RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może ni­czyja.“Może polecę gdzieś w dal i nigdy już nie wrócę do swojej ro­dziny”.Uśmiechnęła się z goryczą na ten zabawny wizerunek, po­tem włożyła mokrą ściereczkę do glinianej miski, podniosła ją i ru­szyła korytarzem z powrotem do jadalni.Wintrow i Ronica siedzieli w rogu niskiego stołu.Chłopiec był blady i drżał, a jej matka wyglądała na bardzo zdecydowaną.Trzy­mała obie dłonie wnuka w swoich i żarliwie do niego przemawiała.Kyle stał odwrócony do okna z ramionami skrzyżowanymi na piersi.Dziewczyna wyczuła, że jest oburzony.Obok niego stała pa­trząca błagalnie Keffria, mężczyzna wszakże zdawał się nieświadom obecności żony.-.Wszystko w rękach Sa - Ronica przemawiała do chłopca z wielką powagą.- Wierzę, że to On przysłał cię z powrotem do nas i nie bez powodu stworzył więź między tobą i statkiem.Tak się mu­siało stać, Wintrowie.Czy potrafisz zaakceptować ten fakt, tak jak niegdyś zgodziłeś się zostać kapłanem?Więź między Wintrowem i jej statkiem! To niemożliwe! Dziew­czynie zmartwiało serce.Chłopiec skupił teraz całą uwagę na twarzy babci.Po prostu wbił w nią wzrok.Jego twarz przybrała typowy dla Havenów, zacięty wyraz - znieruchomiał mu podbródek, w oczach pojawił się gniew.Althea postawiła obok niego miskę ze ściereczką, a wówczas dostrzegła, że Wintrow powoli wychodzi z szoku.Kil­kakrotnie głęboko odetchnął, rysy mu złagodniały i na krótką chwi­lę dziewczyna zobaczyła w twarzy chłopca ogromne podobieństwo do Vestritów - zarówno do swojego nieżyjącego ojca, jak i do niej samej.Fakt ten nią wstrząsnął.Chłopiec odezwał się spokojnie i rozsądnie.- Tysiące razy słyszałem takie słowa z ust ludzi.“To wola Sa”, mawiają.Zła pogoda, spóźnione sztormy, poronienia.Wszystko ma być wolą Sa.- Sięgnął do miski po wilgotny ręcznik, złożył go sta­rannie i przycisnął sobie do brody.Bok twarzy zaczynał mu już pur­purowieć.Chłopiec ciągle drżał i był rozkojarzony.W dodatku sło­wa wymawiał dziwnie miękko i Althea domyśliła się, że mówienie sprawia mu ból.Nie wydawał się jednak ani rozgniewany, ani za­straszony czy przerażony, tylko całkowicie pochłonięty przekony­waniem swej babci, jak gdyby od tego zależało jego życie.Może rze­czywiście tak było.- Jestem skłonny przyznać, że pogoda i burze mogą się wiązać z Jego wolą.Poronienia również.Lecz nie sytuacja, kiedy mąż bije żonę zaledwie na dzień przed rozwiązaniem.- Zawiesił głos, jak gdyby przypomniał sobie coś nieprzyjemnego, potem ponownie spojrzał na Ronikę.- Sądzę, że Sa dał nam wszystkim życie i Jego wolą jest, aby każde z nas dobrze przeżyło swoje.Stawia przed na­mi przeszkody.Słyszałem ludzi, którzy skarżyli się na jego okru­cieństwo i głośno pytali: “Dlaczego? Dlaczego?” Następnego dnia ci sami ludzie brali piły, wychodzili na dwór, gdzie odcinali gałęzie z drzew owocowych, wykopywali młode drzewa i przesadzali je da­leko od miejsca, w którym zakiełkowały.“Będą tu rosły lepiej i wię­cej rodziły”, wyjaśniali pracownicy sadu.Działali wbrew drzewom i twierdzili, że robią to dla ich dobra.Wintrow zdjął ściereczkę z twarzy i ponownie ją złożył, szuka­jąc chłodniejszego miejsca.- Moje myśli błądzą - oznajmił ze smutkiem.- Akurat teraz, gdy chcę mówić do ciebie, babciu, w najklarowniejszy z możliwych sposób.Nie sądzę, bym z woli Sa miał porzucić stan kapłański i za­mieszkać na pokładzie statku dla pomyślnego finansowego rozwo­ju naszej rodziny.Nie jestem nawet pewny, czy ma się tak stać z twojej woli.Sądzę, że decyzję podjął mój ojciec i najwyraźniej nie zamie­rza od niej odstąpić, mimo iż łamie mi w ten sposób serce.Wiem też, że ten niemile przeze mnie widziany “podarek”, który mi dziś wręcza, wczoraj wyrwał z rąk cioci Althei.Po raz pierwszy chłopiec zwrócił oczy na dziewczynę.Mimo bólu i posiniaczonej skóry, przez chwilę wyglądał jak własny ojciec.W jego oczach była ta sama bezgraniczna cierpliwość tłumiąca sta­lowe nerwy.Zaskoczona Althea uprzytomniła sobie, że nie stoi przed nią kruchy, przerażony nowicjusz, lecz młody mężczyzna w ciele chłopca.- Nawet twój własny syn widzi, jak niesprawiedliwie postępu­jesz - zarzuciła Kyle'owi.- Zabrałeś mi “Vivacię” wcale nie dlatego, iż sądziłeś, że nie potrafię nią dowodzić.Postąpiłeś tak z własnej za­chłanności.- Mówisz o zachłanności? - Kyle krzyknął z pogardą.- Dobre sobie! Zaraz pęknę ze śmiechu.Z chciwości chcę przejąć statek tak straszliwie zadłużony, że będę miał szczęście, jeśli wszystko spłacę przed swoją śmiercią? Z zachłanności zaoferowałem się wziąć od­powiedzialność za losy rodziny i postawić ją na nogi mimo braku wsparcia finansowego? Altheo, gdybym sądził, że masz odpowiednie zdolności i możesz mi się przydać na pokładzie żaglowca, z pewno­ścią skorzystałbym z okazji i zatrudnił cię na “Vivacii”.Niestety, nie posiadasz niezbędnych umiejętności.Co więcej, gdybyś udowodni­ła mi, że potrafisz żeglować, gdybyś pokazała mi choć jedną kartę zaokrętowania, podarowałbym ci ten przeklęty statek wraz z jego długami.Ale ty jesteś tylko małą rozpieszczoną dziewczynką.- Kłamco! - krzyknęła dotknięta do żywego Althea [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl