[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W dodatku głód, skręcający mu kiszki i straszne pra-79gnienie przyprawiało go niemal o uczucie szaleństwa.Aby oszukać samego siebie, a zarazem,choć na pewien czas, zbyć się owych prześladujących go czarnych myśli, Ludwik ułożył sięna miękkim posłaniu z mchu i wkrótce, wyczerpany strasznymi przejściami ostatnich dni,zapadł w ciężki sen, graniczący z omdleniem.Lecz kiedy teraz pod wpływem palących promieni przebudził się i otaczająca go rzeczywi-stość przypomniała mu wszystko, Blum skurczył się w sobie, zacisnął na powrót powieki, ablada twarz wykrzywiła mu się wewnętrznym cierpieniem.Nie miał odwagi podnieść się zmiejsca i ruszyć choćby na poszukiwanie jakiegoś zródła lub strumyka, choć pragnienie paliłogo niepojętym żarem, gdyż zdawało mu się, iż cały step wokół roi się od szukających go lu-dzi, pragnących zdobyć bajońską sumę nagrody.A jednak nie mógł przecież pozostać tu dłużej, rażony palącymi promieniami coraz wyżejwznoszącego się słońca, wypijającego z jego spieczonych warg resztki wilgoci.Zdecydowanyna wszystko, nie mogąc już zapanować nad trawiącym go uczuciem pragnienia, otworzył napowrót oczy i uniósłszy się nieco, spojrzał przed siebie.Wzrok jego tym razem padł na widniejące w oddali białe szczyty Gór Skalistych.Podwpływem tego widoku jakiś gorzki, złośliwy grymas wypełznął na twarz Ludwika. Oto tam, za tymi niebotycznymi masywami granitów rozciąga się słoneczna, wyśnionaKalifornia rozmyślał z goryczą w sercu gdzie miał pędzić długie, szczęśliwe lata przyboku pięknej, upragnionej kobiety.Jak niedaleką jest jeszcze chwila naiwnej wiary w urze-czywistnienie tych marzeń.A dziś?.I tam dotarły rozkrzyczane sensacją afisze z podobiznąściganego zbrodniarza tysiące, dziesiątki czy setki tysięcy oberwanych Murzynów, zgłodnia-łych trampów i wszelkiej bezdomnej hołoty wbija sobie w ograniczone łby jego obraz i go-dzinami wałęsa się po wielkomiejskich deptakach w poszukiwaniu zbiegłego przestępcy.Blum czuł wyraznie, jak ciasno jest mu obecnie pośród bezmiernych przestrzeni, rzuco-nych pomiędzy dwoma oceanami i jak zdradliwą, pełną niebezpieczeństw jest ludzka dżungla.Zapomniał tylko, że wśród tej dżungli on właśnie był dotąd jedną z tych okrutnych, nielito-ściwych bestyj, i że obecnie ścigają go jego zbrodnicze czyny.Lecz dziwne, w miarę jak coraz lepiej uprzytamniał sobie beznadziejność położenia, w ja-kim się obecnie znajdował, nadspodziewanie zbudziła się w nim chęć zmierzenia się oko woko z okrutną rzeczywistością.Zbyt wysoko cenił sobie swe młode życie, tak jeszcze niedawno uśmiechające się do niegopowabem wymarzonej przyszłości, aby miał poddać się zupełnemu zwątpieniu i z biernością,niegodną jego przedsiębiorczej natury, oczekiwać, co okrutny los mu przyniesie w darze.Wiedział przy tym, że jego afera, rozdmuchana w pierwszej chwili do granic niebywałej sen-sacji, już wkrótce na nowo przygaśnie, rozkrzyczane afisze przyblakną i porwane na strzępyulecą z wiatrem, a wówczas on, tak wytrwale ścigany przestępca, będzie mógł bez obawywrócić pomiędzy ludzi.Trzeba tylko na pewien czas zejść im z oczu, ukryć się gdzieś w nie-dostępnych wąwozach Gór Skalistych, lub na farmie przekupionego kolonisty, zanim ucich-nie burza i grozne niebezpieczeństwo przeminie bezpowrotnie.Ale przede wszystkim należyzaspokoić pragnienie i głód, boleśnie skręcający mu kiszki.Z tymi myślami postanowił ruszyć w dalszą drogę, gdy nagle posłyszał gdzieś blisko suchyszelest roztrącanych zarośli.Chwilowo przytłumiony strach obudził się w nim na nowo, aserce poczęło uderzać coraz gwałtowniej.Zatrzymując dech w piersiach, Blum wsunął siępomiędzy zarośla, wytężając przy tym słuch do ostatnich granic.Jakież jednak było jego zdumienie, kiedy rozchyliwszy nieco zasłaniające mu widok gałę-zie, ujrzał w odległości kilku zaledwie kroków, siedzącą bokiem do niego młodą kobietę, za-jętą oglądaniem niewielkiego przedmiotu.Widok słabej, bezbronnej kobiety pozbawił go momentalnie pierwotnych obaw, roznieca-jąc natychmiast niezwykłe zaciekawienie.Ale pomimo to, kiedy dziewczyna zwróciła niecogłowę w jego stronę i Ludwik dostrzegł jej dziko płonący wzrok i wykrzywioną jakimś80okropnym skurczem, smagłą twarz doznał mimo woli przykrego, jakby trwożnego uczucia [ Pobierz całość w formacie PDF ]