[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pochód przeszedłbygłówną ulicą miasteczka, wszyscy celebrowaliby zwycięstwo i dziękowaliby bohaterom; Monty je-chałby w kabriolecie burmistrza i pozdrawiałby tłum.Pewnego dnia właściciel baru odciągnąłby Mon-tiego na stronę i zapytał, czy kocha jego córkę.Monty odpowiedziałby mu: Tak, całym moim ser-cem" i właściciel baru powiedziałby: Będę dumny, mogąc nazywać cię synem".Monty uścisnąłbymu rękę i ślub odbyłby się w niedzielę.Panna młoda poszłaby do ołtarza w białej, ślubnej sukni swojejmatki, a Monty czekałby na nią; obok staliby jego nowi przyjaciele: elektrycy i kierowcy ciężarówek, istrażacy, i trener szkolnej drużyny koszykówki.Monty pomagałby mu zimą trenować dzieciaki, brałbyudział w potyczkach, ale bez popisów, bo to byłyby tylko dzieciaki, pustynne dzieciaki kozłujące po-woli, bez osłony, ale Monty nigdy nie odbierałby im piłki, nigdy, przenigdy nie odbierałby im piłki.Pocałowałby swoją żonę i ksiądz wygłosiłby błogosławieństwo.Niebawem mieliby dzieci: zielono-okich synów i czarnookie córki.Dzieci w długie, letnie popołudnia łowiłyby ryby, jezdziły konno powąskich kanionach, co niedzielę chodziłyby do kościoła, ubrane w blezery i krawaty albo bawełnianesukienki.Rosłyby mądre i miłe, i radosne, dostawałyby dobre stopnie, zostałyby doktorami i inżynie-rami, i nauczycielami, miałyby własne rodziny i przyjeżdżałyby na święta razem ze wszystkimi swo-imi dziećmi.I jednego z tych dni niechby to był czwarty lipca po fajerwerkach, kiedy zostałobyzjedzone ostatnie ziarnko z kolby gotowanej kukurydzy, kiedy ostatni kawałek ciasta zostałby schru-pany przez najmłodszą dziewczynkę, po tym, jak najmłodsze dzieci zostałyby ułożone w łóżeczkach iwszyscy zebraliby się w salonie, gdzie na ścianach wisiałyby czarno-białe fotografie z ostatnich czter-dziestu lat (zdjęcia zrobione przez Montiego, bo to byłoby jego hobby i stałby się w tym ekspertem;jego przyjaciele mówiliby, że powinien zorganizować gdzieś wystawę, ale on nigdy by tego nie zrobił) Monty stanąłby przed nimi i opowiedziałby im swoją historię.Wszyscy siedzieliby cicho, słucha-jąc, bo dziadek nie byłby dobry w opowiadaniu historii, ponieważ robił to rzadko.Najmniejsi siedzie-liby po turecku na podłodze i patrzyliby na niego z szeroko otwartymi oczami i buziami.Jego dziecisłuchałyby uważnie, wymieniając spojrzenia i potrząsając głowami, bo to, co by słyszały, wydawałobysię im niemożliwe, ale wiedziałyby, że to prawda, co do słowa.%7łona Montiego patrzyłaby na męża,nie słuchając słów, bo znałaby tę opowieść wcześniej.Opowiedziałby jej ją wieczorem, w przeddzieńślubu.Powiedziałby, że zrozumie, jeśli ona nie zechce go więcej widzieć, że jeśli ona sobie zażyczy,kupi bilet, odjedzie i nigdy nie wróci.Jego czarnooka żona patrzyłaby na niego i pamiętałaby tamtąnoc, i pamiętałaby, co mu powiedziała: Zostań, zostań ze mną".Monty opowiedziałby historię swojejrodzinie i cały świat uspokoiłby się: jego pitbull na frontowej werandzie przestałby szczekać, ucichły-by świerszcze i kojoty, i sowy, a Monty opowiedziałby, kim jest i skąd przyszedł. Widzicie?" spy-tałby. Widzicie, ile mamy szczęścia, że tu jesteśmy? To wszystko, wy wszyscy, o mało co, a mogli-byście nie istnieć." To życie mogłoby się nie wydarzyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]