[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zacznijmy od rytowników w kamieniu i złotników wzłocie i srebrze, i robocie dętej, którą najwięksi złotnicy w naszej Hiszpaniipodziwiali; najliczniejsi i najlepsi zamieszkiwali miasto Escapuzalco, omilę od Meksyku.Inni byli mistrzami w obrabianiu drogich kamieni ichalchiuis, które przypominają szmaragdy.Przejdzmy z kolei do wielkichrękodzielników, robiących ozdoby z piór, do świetnych malarzy irzezbiarzy z ich dzieł, które dziś oglądamy, powziąć można szacu-nek dla tego, co wówczas tworzyli.Dziś w Meksyku żyje trzech Indian, takświetnych malarzy i rzezbiarzy, że gdyby żyli w czasie słynnego staro-żytnego Apellesa albo Michała Anioła czy Berruguete'a, mistrzów naszychczasów, mogliby zająć miejsce między nimi, nazywają się Marcos deAguino, Juan de la Cruz i Crespillo.Indianki, tkaczki i hafciarki, wyrabiałymnóstwo delikatnych tkanin, zdobnych piórami.Najwięcej ich sprowadzająz prowincji położonej na północ od Vera Cruz, zwanej Cotastan.Nawet wpałacu wielkiego Montezumy wszystkie córki możnych, jego nałożnice,zajęte były zawsze tkaniem najpiękniejszych rzeczy, inne zaś córkimieszkańców miasta, żyjące na podobieństwo mniszek, również tkały zpiór.Te mniszki miały swoje domy przy wielkiej świątyni Uichilobosa,służyły one innemu, niewieściemu bóstwu, opiekunce małżeństw, rodziceumieszczali je tam aż do czasu zamążpójścia, a następnie zabierali je, abywydać za mąż.Przejdzmy dalej i powiedzmy o wielkiej liczbie tancerzy iżonglerów, i takich, którzy chodzą na szczudłach, i innych, którzy tańczącwyskakują w powietrze albo błazeńskie tańce odprawują, a wszystko, abyMontezumie przyjemność sprawić.Cała jedna dzielnica zajęta jest przezludzi, którzy tylko tym się zajmują.Trzeba jeszcze wspomnieć o takichrękodzielnikach, jak kamieniarze, cieśle i wszyscy ci, którzy rozumieją sięna budowie domów Montezuma miał ich tylu, ilu zapragnął.Nie zapominajmy o ogrodach kwiatowych, o drzewach woniejących,których ma wiele wszelakiego rodzaju, i o przechadzkach pośród nich, obasenach i sadzawkach słodkiej wody, do których woda wpływa z jednegokońca, a wypływa z drugiego, o kąpielach w nich, o rozmaitości malutkichptaszeczków, które wśród drzew świergocą, warto byłoby widzieć, wielema ziół lekarskich i jak ich używa.Do tego wszystkiego są liczni ogrodnicyi wszystko zarówno miejsca do kąpieli, jak ścieżki i wirydarze, i altany, iestrady, gdzie tańczą i śpiewają wykonane jest z kamienia i piękniewybielone.Tyle było do podziwiania w ogrodach i wszędzie, że niemogliśmy się nadziwić wielkiej wspaniałości Montezumy.*Już minęły cztery dni naszego pobytu w Meksyku, a ani nasz wódz, aninikt z nas nie wyszedł poza pałace i ogrody, przeto Kortez rzekł do nas, żebyłoby dobrze zwiedzić główny plac i wielką świątynię Uichilobosa i żechciałby o tym zawiadomić Montezumę, aby uzyskać pozwolenie.Montezuma zgodził się zrazu bardzo chętnie, jednak bojąc się, abyśmyjakiegoś despektu nie wyrządzili bóstwom, postanowił towarzyszyć namosobiście z licznymi wielmożami.W swej bogatej lektyce odbył połowędrogi, w pobliżu świątyń wysiadł, bowiem uważał za obrazę bogów byćniesionym aż do świątyni w lektyce.Ujęli go