RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sprzedażkonia z zamkowych stajni musi podpisać jedno z nich.Lancet wyrwał pergamin Pomocnikowi z ręki, obejrzał uważnie podpis. Imię księcia Władczego powinno wam wystarczyć.Poza tym wszyscy wie-dzą, że stary król rzadko jest w pełni władz umysłowych.A księżna Ketriken.nie stąd pochodzi.Więc chyba jasne, że na czas podróży następcy tronu książęWładczy jest. Księciem  wycedziłem przez zęby. Nadanie mu mniej godnego tytułubyłoby równoznaczne ze zdradą.Podobnie jak nazwanie go królem, skoro nim niejest.Albo małżonką następcy tronu.Pozwoliłem, by do koniuszego z Księstwa Rolnego dotarła grozba.Nie zamie-rzałem otwarcie oskarżać go o zdradę, bo wówczas musiałby zapłacić życiem.Na-wet taki pompatyczny dureń jak Lancet nie zasługiwał na śmierć za naśladowaniepozy swojego pana.Oczy zaokrągliły mu się jak spodki. Nie chciałem nic. I nic się nie stało  wpadłem mu w słowo. Trzeba tylko pamiętać, żenie sposób kupić konia od człowieka, który nie jest jego właścicielem.A koniez zamku w Koziej Twierdzy należą do króla. Oczywiście  przytaknął Lancet. Może to nie ten dokument.Musiałazajść jakaś pomyłka.Wrócę do mojego pana.314  Rozsądna decyzja  odezwał się bez gniewu Pomocnik, wchodząc znowuw rolę mistrza Stajni. Tak, no to chodzmy  burknął do swojego parobka koniuszy księcia Dziar-skiego i poparł słowa szturchańcem.Chłopak obrzucił nas ponurym spojrzeniem.Trudno było mu się dziwić.Lancet z pewnością na nim wyładuje zły humor. Myślisz, że wrócą?  zapytał cicho Pomocnik. W przeciwnym wypadku książę Władczy będzie musiał oddać pieniądzeksięciu Dziarskiemu.Przez jakiś czas rozważaliśmy tę możliwość w milczeniu. Co mam zrobić, kiedy wrócą? Nic, jeśli nadal będą mieli tylko podpis księcia Władczego.Jeśli podpiszeto król albo księżna Ketriken, będziesz musiał wydać Lancetowi konie. Jedna z klaczy jest zrebna!  zaprotestował Pomocnik. Brus ma wielkieplany co do tego zrebaka.Co mi powie, kiedy po powrocie nie zastanie tych koni? Musimy zawsze pamiętać, że należą one do króla.Brus nie będzie cię winiłza wykonanie wyraznego rozkazu. Wcale mi się to nie podoba. Spojrzał mi w oczy, mocno zaniepokojony. Nie doszłoby do tego w obecności Brusa. Obawiam się, że nie masz racji.Nie wiń siebie.To pewnie najmniejszez nieszczęść, jakie nas czekają przed końcem zimy.Swoją drogą, zawiadom mnie,jeśli rzeczywiście wrócą.Pokiwał smętnie głową, a ja odszedłem, straciwszy ochotę na wizytę w staj-niach.Nie chciałem iść wzdłuż boksów i zastanawiać się, ile koni w nich zostaniedo wiosny.Ruszyłem wolno przez podwórze, do zamku, schodami w górę, do własnejkomnaty.Zatrzymałem się na podeście. Książę Szczery?Nic.Wyczuwałem w sobie jego obecność, mógł przesyłać mi swoją wolę,a czasami nawet myśli.Niestety, kiedy ja próbowałem sięgać ku niemu, odpowia-dało milczenie.Bardzo mnie to irytowało.Gdybym potrafił niezawodnie posłu-giwać się Mocą, wielu nieszczęściom mógłbym zapobiec.Jeszcze raz przekląłemKonsyliarza za swoje krzywdy.Miałem talent Mocy, a on go zniszczył, zostawiłw jakiejś przedziwnej, niemożliwej do obłaskawienia formie.A co z Pogodną? A co z Prawym? Co z innymi członkami kręgu