RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz, kiedy od Obertyńskiego otrzymał rozkaz rozpracowania sprawy Mrowcy, posta­nowił zacząć od Molnara.Był nieco zbity z tropu, gdyż sprawa była niezwykle mglista.Miał bowiem w ręku jedną jedyną nić - złoty, damski zegarek.Zastanawiał się, jak zacząć rozmowę z Molnarem, wnet jednak doszedł do wniosku, że w toku przy­jacielskiej pogawędki znajdzie klucz do głównego tematu.- Słuchaj, Tibor - powiedział swobodnym to­nem - chodzi mi o usunięcie z ewidencji policji papierów jednego z naszych ludzi.Czy da się to szybko zrobić?Ciężkie, zatroskane spojrzenie Molnara spoczęło przelotnie na twarzy Wichniewicza.- Spróbuję.- powiedział z rozwagą - ale pamiętaj, że czasy się zmieniły.Dali mi już do zro­zumienia, że za dużo zajmuję się polskimi sprawa­mi.Nie masz pojęcia, jak się Niemcy wami inte­resują.- Rozumiem, ale to bardzo ważna sprawa.- A co się stało?- Ważna sprawa.Czy ci to nie wystarczy ?- Masz rację.Najlepiej jak najmniej wiedzieć, Jak on się nazywał?- Figurował w ewidencji jako Jan Chrobak.- W porządku - Molnar wyciągnął papierową serwetkę i drobnym pismem zanotował nazwisko.Wichniewicz z zadowoleniem stwierdził, że jedną sprawę załatwił bez kłopotów.Chodziło bowiem o usunięcie z ewidencji policyjnej Władka Mrowcy.Zjawił się kelner z dwoma kieliszkami koniaku i z pysznie perlącą się wodą sodową z lodem.Wichniewicz skinął w stronę Molnara.- Dzięki, nasz aniele stróżu.- Wypili.- A te­raz mi powiedz, czy nie słyszałeś przypadkowo o ja­kiejś strzelaninie na granicy w okolicy Rozsnyó?- Te sprawy do nas nie należą - odparł Molnar, - Tym zajmuje się żandarmeria,- Ale gdybyś się czegoś przypadkowo dowie­dział, to bądź tak dobry, i daj mi znać.- Zastrzelili kogoś z waszych?- Nie wiem - odparł wymijająco Wichniewicz.- I jeszcze jedno.Interesuje mnie sprawa złotego, damskiego zegarka firmy Schaffhausen.Gdybyś przypadkowo.- Człowieku - przerwał mu Molnar - za wie­le ode mnie wymagasz.To znowu sprawa policji kryminalnej.- Niekoniecznie.W każdym razie sygnalizuję ci.- W porządku - uśmiechnął się przyjaźnie ko­misarz.- A ja chciałbym cię przestrzec, żebyś się teraz jak najmniej pokazywał.Rozumiesz mnie? Nie chciałbyś chyba przesiedzieć się w Siklos albo w Hadiku? I jeszcze jedno, zmień jak najszybciej mieszkanie.Możesz być zameldowany w hotelu, ale mieszkaj gdzie indziej.- Zabawny jesteś - roześmiał się Wichniewicz.- Dawno to zrobiłem.- To w porządku.Widzę, że jesteś pojętny.Ale, Antek - dodał zatroskanym głosem - uważaj na siebie.Wiesz jak teraz.Wczoraj, na przykład, aresz­towali doktora Bako.- Tego z Izby Handlowej ?- Tego samego.Domyślam się, że miał kontak­ty z wami.- Bako - powiedział w zamyśleniu Wichnie­wicz i nagle pomyślał, że ta sprawa może się łączyć z wypadkiem Mrowcy.Bako był jednym z wielu Węgrów, którzy pomagali Polakom.Z racji swego stanowiska w Izbie Handlu Zagranicznego, miał wiele kontaktów z cudzoziemcami i dostarczał Obertyńskiemu cennych informacji, zwłaszcza z te­renu Wiednia.Molnar wychylił resztę koniaku.- Już muszę iść, stary.I jeszcze raz cię ostrze­gam, uważaj na siebie.To rada starego policjanta.Wichniewicz uścisnął mu dłoń.- I sądzę, że przyjaciela.Molnar wstał od stolika.- W porządku - uśmiechnął się porozumie­wawczo.- Sprawę ewidencji załatwię.W tych dwóch następnych będę się starał czegoś dowie­dzieć.- Skinął mu przyjaźnie.- Trzymaj się, stary!- A ty miej nas w swojej opiece - żartował Wichniewicz.Po odejściu Molnara wyszedł z kawiarni i z pier­wszej ulicznej budki telefonicznej zadzwonił do pani Bako.Rozmawiał z nią po niemiecku, obawia­jąc się, że telefon może być na podsłuchu.Popro­sił ją o spotkanie w ważnej sprawie, dotyczącej jej męża.Nie wspominał ani słowem o rozmowie z Molnarem i udawał, że nic nie wie o aresztowa­niu doktora Bako.Spotkali się na bulwarach, przy hotelu "Vadasz" Kürt".- Jakie to szczęście, że pan do mnie zadzwonił - przywitała go, gdy usiedli w rzędach krzeseł cią­gnących się wzdłuż alei spacerowej.Była to kobieta w średnim wieku, elegancka i bardzo starannie ubrana.Miała na sobie kostium z szarego jedwabiu i zgrabny słomkowy kapelusik.Wyglądała jednak na bardzo przygnębioną, a jej piękne, migdałowe oczy nosiły ślady płaczu.Po kilku słowach przywitania dodała poważnie:- Szukałam pana w całym Budapeszcie.Dzwo­niłam do hotelu, ale powiedzieli mi, że pan wyje­chał.Chciałam się koniecznie z panem skomuniko­wać.Pan już wie, oczywiście, co się stało.- Tak.Dowiedziałem się przed godziną.- Czy pana też szukają?- Chwilowo nie, ale na wszelki wypadek nie nocuję w hotelu.Pani Bako westchnęła żałośnie.- Ach, panie Antku, nie ma pan pojęcia, co ja przeżywam.- Rozumiem panią.Właśnie chciałem panią zapytać, w jakich okolicznościach aresztowali męża?- To było zupełnie nieoczekiwanie.Rano przyszli jacyś dwaj cywile i powiedzieli, że zabierają go na przesłuchanie.Żadnych wyjaśnień, ale ja do­myślam się, że to w związku z Polakami.Przecież niedawno aresztowali Szczypińskiego i księdza Gorędę.On się z nimi często spotykał.Pan zresztą najlepiej wie, jak on wam pomagał.- Wiem.Ale czy to ma związek z jakąś konkret­ną osobą?- Nie mam pojęcia.Dzwonili z prokuratury, że jest nakaz aresztowania.Zaraz skontaktowałam się z adwokatem.Teraz czekam na jego odpowiedź.- Dziwna historia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl