RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Trefniś rzucił następny zwój na stertę.- Nie tylko ja - podkreśliłem.- My wszyscy.- Niektórzy bardziej niż inni - odrzekł stanowczo.Odruchowo dotknąłem broszy wpiętej w klapę kaftana.Omal jej dzisiaj nie straciłem.Co symbolizowała dla mnie przez lata? Mię­dzy innymi opiekę nad nieprawym wnukiem, którego bardziej bez­litosny władca pozbyłby się po cichu.A teraz mój król potrzebował opieki.Co symbolizowała teraz?- Więc co robimy?- My? Kochanieńki, ja jestem tylko błaznem.Pokiwałem głową.- Brakuje mi Ciernia.Chciałbym wiedzieć, kiedy wróci.- By­łem ciekaw, ile karzeł wie.- Cień? Cień powróci ze słońcem, tak słyszałem.- Odpowiedź wymijająca, jak zawsze.- Zbyt późno dla króla - dodał ciszej.- Czyli jesteśmy bezsilni.- My? Nigdy.Mamy po prostu zbyt dużo siły, żeby działać na tym polu.To wszystko.Tutaj bezsilni są najsilniejsi.Może masz ra­cję; ich właśnie powinniśmy prosić o radę.- Podniósł się i dał wiel­ki popis potrząsania różnymi częściami ciała, jakby był marionetką z poplątanymi sznurkami.Każdy dzwoneczek oddzwonił swoją nut­kę.Nie mogłem powstrzymać uśmiechu.- Dla mojego pana zacznie się niedługo najlepsza pora dnia.Będę przy nim i zrobię choć tyle, ile mogę.Ostrożnie wystąpił z kręgu posortowanych zwojów i tabliczek.Ziewnął.- Żegnaj, Bastardzie.- Żegnaj.Przy drzwiach zatrzymał się jeszcze.- Nie przeszkadza ci, że wychodzę?- Przeszkadzało mi, że zostajesz.- Nigdy nie wdawaj się w słowną szermierkę z błaznem.Czyż­byś zapomniał, że zaproponowałem ci układ? Sekret za sekret.Nie, nie zapomniałem.Tylko nagle nie byłem pewien, czy rze­czywiście chciałem poznać jego tajemnicę.- Skąd przybył błazen i dlaczego? - zapytałem cicho.- Ach! - Przez moment stał w milczeniu, po czym zapytał po­ważnie: - Jesteś pewien, że chcesz znać odpowiedź na to pytanie?- Skąd przybył błazen i dlaczego? - powtórzyłem wolno.Jakiś czas milczał.A ja niespodziewanie zobaczyłem go inaczej:nie trefnisia o giętkim języku, ale niskiego, szczupłego mężczyznę czy chłopca, delikatnego jak lalka z porcelany, o niezwykle jasnej skórze i srebrzystych włosach.Biało-czarny strój obrębiony dzwo­neczkami, śmieszne szczurze berto - jego zbroja i broń na dworze in­tryg i zdrady.Oraz tajemniczość.Niewidzialny płaszcz tajemnicy.Przez chwilę pożałowałem, że zaproponował mi taki układ, prze­stałem być tak strasznie ciekawy.Westchnął, podszedł do gobelinu, na którym król Mądry witał Najstarszego.Zadarł głowę, patrzył przez chwilę na dawno utkany obraz, po czym uśmiechnął się kwaśno, znajdując humor tam, gdzie ja go nigdy nie dostrzegłem.Przyjął pozę recytującego poety.Raz jeszcze zajrzał mi prosto w oczy.- Jesteś pewien, że chcesz wiedzieć, kochanieńki? Powtórzyłem pytanie jak liturgię:- Skąd przybył błazen i dlaczego?- Skąd, ach, skąd? - Przysunął szczurzą czaszkę do twarzy, przygotowując odpowiedź na własne pytanie.Spojrzał mi w oczy.- Jedź na południe, Bastardzie.Do ziem poza granicami wszelkich map, jakie książę Szczery kiedykolwiek widział.I poza granice map tworzonych w tamtych krainach.Jedź na południe, a potem na wschód, przez morze, dla którego nawet nie macie nazwy.Ostatecz­nie dotrzesz do długiego półwyspu i na jego końcu znajdziesz osadę, gdzie przyszedł na świat błazen.Możesz jeszcze odnaleźć matkę, która ma w pamięci swoje białe dziecko; będzie pamiętała, jak mnie tuliła do ciepłej piersi i jak mi śpiewała.- Na widok mojego niedo­wierzania roześmiał się krótko.- Nawet tego nie potrafisz sobie wy­obrazić? A więc dalej będzie ci jeszcze trudniej.Włosy miała ciem­ne i kręcone, a oczy zielone.Nieprawdopodobne! Niewiasta pięk­na, o tak soczystym kolorycie, porodziła białego robaka.A ojcowie bezbarwnego dziecka? Dwaj kuzyni, bo taki jest zwyczaj na tamtej ziemi.Jeden szeroki w ramionach i śniady, zawsze skory do śmie­chu, rumiany, brązowooki, rolnik pachnący żyzną ziemią i otwartą przestrzenią [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl