[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Janka czuła zawrót głowy, czasami fala krwi tak uderzała w jej sercei mózg, że chwiała się, bliska runięcia na ziemię.Przystawała nieco, aby oprzytomnieć i zno-wu szła.Nie myślała nic ani pamiętała, prócz niego, prócz tego dziwnego wyrazu oczu, gdymówił: Szukaliśmy dróg do dusz własnych.Drżała coraz silniej wewnętrznie i obwijała się wpelerynkę coraz szczelniej, jakby chcąc się zamknąć przed jego oczyma, które ją magnetyzo-wały; czuła je na ustach swoich tak silnie jakby pocałunki, aż pokryły się wilgotnym, promie-niejącym karminem upojenia; czuła je w oczach swoich i opanowywała ją dziwnie sennaociężałość.Szła coraz wolniej i niepewnie j, chwilami budziła się z tego czaru dziwnego, ja-kim ją opanowywał, spoglądała przymglonym wzrokiem dookoła; ale spotkawszy się z jegowilgotnymi, świecącymi dziwnie oczyma, opadała w siebie, przeniknął ją taki dreszcz dziw-ny, aż rozkładała ramiona, oddychała głęboko i miała szaloną chęć przyciśnięcia się do niegoz całych sił, z całej duszy i przepadnięcia chociażby.W nim działo się prawie toż samo, czuł, że go jakaś siła porywa i przykuwa do niej, tak jączuł obok siebie, tak wchodziła mu w duszę głęboko, aż uczuwał pewien tępy, nieświadomyból fizyczny.Zajmowała go całego, przycichał, ale w głębi podnosiła się w nim złość na sa-mego siebie, na nią, na wszystko. Kocham cię! Kocham! biło mu serce ze straszliwą jednostajnością, a wyrazem ust szy-dził, nienawidził i bronił się do ostatka, by nie upaść przed nią na kolana, by nie objąć jej stópi nie przywrzeć ustami chociażby do kraju jej sukni, której szelest suchy przenikał go męką, inie wypowiedzieć tego wszystkiego, co miał w duszy, a co dopiero teraz sobie uświadomił. Dobranoc panu! szepnęła cicho, gdy wchodzili do wsi i spiesznie ukryła ręce podokrywką, nie spojrzała nawet na niego i poszła dalej sama, bo nie starał się jej zatrzymać aniiść z nią; patrzył tylko, jak jej jasna suknia migotała w zmroku i zlewała się z cieniami. Kocham cię! myślał długo i tak stał zapatrzony w te miejsca gdzie zniknęła, a gdzie onwidział ją jeszcze oczyma duszy.Janka szła szybko i dopiero ocknęła się usłyszawszy tętent jego konia, gdy odjeżdżał; obej-rzała się za siebie i jakiś żal zatargał ją silnie. Czemu nie poszedł ze mną! myślała, ale pózniej, gdy ruch wrócił ją do przytomnościzupełnej, zacięła usta z gniewu, była bardzo niezadowolona z siebie, jeszcze resztki tego na-stroju przenikały ją dreszczem rozkosznym, ale się im broniła myślami i rozwagą.Przy kolacji zauważyła tylko, że matka miała zaczerwienione oczy, stary był pijany i groz-nie patrzył na nią, a mąż weselszy niż zwykle namawiał ją usilnie, aby co zjadła koniecznie. Nie mogę.Zmęczyłam się trochę i głowa mnie boli.Nie, nie mogła mówić, nie słyszała nawet, gdy mówiono do niej, była bardzo daleko odnich wszystkich myślą, błądziła po jakimś świecie rozmarzeń, pełnym błysków spojrzeń,konturów twarzy, dzwięków głosów wyrazów ócz, pełnym słodkiego chaosu. Panna Jadwiga zdrowa? Widziałaś się ze Stefanem? Zdrowa, zdrowa powtórzyła. Pana Stefana podobno od rana nie było w domu.Dlaczego tak odpowiedziała, nie umiała zdać sobie sprawy, ale to ją zmieszało.Poszła zaraz do swojego pokoju.A rano obudziła się dziwnie dobrze usposobiona, tak dobrze, tak się czuła spokojna, pełnasił, chęci do życia i do czynu, że poszła do oficyny,Matka zajęta była powłóczeniem świeżych poszewek na poduszki. Ja to prędzej zrobię! powiedziała odbierając jej z rąk poduszkę. Hale!.bo to taka jasnie pani potrafi. szepnęła uszczypliwie. Zobaczy mama. Powlekła poduszki, posłała łóżko, poustawiała na komodzie niezliczo-ne figurki i obrazki świętych, zapaliła lampkę przed obrazem, a stara nie rozmarszczyła sięjeszcze, tylko z chłopską zaciętością i pewną ironią w siwych oczach śledziła jej ruchy iwzdychała.Dopiero gdy Janka porobiła co było i nie doczekawszy się słowa nawet chciaławyjść, stara zawołała:112 Janusiu!Pozostała siadając obok niej. Nie gniewaj się, córuchno, na mnie.Widzisz, stara kobieta jezdem, prosta i prędka, i nie-nauczna, to mi się ta łacno jakie złe słowo wypsnie z gemby. Co tam, nie mówmy o tym mamo, ja mamę przepraszam. Pocałowała jaw rękę, co starątak rozrzewniło, że pochwyciła ją w ramiona i długo całowała. Bo to ckni mi się, córuchno, zagadnąć do kogo ni ma, Jędruś z dziewkami przestawać nieda, z ojcem nie ma co, bo zaraz kłótnia i obraza boska, z Jędrusiem ni ma kiej, z tobą nieśmiem, no, bo co ja taka prosta kobieta mówiła będę?.to się i człowiekowi i życie przykrzy,i tak markotność rozbierze, że się chodzi z kąta w kąt i ino szuka do czego się przyczepić. Ho! ho! taka zgoda! zawołał Andrzej wchodząc A bo widzisz synku, ja tak opowia-dam, co mi się tak ckni do wnuczków powiedziała chytrze.Andrzej spojrzał jakoś dziwnie na Jankę, że się oblała rumieńcem i wyszła bez słowa, po-drażniona tym wzrokiem. Kwoczka jeszcze nieśna, to ją nie przyniewoli siedzieć! śmiała się stara. Niechże mama o tym przy niej nie mówi [ Pobierz całość w formacie PDF ]