pod ramiona wielcy dostoj-nicy, a poprzedzali go wasale.Nieśli przed nim dwie laski, jakby berła wgórę wzniesione, na znak, że wielki Montezuma przechodzi.Kiedy niesionogo w lektyce, trzymał w ręku laseczkę z drzewa i złota, jakby berłosprawiedliwości.W ten sposób wszedł do świątyni otoczony licznymikapłanami i zaczął okadzać Uichilobosa i dopełniać innych ceremonii.Zostawmy Montezumę, który nas wyprzedził, jak rzekłem, i wróćmy doKorteza, do naszych oficerów i żołnierzy.Ci, zgodnie z naszymzwyczajem, w dzień i w nocy byli uzbrojeni i tak nas zawsze widywałMontezuma nie było to dla niego nowością.Tak więc nasz wódz nakoniu, wraz z wszystkimi jezdzcami, większość naszych żołnierzy wpełnym uzbrojeniu, wkroczyliśmy na plac.Z nami szli liczni kacykowie,których Montezuma przydał nam do towarzystwa.Na wielkim placuTatelulco stanęliśmy zdumieni, bo nigdy nie oglądaliśmy takiego tłumuludzi i takiego mnóstwa towarów, dziwowaliśmy się wielkiemu porządkowii nadzorowi.Dostojnicy, którzy szli z nami, pokazywali nam wszystko.Każdy towar miał wyznaczone swoje osobne miejsce.Zaczęliśmy odhandlarzy złotem i srebrem, drogimi kamieniami, piórami, tkaninami ihaftami oraz innymi towarami i niewolnikami obojga płci.Tylu ichprzyprowadzono na ów plac na sprzedaż, ilu Murzynów z Gwineiprzywodzą, jedni byli uwiązani do długiej tyki za obrożę, aby nie uciekli,inni szli wolno.Kupcy sprzedawali materie codziennego użytku, bawełnę,kręcone sznurki i nici, kakao, w ten sposób były tam wszystkie towary,jakich dostarcza Nowa Hiszpania, rozmieszczone w tym samym porządku,jak w mej ojczystej Medina del Campo, gdzie odbywają się targi i gdzie nakażdej ulicy sprzedaje się co innego.Więc na tym placu sprzedawanotkaniny z pity, sznury, koturny oraz inne drobiazgi wyrabiane z drzewa, ażdo owych korzeni gotowanych, które są bardzo słodkie, a wszystko najednej połaci.Skóry tygrysie, lwie, nutrii oraz innych dzikich zwierząt,borsuków i rysi, jedne wyprawione, drugie nie, leżały w innym kącie, jakrównież rozmaite przedmioty i towary.Gdzie indziej sprzedawano bób ifasolę oraz inne jarzyny i zieleninę.Idąc dalej, doszliśmy do tych, którzy sprzedawali kury, indyki, kaczki,zające, sarny, króliki, pieski i tym podobne.Opodal stali przekupniesprzedający potrawy gotowane, placki kukurydziane i flaki.Dalej, w innymkącie, najrozmaitsze wyroby garncarskie, od wielkich dzbanów do małychgarnuszków, a także sprzedawcy miodu i pierników, i różnych nugatów.Następnie sprzedawcy drzewa, stołów, kołysek, belek, desek i ławek.Dalejsprzedawcy drzewa opałowego, łuczywa i tym podobnych rzeczy.Cóżjeszcze chcecie, abym wam powiedział? Liczne łodzie napełnione odchoda-mi ludzkimi, przepraszam, ze o tym piszę, stoją przycumowane dokołaplacu ten towar służy do wyrabianiu ałunu i do garbowania skór, które beztego nie byłyby tak dobre.Wiem, że niektórzy czytelnicy śmiać się będą ztego, ale tak jest, jak mówię.Powiem więcej, że zwyczaj każe budo-wać po drodze małe chatki z trzcin, z traw i słomy, gdzie by mogli się za-trzymać przechodnie, nie będąc widziani, i tam chronią się, jeśli im przyj-dzie opróżnić żywot, i owa nieczystość nie będzie stracona [ Pobierz całość w formacie PDF ]