[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Anglik szybko wsiadł na pokład, a dwaj uzbrojeni mężczyzni po-szli za nim.Smith usiadł w ulubionym skórzanym wygodnym fotelupo prawej stronie samolotu i skinieniem głowy powitał śliczną ste-wardesę, która zapięła mu pasy.- Czy coś panu przynieść?- Może poduszkę i koc.Jestem zmęczony - odparł.- Prześpię się.- Gotów do odlotu, sir?- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo, kochanie.Kilka minut pózniej dwa silniki na ogonie ryknęły i smukły czarnysamolot szarpnął do przodu z pełną mocą, wciskając Anglika głębokow fotel, by nagle zerwać się w nocne niebo.Wzbijał się ostro w górę,po czym ostro skręcił w lewo.Leciał na zachód.Dwadzieścia cztery godziny pózniej Anglik zadzwonił na telefonsatelitarny szejka al-Rashada.- Halo, bracie - odezwał się Smith.- Chcę cię tylko poinformo-wać, że doleciałem bezpiecznie.- Bracie, dzwonisz z bezpiecznej linii?Smith się roześmiał.372- Tak, z całą pewnością.To chyba najbezpieczniejsza linia wcałym świecie.- To dobrze.Czym jeszcze mogę ci służyć?- To ja pragnę oddać ci przysługę.Dzwonię z ostrzeżeniem.Popierwsze, czy nadal masz ten bagaż z Islamabadu?- Tak.Za kilka dni spodziewam się kuriera.Tak jak rozmawia-liśmy, przeszmugluje go do brzucha samego Wielkiego Szatana.Bomba zostanie zdetonowana w centrum wybranej amerykańskiejmetropolii tak, by osiągnąć jak największy efekt.Myślę, że będzie towstrząs dla tego śmiesznego narodu niewiernych, tak zadufanego wsobie i tak żałośnie słabego.Smith się roześmiał.- Pobudka, że tak powiem.- Tak, bracie.Ale wspomniałeś o jakimś ostrzeżeniu.- Tak, dzwonię, żeby ostrzec cię przed człowiekiem, który zmusiłcię do pospiesznego opuszczenia szpitala w Islamabadzie.W tejchwili jedzie konno przez północną pustynię z niewielką armią mocnouzbrojonych bojowników w stronę gór.Jest ich około trzydziestu.Jedzie do ciebie.- Wie, gdzie jestem?- Obawiam się, że tak.- Dokładnie?- Tak.- W takim razie czym prędzej muszę przygotować komitet po-witalny dla tego natrętnego gada.Dopilnujemy, żeby spotkało gogorące przyjęcie w Wazizabad.- Bracie, posłuchaj mnie uważnie.Nie lekceważ tego człowieka.Nazywa się Alex Hawke, jest z MI-6.To jeden z najskuteczniejszych inajgrozniejszych specjalistów od walki z terroryzmem na Zachodzie.Rosjanie, Chińczycy i Kubańczycy stawali z nim oko w oko i gorzkotego żałowali.Posunąłbym się nawet do stwierdzenia, że to najgroz-niejszy człowiek na ziemi.Ci, którzy go nie doceniali, drogo za tozapłacili, większość z nich swoim życiem.- Rozumiem.A zatem podwoję straże i zachowam szczególnąostrożność.Mam w rękawie kilka asów.Jestem ci głęboko wdzięcznyza to ostrzeżenie, bracie.Pokój z tobą.- I z tobą.37355.Rat Patrol wyruszył o świcie.Pustynne powietrze było mrozne, aleorzezwiające.Hawke jechał na kasztanowym rumaku na czele swojejarmii.Broń miał w skórzanej kaburze po prawej stronie siodła.Zjakiegoś powodu w nocy Patoo ozdobił czoło jego wierzchowcaszkarłatnym pomponem, nadając mu bardziej bojowy wygląd.Hawkenazwał konia Kopenhaga , na cześć wspaniałego kasztanowegorumaka, który poniósł Wellingtona do zwycięstwa pod Waterloo.Za Hawkiem jechał jego zaufany adiutant Abdul Absolutnie!Dakkon, a dalej Sahira.Za nią pędził Stokely Jones na wielkim białymkoniu, którego nazwał Znieżka , choć imię to kiepsko pasowało dozwierzęcia, które stale próbowało gryzć ludzi i inne konie.Poprzedniej nocy Hawke polecił Sahirze, by przez całą podróż popustyni trzymała się między nim a Stokelym.Położona wysoko pu-stynna dolina uważana była wciąż za jedno z najniebezpieczniejszychmiejsc na ziemi.Ale amerykańskie samoloty bezzałogowe sprawiły,że była też grozna dla wrogich bojowników talibskich i z Al-Kaidy.Na to przynajmniej liczyli.Poza religijnym wzmożeniem powstańcami kierowało jedno: ze-msta.Niemal wszyscy talibowie byli etnicznymi Pasztunami, którzyżyją według odwiecznego kodeksu zwanego Pasztunwali.Jedną zjego najsurowszych reguł jest zemsta w myśl zasady oko za oko.Większość talibów straciła w wojnie wielu krewnych.Wielu trafiło dowięzień albo zostało upokorzonych przeszukaniami wojsk koalicji wich domach.Większość szuka teraz zemsty na tych, którzy zadali bólich rodzinom i je upokorzyli.- Chcę umrzeć w dżihadzie - usłyszał kiedyś w Iraku Hawke odjednego z bojowników.- A nie jako schorowany starzec okryty wdomu pledem.Za Stokelym jechała główna grupa około trzydziestu zaprawio-nych w walce bojowników pod komendą Patoo.Dalej galopowałyliczne wielbłądy i juczne muły obciążone wielkimi sakwami z bronią,374butelkami wody, amunicją, sprzętem komunikacyjnym, prowiantem iinnymi niezbędnymi zapasami.Karawanę zamykał Harry Brock, który wybrał sobie do towarzy-stwa najbardziej wytrawnych pustynnych bojowników.Wszyscymieli krótkofalówki i dostali polecenie od Hawke'a, by natychmiastzgłaszać każde, choćby trochę niepokojące zdarzenie.Harry, dziękiBogu, zachowywał się przyzwoicie.Stoke wytłumaczył mu:- Szefie, proszę poczekać.Prędzej czy pózniej zacznie być albobardzo wkurzony, albo bardzo znudzony.Jedno z dwojga.Na razie jednak Brock był wzorem obywatelskich cnót, a nawetwzorem żołnierza.Hawke powierzył Harry'emu i jego piątce ludzi rolę grasantów.Tooni mieli odłączać się i odpierać wszelkie ataki niewielkich grupektalibów albo bojowników Al-Kaidy, trzymając ich z dala od głównejkarawany.Hawke doskonale wiedział, że na pograniczu Pakistanu i Afgani-stanu walczy wiele grupek pod wodzą rozmaitych watażków.Ciąglezmieniali strony, ilekroć ich drużyna zdawała się przegrywać.Alepotyczki w tych dolinach były zwykle bratobójcze, między różnymiprzywódcami talibów.Przeważnie jednak wróg był zajęty odpiera-niem ataków pakistańskiej armii albo zaciekłych bojówek antytalib-skich.Odziana świadomie w łachmany grupa pod jego wodzą raczej niepowinna wzbudzić nadmiernej ekscytacji u talibów [ Pobierz całość w formacie PDF ]