[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem zjedli wszyscy kolację.Z ostentacyjnym taktem Babcia i Henrietta wycofały się wcześnie do swoich wozów, zostawiając Seana i Katrinę przy ognisku.W dokładnie odmierzonych odstępach rozlegały się w wozie Babci sceniczne kaszlnięcia, mające im przypomnieć, że nie są zupełnie sami.Sean zapalił cygaro i wlepił oczy w ogień, próbując rozpaczliwie powiedzieć coś inteligentnego, ale do głowy przychodziła mu uparcie tylko jedna kwestia: “chwała Bogu, że nie ma tutaj Dziadka”.Zerknął ukradkiem na Katrinę - ona także wpatrywała się w ogień.Na jej twarzy widniał rumieniec.Sean natychmiast także się zaczerwienił.Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale wydarł się z nich tylko krótki, piskliwy odgłos.Zamknął z powrotem usta.- Jeśli pan chce, możemy mówić po angielsku, meneer.- Mówisz po angielsku? - zapytał łamiącym się ze zdumienia głosem.- Ćwiczę codziennie wieczorem.czytam na głos moje książki.Sean uśmiechnął się do niej zadowolony - to, że mógł rozmawiać z nią w jego własnym języku, nagle stało się bardzo ważne.Pękła tama, wstrzymująca wszystkie jego pytania, i słowa zaczęły płynąć nieprzerwanym potokiem.Kiedy Katrina nie umiała odpowiedzieć po angielsku, trzepotała rękoma i z powrotem przechodziła na afrikaans.Czasami zapadało na chwilę milczenie, a potem zaczynali mówić jednocześnie i śmiali się, lekko zmieszani.Rozmawiali, siedząc na skraju krzeseł i wpatrując się w siebie.Wzeszedł księżyc - czerwony, zapowiadający deszcz - a w ognisku tliło się jeszcze tylko parę głowni.- Katrino, dawno minęła już pora, o której przyzwoici ludzie kładą się spać.Pan Courteney jest zmęczony.Przyciszyli głosy do szeptu, starając się wykorzystać ostatnie chwile.- Za minutę, dziewczyno, wychodzę, żeby zaprowadzić cię do łóżka.Podeszli do wozu; jej spódnica ocierała się przy każdym kroku o jego nogi.Przystanęła z dłonią opartą o stopień.Nie była taka wysoka, jak myślał: głową sięgała mu tylko do policzka.Przez kilka sekund wahał się, bojąc się, że ją zrazi, że przerwie delikatną nić, którą udało mu się nawiązać, ale potem pochylił się ku niej powoli i coś zafalowało w nim, kiedy ujrzał, że Katrina unosi lekko policzek i opuszcza powieki.- Dobranoc, panie Courteney - rozległ się głośny, karcący głos Babci.Wyprostował się przepełniony poczuciem winy.- Dobranoc, mevrouw.Katrina dotknęła jego ramienia powyżej łokcia.Miała ciepłe palce.- Dobranoc, meneer, zobaczymy się jutro rano.Wspięła się po stopniach, szeleszcząc spódnicą, i zniknęła między płachtami brezentu.Sean rzucił groźne spojrzenie w stronę wozu Babci.- Dziękuję bardzo.i jeśli jest cokolwiek, co mógłbym dla pań zrobić, proszę się nie krępować.14.Nazajutrz wczesnym rankiem zaczęli przeprawiać wozy.W zamęcie, jaki powstał przy zaprzęganiu wołów i prowadzeniu ich przez ułożoną z pni drogę, nie było czasu na rozmowę z Katrina.Prawie cały ranek Sean spędził w korycie rzeki, smażąc się w słońcu.Spocony jak zapaśnik, zdarł z siebie koszulę.Kiedy przeprawiali przez rzekę wóz Katriny, jechał tuż obok niej.Popatrzyła na jego obnażoną pierś i ramiona.Policzki pociemniały jej pod czepkiem, spuściła oczy i nie spoglądała na niego więcej.Kiedy na północnym brzegu pozostały tylko dwa wozy - te, które miały pojechać po kość słoniową, Sean uznał, że czas na odpoczynek, umył się w jednej z sadzawek, nałożył koszulę i przeszedł na Południowy brzeg, oczekując, że spędzi teraz długie popołudnie w towarzystwie Katriny.Na spotkanie wyszła mu Babcia.- Dziękuję, mój niedźwiedziu.Dziewczęta zapakowały ci zimne nuęso i butelkę kawy, żebyś miał się czym posilić po drodze.Seanowi zrzedła mina.Na śmierć zapomniał o tej przeklętej kości słoniowej; jeśli o niego chodziło, Dziadek i Jan Paulus mogli ją sobie zatrzymać całą.- Niech pan się nami teraz nie przejmuje, meneer.Wiem, jak to jest z mężczyznami.Kiedy mają coś do zrobienia, nie myślą o niczym innym.Katrina trzymała paczkę w dłoniach [ Pobierz całość w formacie PDF ]