreszciekciuk z ust i zaczął znowu mówić.Mark chciał, by się tak stało, chciałtego rozpaczliwie, ale równie mocno pragnął być przy Rickym, kiedyustąpi szok.Musieli omówić pewne rzeczy.A co będzie jeśli lekarze albo, broń Boże, gliny znajdą się przy nimpierwsi i Ricky opowie im całą historię, i wszyscy dowiedzą się, żeMark kłamał? Co mu za to grozi? A może nie uwierzą Ricky'emu?Skoro mały stracił na jakiś czas kontakt z rzeczywistością, może będąwoleli uwierzyć jego bratu? Kwestia sprzeczności w zeznaniachnapawała Marka prawdziwym przerażeniem.Niesamowite, jak kłamstwo potrafi się rozrastać.Najpierw jestmałe i wydaje się łatwe do ukrycia, a potem ktoś przypiera cię domuru i musisz ratować się następnym łgarstwem.I jeszcze jednym.Ludzie ufają ci i wierzą w twoje kłamstwa, ale im dłużej to trwa, tymbardziej żałujesz, że w ogóle zacząłeś kłamać.Mark mógł powiedziećprawdę gliniarzom i matce.Mógł szczegółowo opisać to, co się stało,to, co widział Ricky.A tajemnica byłaby nadal bezpieczna, gdyż małyjej nie znał.Wydarzenia następowały po sobie z taką szybkością, że nie miał czasusię zastanowić.Chciał zamknąć się gdzieś sam na sam z matką i wyrzucićz siebie wszystko, zanim sprawy przybiorą gorszy obrót.Bał się, że jeśliczegoś nie zrobi, skończy w więzieniu, a Ricky w dziecięcym wariatkowie.Nadszedł Hardy z frytkami i cheeseburgerami - dwoma dla siebiei jednym dla Marka.Podzielił zgrabnie jedzenie i zwrócił tacę.5657Chłopiec skubał frytkę, a sierżant zaatakował cheeseburgera.- A więc, co ci się stało w twarz? - spytał policjant przełykając.Mark pomasował siniak i przypomniał sobie, że to ślad po bójce.- Ach, to nic.Biłem się w szkole.- Z kim?Do diabła! Gliniarze są niezmordowani.Tak to jest, kiedy siękłamie.Miał dość łgarstw.- Nie zna go pan - odrzekł i wgryzł się w cheeseburgera.- Może będę chciał z nim porozmawiać.- Po co?- Miałeś jakieś kłopoty po tej bójce? To znaczy, czy nauczycielzabrał cię do gabinetu dyrektora albo coś w tym rodzaju?- Nie.To było już po szkole.- Wydawało mi się, że mówiłeś coś o bójce w szkole.- Okay, no bo to tak jakby zaczęło się w szkole, rozumie pan? Jai ten chłopak pokłóciliśmy się przy lunchu i uzgodniliśmy, że spotkamysię po lekcjach.Hardy ciągnął przez słomkę swój koktajl mleczny.Przełknąłz trudem, otarł usta i zapytał:- Jak się nazywa ten chłopak?- Dlaczego chce pan to wiedzieć?Ta odpowiedź rozgniewała sierżanta; na moment przestał żuć.Mark; unikając jego wzroku, pochylił się nisko nad jedzeniem i wlepiłspojrzenie w stół.- Jestem policjantem, synu.Zadawanie pytań to mój zawód.- Czy naprawdę muszę na nie odpowiadać?- Oczywiście, że tak.Chyba że coś ukrywasz i boisz się wyznaćprawdę.W takim razie nie pozostanie mi nic innego, jak porozumiećsię z twoją matką i być może zabrać was oboje na komisariat w celuwłaściwego przesłuchania.- Przesłuchania na jaki temat? Co dokładnie chce pan wiedzieć?- Kim jest chłopak, z którym wdałeś się dzisiaj w bójkę?Mark skubał nieskończenie długo koniuszek frytki.Hardy sięgnąłpo drugiego cheeseburgera.Z wąsów zwisała mu kropelka majonezu.- Nie chcę, żeby miał kłopoty - rzekł wreszcie chłopiec.- Nie będzie ich miał.- Więc dlaczego chce pan wiedzieć, jak się nazywa?- Po prostu chcę.To mój zawód, rozumiesz?- Myśli pan, że kłamię? - spytał Mark, patrząc smutno namiarowo pracujące szczęki Hardy'ego.Żucie ustało.- Nie wiem, chłopcze.Twoja wersja jest pełna dziur.Chłopak przybrał jeszcze smutniejszy wyraz twarzy.- Nie zdołałem wszystkiego zapamiętać.To stało się tak szybko.Żąda pan, żebym podał każdy, nawet najmniejszy szczegół, a ja niepotrafię tego zrobić.Hardy wsadził do ust garść frytek i zaczął gryźć energicznie.- Dokończ jedzenie - rzekł.- Powinniśmy już wracać.- Dzięki za poczęstunek.Ricky leżał w izolatce na dziewiątym piętrze, gdzie - jak głosiłduży napis koło wind - znajdował się oddział psychiatryczny.W odróżnieniu od reszty szpitala panował tu spokój.Swiatła byłybardziej przytłumione, głosy cichsze, a ruch dużo mniejszy.Pokójpersonelu mieścił się niedaleko wind, a wszystkich wychodzącychszczegółowo sprawdzano [ Pobierz całość w formacie PDF ]