[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.powiedzmy, do godziny 19.00.Na tę godzinę ustalimy też termin obiadu.Później lub wczesnym rankiem może pan spotkać się z Altavaryjczykami.Czy mam ustalić początek negocjacji na, hm, 10.00 rano? Dałoby to również mnóstwo czasu Radzie, a moi ludzie podłączyliby na pewno do tego czasu łączność wizualną i dla Altavaryjczyków, i dla Rady.Co pan na to?Skinął głową.– Doskonale.– Odwrócił się do swoich odpowiedników.– Czy wasza trójka zechce wyjść ze mną na zewnątrz? Myślę, że musimy porozmawiać.Naturalnie, jeżeli sobie życzycie, panie mogą do nas dołączyć.Stał tam, patrząc na nich, a oni z kolei przyglądali się jemu.Tremon był wysokim, potężnie zbudowanym mężczyzną, takim, jakim go zapamiętał; Lacoch natomiast ciągle miał w sobie coś gadziego, włącznie zresztą z autentycznym ogonem.Zhang miał ciało młodego człowieka ze światów cywilizowanych i wyglądem przypominał jego samego, chociaż był, bez wątpienia, starszy pod względem fizycznym, a czuł się zapewne jak starzec.Zauważył z zainteresowaniem, że żaden z tych dwu, którym towarzyszyły panie, nie zaprosił ich na spotkanie, co zresztą oszczędziło im wszystkim sporo wyjaśnień.– Zakładam, że jesteśmy na podsłuchu, i dlatego też nie powiem niczego, czego Morah nie powinien słyszeć – zaczął.– Chcę rozpocząć od stwierdzenia, że byłem z wami przez cały czas na waszych planetach.Znam was bardzo dobrze, a wy znacie mnie.Fascynował ich wszystkich fakt, że po tym wszystkim, co im się przydarzyło, trudno im teraz było powstrzymać się od tego, by nie mówić jednocześnie i że tak często zdanie rozpoczęte przez jednego mogło być dokończone przez któregoś z pozostałych.Pozwolił im na wyrażenie ich oburzenia, a może także i ich zranionej dumy.Zhang praktycznie dość jasno powiedział, dlaczego nie chciał obecności Dylan, kiedy stwierdził:– Do diabła, byłeś tam w pewnym sensie przez cały czas.Za każdym razem, kiedy się kochaliśmy, ty też w tym uczestniczyłeś.Niełatwo się z tym pogodzić czy też jej to wytłumaczyć.– Wobec tego, nie próbuj – zasugerował.– Postawmy sprawę jasno.Wszyscy jesteśmy osobnymi jednostkami.Ja jestem panem Carrollem dla powodów, które jedynie wasza trójka jest w stanie zrozumieć.Ty jesteś Tremon, ty Lacoch, a ty Zhang.Uważam, że najłatwiej wyjaśnić to innym, stosując zupełnie naturalną terminologię.Skinęli głowami jak jeden mąż i powiedzieli:– Czworaczki.– Dlaczegóż by nie? To jest najbliższe prawdy.Czy wyjaśniono wam obecną sytuację?Skinęli głowami, ale on, przekonany, że znają ledwie zarys sytuacji, zapoznał ich ze szczegółami.Zadziwiające, ale kiedy zajęli się konkretnymi sprawami, ich gniew, ból i gorycz zniknęły i wydawało się, że tworzą jeden zespół.W końcu jednak Lacoch zadał to trudne pytanie.– A gdzie jest nasz człowiek z Meduzy? Westchnął.– Trzy trafienia, jedno pudło.Niezły wynik.– To znaczy, że nie żyje? Skinął głową.– Tak, nie żyje.Jednak informacje przekazane przez niego były rozstrzygające.Po otrzymaniu od ciebie informacji z Charona, miałem już z grubsza obraz sytuacji, Lacoch.Gdybym wówczas skoncentrował się na Meduzie, zamiast zwlekać, on żyłby do tej pory.Tak to się wszystko ze sobą wiązało.Tremon zagwizdał.– Wiesz, chyba wszyscy szczerze cię nienawidziliśmy aż do dzisiaj.Ja, w każdym razie, na pewno.– Pozostali kiwali ze zrozumieniem głowami.– Ale kiedy cię widzę tutaj, w samym środku tego szamba, to uważani, że mieliśmy szczęście.Naturalnie, nie dotyczy to tego z Meduzy, ale nas trzech.Jesteśmy osobnymi jednostkami i jesteśmy wolni.Żyjemy własnym życiem.Ty zaś nie posiadasz nic, nie masz nikogo, nawet szczypty Konfederacji, a za to dźwigasz ten ciężki krzyż.– I rzeczywiście się zmieniłeś – wtrącił Lacoch, a pozostali ponownie mu przytaknęli.– Wszyscy to wyczuwamy.Jasne, my również się zmieniliśmy, ale ty byłeś z nami przez cały czas i masz jeszcze to dodatkowe brzemię.Ogromne brzemię.O to w tym wszystkim chodzi, prawda?Uśmiechnął się.– W pewnym sensie, tak.Gdybyśmy się nie spotkali, gdybyśmy nie przeprowadzili tej rozmowy, żaden z nas nie czułby się wolny i wy o tym doskonale wiecie [ Pobierz całość w formacie PDF ]