[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Woda już sięgała nam do kolan.Poszturchiwały nas fale.Stwór bez wahaniapodążał za nami.Niewątpliwie lepiej czuł się w wodzie.Ponownie zaryzykowałem spoj-rzenie przez ramię.Kolumna Mocy była blisko.Poczułem to dziwne oszołomienie, jakiezawsze ogarniało mnie w pobliżu czarnego kamienia.Dziwnie było podążać ku niemu,jako jedynej możliwości ocalenia. Daj mi ten skarb! rozkazał stwór i nagle na końcach jego szponów zabłysły ja-dowicie zielone krople.Groznie uniósł łapy.Jednym płynnym ruchem wepchnąłem miecz do pochwy, objąłem lewą rękąSumiennego i rzuciłem się w tył.Gdy potwór skoczył ku nam miałem wrażenie, że w je-go nieludzkich ślepiach ujrzałem błysk zrozumienia, lecz to przyszło za pózno.Książęi ja zapadliśmy w zimną wodę.Rozpaczliwie macając, natrafiłem dłonią na rzezbionąpowierzchnię zatopionej kolumny.Zanim zdążyłem ostrzec księcia, już nas wchłonęła.Wynurzyliśmy się w blasku prawie ciepłego popołudnia.Książę bezwładnie wysunąłsię z mojego uścisku i rozciągnął jak długi na bruku, w towarzyszącej nam strudze sło-nej morskiej wody.Odetchnąłem i rozejrzałem się wokół. Nie ta strona!Wiedziałem, że to może się zdarzyć, ale zbyt spieszno mi było opuścić plażę, że-bym mógł się nad tym zastanawiać.Na każdej z czterech stron kolumny Moc były wy-ryte runy informujące, dokąd która cię przeniesie.Doskonały system, jeśli ktoś potra-fi odczytać te runy.Z dreszczem zgrozy uświadomiłem sobie, jak bardzo ryzykowa-łem.A gdyby ta kolumna została zasypana przez lawinę, lub roztrzaskana w kawałki?Wolałem nie myśleć, co by z nas zostało.Drżąc, rozejrzałem się wokół.Staliśmy w sma-ganych wiatrem ruinach opuszczonego miasta Najstarszych.Wyglądało jakby znajomoi zastanawiałem się, czy to nie jest to same miasto, do którego kiedyś przeniosła mniepodobna kolumna.Jednak nie było czasu na takie rozważania i domysły.Wszystko sięskomplikowało.Zamierzałem wrócić przez kolumnę, żeby przyjść z pomocą moimprzyjaciołom.Teraz nie mogłem zostawić oszołomionego Sumiennego samego, ani natym pustkowiu, ani na tamtej niebezpiecznej plaży.Musiałem zabrać go ze sobą. Musimy tam wrócić powiedziałem księciu. Musimy wrócić do KsięstwaKoziego tą samą drogą, którą przybyliśmy. To mi się wcale nie podobało rzekł drżącym głosem i natychmiast pojąłem, żenie mówi o stworzeniu na plaży.Przejście przez filar było wstrząsającym przeżyciem dlaniewyszkolonego umysłu.Władczy beztrosko wykorzystywał kolumny do przenoszeniaswoich młodych adeptów Mocy, nie zważając na to, ilu z nich postradało od tego zmy-sły.Ja nie zamierzałem traktować w taki sposób księcia.Tyle że nie miałem innego wyj-ścia, ani czasu. Wiem powiedziałem łagodnie. Jednak musimy to zrobić, zanim zacznie sięprzypływ.389Spojrzał na mnie, nie rozumiejąc.Rozważałem, ile mogę mu powiedzieć, nie zdra-dzając za dużo kobiecie.Potem odrzuciłem wszelkie wahania.Musiał zrozumieć, przy-najmniej częściowo, inaczej wyłonię się kolumny z zaślinionym idiotą. Musimy wrócić do kolumny na plaży.Wiemy, że jedna z jej stron na pewno prze-niesie nas do Koziego Księstwa.Będziemy musieli odkryć, która.Chłopiec zakrztusił się.Przykucnął na bruku, przyciskając dłonie do skroni. Nie sądzę, żebym mógł rzekł słabym głosem.Zciskało mi się serce. Zwlekanie nic ci nie da ostrzegłem. Podtrzymam cię tak mocno, jak będęmógł.Musimy jednak natychmiast ruszać, mój książę. Ten stwór może na nas czekać! zawołał rozpaczliwie, ale chyba bardziej oba-wiał się przejścia, niż zaczajonego potwora.Nachyliłem się, objąłem go i chociaż się bronił, zawlokłem go do kolumny.Jeszcze nigdy nie przenosiłem się przez kolumnę dwukrotnie w tak niewielkim od-stępie czasu.Nie byłem przygotowany na tak dokuczliwy skwar.Gdy się wynurzyli-śmy, mimo woli wciągnąłem nosem ciepłą morską wodę.Wstałem, przytrzymując gło-wę Sumiennego nad powierzchnią.Księciu nic się nie stało.Trzymając go w ramionachi wypluwając wodę, usłyszałem zduszone pomruki dobiegające z plaży.Stał tam już niejeden, lecz cztery takie stwory.Na nasz widok rzuciły się do wody i ku nam [ Pobierz całość w formacie PDF ]