[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A w radości, jaka go chwilami przejmowała, było tyle niepokojów i lęku, i niewiarywe własne szczęście, że z odurzeniem oczekiwał śniadania.Nie przyszła do stołu.On tylko jeden rozumiał, dlaczego nie przyszła, i miał ochotę ogarnąć cały świat ramiona-mi bezbrzeżnego szczęścia.Rozwód i życie z ukochaną! Wszystko mu się rozwiązywało ja-sno, prosto i szczerze.Nie byłby w stanie oszukiwać nikogo, czuł wzgardę do uwodzicieli.Upił się marzeniami przyszłości, czekał na nią z niewypowiedzianym utęsknieniem.Ale nie pokazała się nikomu przez całe dwa dni.Henryk opowiadał, że chora i leży w łóżku.79Nie mógł już dłużej czekać i napisał list, w którym zamknął wszystką miłość i wszystkąwiarę, i wszystką nadzieję w ich wspólną przyszłość.Zwróciła mu nie rozpieczętowany!I trzeciego dnia, kiedy się ukazała, była jak zawsze zimna, obojętna i prawie wzgardliwa.Obłąkał się w boleści i nie mogąc zrozumieć, co się z nią stało, i doprowadzony do rozpa-czy, zażądał kategorycznych wyjaśnień, odeszła wtedy bez słowa.Zaczął przypuszczać, iż stała się jakaś straszna omyłka.Ale w jakiejś litosnej chwili po-wiedziała mu otwarcie: Proszę się nie pytać.Wszystko musi być po dawnemu, kiedyś panu wyjaśnię.A że nie potrafił żyć po dawnemu, łudząc się jakąś mglistą nadzieją, że upływały tygodnie,a ona wciąż była jednako zimna, nieprzystępna i daleka, więc rozpaczliwym wysiłkiem po-zrywał wszystkie więzy łączące go z krajem i uciekł we świat, stworzył sobie nowe życie iprawie zapomniał.A teraz, po tylu latach, to widmo przeszłości staje przed nim. I czegóż ona chce ode mnie? dumał posępnie, wgłębiając się z niepokojem w jej dum-ne, królewskie oczy. Nie dam się w dawne jarzmo, nie dam! buntował się coraz zapal-czywiej.Po wyjściu z teatru Henryk bardzo serdecznie przypominał, że musi z nimi spędzać całyczas. Ja już prosiłam pana Zenona na jutro do British Museum. Przyjdę, o ile mnie narzeczona nie wezwie na służbę.Adzie zamigotały oczy, ale powiedziała swobodnie: O tak, narzeczona ma pierwszeństwo, nawet przed nami.Henryk z ciekawością jął się o nią rozpytywać. Jutro opowiem szczegółowiej! Musicie ją poznać.Dobrze się nawet złożyło, że poznakogoś z moich! Do widzenia!Z tym się rozstali.Zenon wracał znerwowany i zły na siebie, na nich i na cały świat, posta-nawiając najsolenniej nie pójść jutro do British Museum. Bo i po co? Rozgrzebywać stare rany! Czegóż się dowiem? %7łe to się stało pod wpływemburzy i chwilowej słabości? Dlaczego jednak tak ze mną postąpiła? buchnęło w nim równocześnie to stare, dręczą-ce pytanie, że się już nie mógł na nic stanowczego zdecydować.W domu zastał list Betsy, proszącej, aby przyszedł do nich jak najprędzej dla zdecydowa-nia sprawy ich wyjazdu na kontynent.List był pisany z taką głęboką tkliwością, że pod jegowpływem zapomniał chwilowo o swoich udręczeniach, odpisując bardzo serdecznie i obszer-nie.Podniósł się właśnie, aby list zanieść do portiera, gdy ktoś zapukał do drzwi. Proszę! zdziwił się, gdyż cały hotel spał już od dawna.Malajczyk stanął w progu, beł-kocąc coś bez związku. Co się stało? Mówże wyraznie, nie rozumiem. Niech pan idzie prędko.już od zmroku siedzi.ja nie.Nie słuchając więcej poleciał na górę.W okrągłym pokoju, tam gdzie kiedyś odbywała się scena biczowań, Joe siedział na środ-ku podłogi z podwiniętymi nogami, skulony i zapatrzony przed siebie szklistymi oczami.Kryształowa kula u sufitu mżyła bladym, zielonawym światłem. Joe! Joe! ani drgnął na głos przyjaciela, tylko bezprzytomny uśmiech zamigotał przezjego sine wargi, poruszył nimi bez dzwięku i pochylił się nieco naprzód.Zenon poszedłoczami za kierunkiem jego spojrzenia i stanął jak sparaliżowany.Naprzeciw pod ścianą sie-dział ktoś tak zupełnie podobny do Joe, jakby jego zwierciadlane odbicie, tak samo skulony ipatrzący przed siebie szklanymi oczami, z tym samym bezprzytomnym uśmiechem na posi-niałych wargach [ Pobierz całość w formacie PDF ]