Mocy? Dla-czego książę Szczery nie utrzymywał z nimi kontaktu, by poznać aktualne wyda-rzenia i obwieszczać swoją wolę?Lodowaty strach wpełznął mi do serca.Gołębie pocztowe z Księstwa Niedz-wiedziego.Ognie sygnalne, członkowie kręgu Mocy na wieżach.Wszystkie po-łączenia między różnymi punktami królestwa a królem zdawały się zawodzić.A przecież to one właśnie gwarantowały jedność państwa i tworzyły królestwo315 z luznej unii poszczególnych księstw.Dzisiaj, w tych trudnych czasach, potrzebo-waliśmy ich bardziej niż kiedykolwiek dotąd.Dlaczego zawodziły?Postanowiłem zadać to pytanie Cierniowi.Miałem nadzieję, że mój mistrzwezwie mnie wkrótce.Zdarzało się to ostatnio coraz rzadziej i czułem się niecoodsunięty od jego spraw.A może i ja, pełniąc swą tajemną służbę, odsuwałem sięod Ciernia? Może był to naturalny dystans pojawiający się między skrytobójcami?Dotarłem pod drzwi własnej komnaty akurat w momencie, kiedy zastukaław nie Różyczka. Mogę ci w czymś pomóc?  zapytałem.Pochyliła się przede mną w ni-skim ukłonie. Nasza pani, przyszła królowa, małżonka następcy tronu, księżna Ketriken,wyraziła życzenie, byś stawił się, panie, przed jej obliczem przy najbliższej moż-liwej sposobności. To znaczy natychmiast, tak?  Próbowałem troszeczkę ją rozweselić. Nie. Zmarszczyła brewki.  Przy najbliższej możliwej sposobności.Czy coś przekręciłam? Nie, nic.Kto ci tak wytrwale wpaja dworskie maniery? Westchnęła z głębiserca. Mistrz Krzewiciel. Krzewiciel powrócił już z letnich wojaży? Dwa tygodnie temu, panie! No proszę, jak ja o niczym nie wiem! Gdy tylko go spotkam, opowiem mu,jak dwornie do mnie przemówiłaś. Dziękuję ci, panie. Zapominając o dobrych manierach, ruszyła ku scho-dom w wesołych podskokach i popędziła w dół.Obiecujące dziecko.Nie miałemwątpliwości, że Krzewiciel kształcił ją na posłańca.Leżało to w zakresie jegoobowiązków.Wszedłem do swojej komnaty tylko po ty, by zmienić koszulę, i zaraz udałemsię do księżnej Ketriken.Zapukałem.Otworzyła Różyczka. Właśnie pojawiła się najbliższa możliwa sposobność  oznajmiłem i tymrazem zostałem nagrodzony uśmiechem, który rzezbił dołeczki w policzkachdziewczynki. Zechciej wejść, panie.Oznajmię mojej pani o twoim przybyciu. Wska-zała mi krzesło i zniknęła w przejściu do następnej komnaty.Dobiegał stam-tąd przyciszony szmer kobiecych głosów.Przez otwarte drzwi dostrzegłem damydworu z igłami w dłoniach, rozświergotane nad jakąś robótką.Księżna Ketrikenwysłuchała Różyczki, po czym przeprosiła damy i wyszła do mnie.Gdy stanęła przede mną, nie mogłem od niej oderwać wzroku.Niebieska suk-nia podkreślała błękit oczu.Ciepły słoneczny blask ostatnich jesiennych dni zapa-lił w jej włosach złote błyski.Kiedy wreszcie dotarło do mnie, że się bezczelnie316 gapię, spuściłem wzrok.Wstałem natychmiast i skłoniłem się zgodnie z wymoga-mi etykiety.Nie czekała, aż się wyprostuję. Odwiedzałeś ostatnio króla?  zapytała bez żadnych wstępów. Nie w ciągu minionych kilku dni, pani. Więc zrób to dziś wieczór.Troskam się o niego. Wedle twego życzenia, pani. Czekałem.Z pewnością nie po to mniewezwała.Po jakiejś chwili westchnęła lekko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl