[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak najwięcej wszystkiego, co się łączy z odruchem warunkowym.Jeśli dramat jest zły, jeśli film nie mówi nic, jeśli sztuka jest pusta, zastrzyknij mi wrzask megafonu.Wtedy mi się zdaje, że reaguję na sztukę, choć jest to tylko fizyczny odruch na wibrację.Ale nie dbam o to.Lubię po prostu solidną rozrywkę.Beatty wstał.— Muszę iść — rzekł.— Odczyt skończony.Mam nadzieję, że wszystko wyjaśniłem.Musisz zapamiętać jedną ważną rzecz, Montag: my, ty, ja i inni, jesteśmy dziećmi szczęścia.Przeciwstawiamy się słabemu zresztą naporowi tych, którzy chcą, by wszyscy byli nieszczęśliwi wskutek sprzecznych teorii oraz myśli.My zatykamy palcami szczelinę w grobli.Trzymaj je mocno.Nie pozwól potokowi melancholii i ponurej filozofii zatopić naszego świata.Polegamy na tobie.Pewnie sobie nawet nie uświadamiasz, jak jesteś ważny, jak jesteśmy ważni, dla naszego szczęśliwego świata w jego obecnym kształcie.Beatty potrząsnął bezwładną ręką Montaga.Montag nadal siedział, jak gdyby dom walił się wokół niego, a on nie mógł się ruszyć w łóżku.Mildred zniknęła w drugim pokoju.— Jeszcze jedna ostatnia sprawa — powiedział Beatty.— Przynajmniej raz w swojej karierze każdy strażak dostaje czegoś w rodzaju świerzbu.Ciekawi go, co mówią książki.Och, podrapać to swędzenie, co? Otóż, Montag, daję ci na to moje słowo, bo w swoim czasie trochę czytałem, by wiedzieć, z czym będę miał do czynienia, że książki nie mówią nic! Nic, czego byś mógł uczyć innych czy w to wierzyć.Mówią one o nieistniejących ludziach, tworach wyobraźni, jeśli należą do literatury pięknej.Jeśli nie należą do tej literatury, to jeszcze gorzej: jeden profesor nazywa drugiego idiotą, jeden filozof wrzeszczy, by zagłuszyć drugiego.Wszyscy biegają w kółko strącając gwiazdy i gasząc słońce.Gdy się z nimi zadasz, jesteś stracony.— No dobrze, a co, jeśli strażak przypadkowo, naprawdę bez żadnych intencji, weźmie sobie do domu książkę?Montag skurczył się.Otwarte drzwi spoglądały na niego swym wielkim pustym okiem.— Naturalny błąd.Zwykła ciekawość — powiedział Beatty.— Specjalnie się tym nie niepokoimy ani nie denerwujemy.Pozwalamy strażakowi trzymać książkę przez dwadzieścia cztery godziny, a jeśli jej do tego czasu nie spali, to po prostu przyjeżdżamy, by spalić ją za niego.— Oczywiście.— Montagowi zaschło w ustach.— No, więc, Montag.Przyjdziesz dziś na drugą, późniejszą zmianę? Może zobaczymy się dziś w nocy?— Nie wiem — powiedział Montag.— Co? — Beatty wyglądał na nieco zaskoczonego.Montag zamknął oczy.— Przyjdę później.Może.— Naprawdę będzie cię nam brakowało, gdybyś się nie zjawił — rzekł Beatty w zamyśleniu wkładając fajkę do kieszeni.Nigdy tam nie pójdę, myślał Montag.— No, to najlepszego — rzekł Beatty.Zawrócił i wyszedł przez otwarte drzwi.Montag obserwował z okna, jak Beatty odjeżdża w swym jaskrawoczerwonym samochodzie z czarnymi jak węgiel drzewny oponami.Po drugiej stronie ulicy stały inne domy o płaskich frontowych ścianach.Co to mówiła Klarysa pewnego popołudnia? „Nie ma werand.A ludzie dawniej siadywali na nich wieczorem rozmawiając, kiedy mieli ochotę rozmawiać, kołysząc się na bujakach, albo nie rozmawiali, kiedy nie mieli ochoty rozmawiać.Czasami po prostu siedzieli sobie i rozmyślali o różnych rzeczach, zastanawiali się nad nimi.— Mój wujek powiada, że architekci pozbyli się werand, ponieważ nie wyglądały ładnie.Lecz mój wujek powiada również, że to było tylko racjonalistyczne wyjaśnienie; prawdziwy powód jest raczej inny: po prostu nie chcieli, by ludzie siadywali w ten sposób bez zajęcia, huśtając się i rozmawiając.To była niewłaściwa odmiana życia społecznego.Ludzie rozmawiali za wiele.I mieli czas na myślenie.Tak więc zlikwidowano werandy.I ogródki również.Niewiele już zostało teraz takich ogródków, gdzie by można posiedzieć.I niech pan popatrzy na meble.Nie ma już foteli na biegunach.Były za wygodne.Trzeba było, żeby ludzie wstali i zaczęli biegać dokoła.Mój wujek powiada.i.mój wujek.mój wujek.” — jej głos cichł coraz bardziej i zamilkł.Montag odwrócił się i popatrzył na swą żonę, która siedziała pośrodku salonu rozmawiając ze spikerem, który z kolei mówił do niej.„Pani Montag” — mówił.Potem kilka zdań.„Pani Montag.” — coś innego i jeszcze innego.Urządzenie konwersyjne, które kosztowało sto dolarów, automatycznie wstawiało jej nazwisko, ilekroć spiker zwracał się do swych anonimowych słuchaczy, pozostawiając puste miejsce, gdzie można było umieścić właściwe sylaby.Specjalny wycinkowy przełącznik falowy zmieniał telewizowany obraz spikera w okolicy ust, by wydawało się, że precyzyjnie wymawia odpowiednie samogłoski i spółgłoski.Był przyjacielem, bez wątpienia, i to dobrym przyjacielem.„Pani Montag, a teraz proszę spojrzeć.”Odwróciła głowę.Chociaż najwidoczniej nie słuchała [ Pobierz całość w formacie PDF ]