[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem jednak zauważyłem, że plątanina, w której siedzieliśmy, była druciana, a dotyk metalu sprawiał Kayean ból.Kto umieścił te druty?Stawiałem na Zeck Zacka.Ale skąd mógłby wytrzasnąć drut i w jakim celu?Wreszcie przedarliśmy się.Na zewnątrz było upalnie, gorąca letnia noc.- Północ - burknął Morley.- Byliśmy tam dłużej, niż myślałem.- Ruszaj się.Mamy jeszcze dużo do zrobienia.Byliśmy już w pół drogi na pustynię rozciągającą się u stop zbocza, kiedy za naszymi plecami rozległy się wrzaski.Wyczuwało się w nich nie tylko ból, lecz także frustrację i wściekłość.Dojango otworzył usta:- Powiadają, że te stwory potrafią wygrzebać się niemal ze wszystkiego.Myślisz, że któryś z nich może nam zagrozić?- Nie mam pojęcia - odparłem zgodnie z prawdą.- Ale zawiadomimy wojsko natychmiast, jak to możliwe.Ruszyliśmy w stronę naszego obozowiska.Księżyc był w trzeciej kwadrze, więc maszerowaliśmy szybko, choć Kayean wciąż popiskiwała, znużona jasnością.Tak samo zachowywali się więźniowie Morleya.Kiedy dotarliśmy na miejsce, Dotes odezwał się:- Trzeba nieszczęśników obłożyć wilgotną ziemią i dobrze opakować, żeby ich słońce nie dosięgło.- Musimy również pogadać - oznajmiłem.- Też mi się tak wydaje.- Co się stało z majorem? Tionie, wiesz coś na ten temat? Kleiła się do mnie co najmniej tak samo jak Kayean.- Ten, który nas aresztował? Nie wiem, chyba go zabili, kiedy zaatakowały wampiry.- Vasco, a ty nie wiesz, co się z nim stało?- Byłem za bardzo zajęty.- Ktoś jeszcze? Róża mruknęła:- Chyba widziałam, jak go zabierali.Ale może mi się tylko wydawało.Kiedy przyszliście, nie było go w żadnej z klatek.- Może go zjedli? - podsunął Dojango.- Ale przecież doliczyliśmy się ciał - stwierdził Morley i spojrzał na mnie dziwnie, jakby uważał, że wiem coś, czego jeszcze nie powiedziałem.Rzeczywiście tak było, ale nie odezwałem się tylko dlatego, że doszedłem do tego zaledwie parę minut wcześniej.Szepnąłem:- To nazwisko przewijające się przez listy nazwisk, które miałem rozpoznać.Nie mogłem sobie przypomnieć, skąd je znam.Teraz już wiem.- No i.?- Legendarny agent Venageti.Prawdopodobnie potrafi się przeistaczać.Również prawdopodobnie schwytany albo zabity.Ale jeśli tak, to dlaczego ludzie.którzy mają kontakty z Venageti.ciągle się nim interesują?- Nie wiem i myślę, że raczej nie chcę wiedzieć.Teraz interesuje mnie jedynie wyrwanie się z tego zapomnianego przez bogów i ludzi miejsca.Chcę usiąść i zjeść wreszcie pierwszy od miesięcy zdrowy posiłek.Przypuszczam jednak, że musimy się bronić.Sądzisz, że go uratowaliśmy?- Jest na to szansa.- Który to?- Wybieraj.- Nie kobiety?- Nie.Każda z nich poznałaby od razu, że druga się zmieniła.Głosowałbym za kimś naszych rozmiarów.- Oczywiście, jeśli jest tu z nami.- Oczywiście.Byliśmy mile zaskoczeni, znajdując obozowisko w takim stanie, w jakim je pozostawiliśmy.Nic nie splądrowano, konie nie zostały zjedzone i cierpliwie na nas czekały.Morley wysłał Marshę po ładunek mokrej gliny.Od razu przyjął rolę strażnika.Pozostali opatrywali się wzajemnie, jak mogli.Kiedy byłem już spokojny, że na skutek odniesienia obrażeń nie złapię żadnej zarazy, zapolowałem na Dotesa.Siedział na kamieniu, w zadumie obserwując pustynię dzielącą nasze obozowisko od płaskowyżu.- Nie odezwałeś się do niej ani słowem - powiedział.- Porozmawiam z nią, kiedy sama tego zechce.Na razie jestem zadowolony, że pozwoliła mi się zabrać po tym, co zrobiłeś z Clementem.Może powinieneś wyjaśnić ostatnie ruchy w grze Morleya.- Chyba tak.Inaczej już do końca życia się od ciebie nie uwolnię.Wiesz, że sześć lat temu goryl numer jeden szefa zwiał z polową łupu.- Starocie.Słyszałem też, że wraz z bratem uciekł do Full Harbor.- Uzyskanie tej informacji zajęło kilka ładnych lat.Szef wysłał tam swoich ludzi.Musieli zamieszać tak jak my.Coś im się przydarzyło.Przesłali tylko jeden raport z wiadomością, że Va-lentine opuścił Full Harbor, a jego brat, po krótkiej znajomości.poślubił miejscową dziewczynę nazwiskiem Kronk.Wyjechała razem z mężem, kiedy ten udał się za swoim bratem w nieznanym kierunku.- Więc przez cały czas wiedziałeś, za kogo wyszła.- Tak.Ale nawet gdybym ci powiedział, nie pomogłoby to w jej odnalezieniu.Zatarli już za sobą ślady.Opanowałem gniew.- A zatem szef posłał ciebie.- Niezupełnie.Sam się zgłosiłem.Możliwość, żebym ci towarzyszył, spadła jak z nieba, jak odpowiedź na modlitwę dziewicy.Prawdziwy, uczciwy cud [ Pobierz całość w formacie PDF ]