[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Także Ludmilla miała mnie pod swoją opieką.Ludmilla należy do “trzeciej klasy", ale zawsze wolała działać “poza rufą", wmieszana w tłum załogi.Laszlo Foldi jeszcze dziś działa w oderwaniu od góry, jako zwykły pracownik odpowiedzialny za wanny hydroponiczne.A też jest dowódcą.Takich jak on jest wielu, zarówno na zmianie czerwonych, jak i zielonych, schowanych pod przykrywką mało znaczących funkcji, jednakże ich istnienie ma wagę strategiczną.Eugenio Stoller już od czterech miesięcy zajmuje biuro dokładnie naprzeciwko mojego, po drugiej stronie korytarza.Jest nie do poznania.Zawsze ponury, zamknięty w sobie, wykonuje zadania nie ufając nikomu.Pewnego razu, w sali spotkań, przypadkowo pił ze mną blumar.Podniósł kieliszek pod światło i wzniósł toast: - Za przyjaźń, gówniane uczucie.- Świetnie rozumiałem znaczenie tego stwierdzenia.Mógł mnie krytykować za cynizm, z jakim go zadenuncjowałem jedynie po to, żeby zasłużyć na szacunek przełożonych.A on to co? 1 tych samych powodów bawił się ze mną w kotka i myszkę już świadomy swojej przyszłości i z papierami w najwyższym porządku, kiedy ja jeszcze miotałem się wśród wątpliwości i balansowałem między awansem a unicestwieniem.Parszywa komedia, to prawda.A jednak podczas tych długotrwałych potyczek, owego codziennego wzajemnego badania i wypytywania się, w owym wzajemnym braku zaufania zatruwającym każdy gest i słowo, zawsze pozostawała nieznaczna przestrzeń, maleńki skrawek ziemi niczyjej, gdzie można było podtrzymywać złudzenie o bezinteresownym uczuciu.Mimo wszystko lubiłem Eugenia.Również wtedy, kiedy wyrzucał z siebie sentencje, gdy mówił, że miłość jest instynktem i budził we mnie na nowo pełen niepokoju obraz samotnego motyla z rozpostartymi skrzydłami, pogrążonego w szaleńczym poszukiwaniu.Nie mam już jednak czasu na tego rodzaju intymne rozważania, nawet jeśli tu, “na rufie", nie istnieją okresy hipnosnu.Kiedy mam ochotę na miłość, wołam Ludmillę, to najprostsze wyjście.Albenitz przypomniał mi, że jako “biały" mogę swobodnie szukać rozrywki zarówno na zmianie czerwonych, jak i zielonych.Co więcej, mogę jej szukać także na rufie, ale w tym przypadku wybór jest znacznie bardziej ograniczony i krępujący.W każdym razie Albenitz nakazał mi dyskrecję.Wiele razy myślałem o Norze Kereny.Ale zawsze byłem przekonany, że Nora nie potrafi utrzymać języka za zębami.Nie potrafi też powstrzymać się od łez.Jest płaczliwa i sentymentalna, zamieniałaby każde nasze spotkanie w jeden wielki melodramat.Lepsza jest Ludmilla, starsza i bardziej zrównoważona, a ponadto jest także “Białym kombinezonem".Z nią mogę się nie pilnować, mogę pić, dyskutować.A kiedy nadchodzi moment pożegnania, wszystko przebiega pogodnie, bez sentymentalnej otoczki.- Co mówią o mnie na zmianie czerwonych? - spytałem ją któregoś dnia.Ludmilla zaśmiała się.- Niektórzy przeczuwają prawdę, ale wielu myśli, że nastąpiła zamiana dyżurów.No i jest Nora Kereny, która jeszcze nie przestała się przejmować.- Biedna mała Nora.Głupia mała.Niespokojna, niezręcznie zachłanna, być może zakochana.Schemat organizacyjny przypomina piramidę.Na szczycie jest Najwyższy Kalif, człowiek, który zna wszystkie najbardziej zazdrośnie strzeżone tajemnice Matki Ziemi.Jego prawdziwe nazwisko brzmi Zoran Ujevic, czy też pod takim występuje na pokładzie, to znaczy zostało mu ono nadane przez Urząd Stanu Cywilnego niezależnie od woli rodziców.Widziałem go tylko dwa razy z okazji plenarnych posiedzeń, które zwoływane są co semestr.Najwyższy jest człowiekiem w wieku około 60 lat, średniego wzrostu, o rzadkich białych włosach.Pionowa, głęboka jak rana zmarszczka przecina wysokie czoło.Ma lodowate jasne oczy i nigdy się nie uśmiecha.Szczebelek niżej znajduje się piątka koordynatorów pierwszej klasy.Jednym z nich jest Albenitz, pozostali to: Jakub Liska, Sandor Yaradj i Dimco Vazov.Jest też Yiori- ca Eminescu, sędziwa, na wpół sparaliżowana kobieta poruszająca się na wózku.Niektórzy mówią, że ma ponad dziewięćdziesiąt lat.Mimo tego należy do tej najwęższej grupy współdziałającej z Kalifem.Na niższym poziomie znajduje się szesnastu koordynatorów drugiej klasy.Wydaje mi się, że spośród nich Pocar i Górski najbardziej rzucają się w oczy.W tym sektorze są cztery kobiety.Jest Elena Borowski, która według powszechnej opinii wykonuje zadania najwyższej wagi.Pozostałe są, podobnie jak Elena, w średnim wieku.Kobiety prowadzą życie wyraźnie na uboczu, raczej z dystansem do wszystkich, i unikają kontaktów nie związanych bezpośrednio z pracą.No i w końcu jesteśmy my, należący do trzeciej kategorii: czterdziestu sześciu koordynatorów, młodszych wiekiem, pomiędzy dwudziestym piątym a czterdziestym rokiem życia.Ja i Diana jesteśmy najmłodsi, Ludmilla jest najstarsza.W sumie sześćdziesięciu ośmiu “białych", włączywszy w to także i “sowy" na zmianie zielonych i czerwonych, wmieszane w resztę załogi.Sześćdziesięciu ośmiu “białych", z których każdy ma za zadanie koordynowanie pracy jakiegoś określonego sektora, każdy obdarzony odmiennym stopniem świadomości o tym, co się dzieje, każdy obciążony własną prawdą, własnymi wątpliwościami.Kiedyś zadawałem sobie zawiłe pytanie o związek między słowem a pojęciem, pojęciem a obrazem, obrazami a wyobrażeniami obrazów.Kiedy błądziłem po wnętrzu jaskini, uważałem za rzeczywistość banalne następstwo cieni i odbić.Potem jednak przeczytałem książki, które przebudziły mnie z dogmatycznego snu.Długo się zastanawiałem i dotarłem do tego, co kryje się poza zjawiskami dostrzegalnymi.Był komputer, który śledził moje kroki; były i “sowy" zawsze gotowe do pobudzenia mojej ciekawości, do wejścia do akcji, jakby były katalizatorami.Wszyscy “biali" tak się rodzą.Teraz mogę się nawet śmiać z westchnień krzyżujących się pod kopułą Sali Kontemplacji.Patrzę na gwiazdy, które jakiś oryginalny mechanizm zapala, jak tylko ktoś znajdzie się po drugiej stronie przezroczystego sklepienia, i mogę już sobie powiedzieć “to są tylko świecące punkty", taka sztuczka, żeby utrzymać ten płomyczek nadziei, “chmura świecących punktów, wśród których jakiś diament błyszczy bardziej od innych", psychologiczny majstersztyk zdolny do odsunięcia szaleństwa i samobójstwa.Szczęśliwa Podróż! To kłamstwo, zgoda.A jednak jest prawdą bezdyskusyjną, jeśli tylko jest się gotowym zamienić przestrzeń z czasem.W czasie ostatniego posiedzenia Kalif z radością oznajmił, że stopień radioaktywności na powierzchni zmalał o 0,85 procent w ciągu ostatniego semestru.A Jakub Liska zapewnił, że biorąc pod uwagę okres rozpadu kryptonu 85, cezu 137, prometu i strontu 90, biorąc pod uwagę obliczenia rozpadu i typ wydzielanego promieniowania, biorąc pod uwagę.już nie wiem nawet co, bo Jakub Liska używał bardzo trudnego języka technicznego, jakby był najwyższym kapłanem i kładł nacisk na terminy raczej dla nas niejasne - takie jak rad, rem, curie, mili- curie, mikrocurie, mikromikrocurie, a potem znowuż na jednostkę cezu, najmniejszą tolerowaną dawkę, jednostkę strontu, leukemię, pył radioaktywny, jod 131, potas 40.No więc biorąc pod uwagę wszystko, być może za pięćdziesiąt lat społeczność Matki Ziemi będzie mogła ponownie wyjść na powierzchnię zachowując dopuszczalny stopień ryzyka.Tego dnia Szczęśliwa Podróż zostanie zakończona [ Pobierz całość w formacie PDF ]