[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.samotna dotarła do niego.- Angelu, jeśli chcę na chwilę wejść do tunelu, to nie rozumiem, dlaczego miałabym tego nie zrobić.- Chcesz tego?- Tak sądzę.A może jednak tę myśl podsunął jej Nieglizdawiec? Skrzywiła się, spoglądając na swe odbicie w lustrze.- Czy powinnam we wszystko wątpić? - zapytała.- Po prostu chcę, abyś wybrała najlepsze rozwiązanie.Patience nie odpowiedziała.Każdy czuł się w obowiązku dać jej dobrą radę.Jakby obecność Nieglizdawca w jej umyśle uniemożliwiała podejmowanie własnych decyzji.A może i ta niechętna przyjaciołom myśl pochodziła od Nieglizdawca, który chciał ją rozdzielić z życzliwymi jej towarzyszami drogi.Zastanawiała się, czy może ufać swojemu osądowi.Jakież to byłoby wygodne, gdyby mogła skoncentrować się wyłącznie na trzymaniu Nieglizdawca na dystans i pozwoliła Angelowi się prowadzić.Angel potrafi zapewnić jej bezpieczeństwo.Może powinna była słuchać jego rad przez cały czas.Pomyślała o Willu, Reck i Ruinie, którzy siedzieli w sąsiednim pokoju, i zwątpiła, czy słusznie postąpiła, ciągnąc ich ze sobą całą drogę od Lasu Druciarza.Stanowili jedynie dodatkową komplikację.Wystarczyłby jej Angel i pomoc Sken, gdyby potrzebowała brutalnej siły.Reck i Ruin byli zbyt nieprzewidywalni.Czy kiedykolwiek interesy ludzi i geblingów okazały się zbieżne? A Will? Przecież jego religia - z Patience jako bóstwem, boginią miłości i ofiarą to szaleństwo! Ten poranek na łodzi był snem, kłamstwem.Co za sens iść w góry z tą gromadą zupełnie obcych jej istot.Kto wie, jakie mają wobec niej zamiary?Niewiele brakowało, by - zgodnie z radą Angela - zdecydowała się wyjść natychmiast z oberży i zostawić tu geblingi.Mogliby po prostu zniknąć w tłumie.Gdyby tylko znalazła się wystarczająco daleko od Reck i Ruina, Nieglizdawiec wyrzuciłby ich ze Spękanej Skały i geblingi nigdy nie zdołałyby za nią podążyć.Ale czuła się jakoś dziwnie na myśl o takiej ucieczce.Prześladowało ją wspomnienie ust na policzku, palców na skórze.Czy jestem tak niedojrzała, że powstrzymuje mnie jakieś niemądre uczucie? A jednak tak właśnie było.I coś jeszcze.Wspomnienie, że sama była królem geblingów.Czuła, jakby życie milionów stworzeń mieszkających w Spękanej Skale zależało od niej.Odpowiadała za nie, były w jej władzy.Wyraźnie pamiętała, że niegdyś - kiedy jeszcze tylko kilka tysięcy geblingów zamieszkiwało górę - rządziła nimi.Nie potrafiła odrzucić odpowiedzialności, w każdym razie nie tak łatwo.Więc nic nie powiedziała.Angel odłożył nożyczki.- Śliczna - stwierdził.- Wyglądasz jak więzień, który wyszedł właśnie z Radosnych Piekieł - stwierdziła Sken.- Dziękuję - odpowiedziała Patience.- Uważam to uczesanie za twarzowe.- Założyła perukę i znowu stała się kobietą.- W co się gra w tym domu?- Właściwie to jest bardziej miejsce widowisk.- Angel poprawił z tyłu jej włosy.- Mają scenę i trupę gauntów, z gier hazardowych - zawody między ślizgawcami i robalami.Stawki bywają wysokie.- Nigdy nie widziałam takiej walki - powiedziała Patience.- To nic ładnego - stwierdziła Sken.- Powinniśmy na coś postawić, inaczej pomyślą, że nie przyjechaliśmy tu dla hazardu, i zaczną się zastanawiać, czy nasza obecność nie oznacza kłopotów.- Angel podrzucił ciężką sakiewkę w powietrze i złapał ją.Sken ani na moment nie spuszczała z niej wzroku.- Ale bardziej mam ochotę na widowisko.Co takiego pokazują?- Nie wiem.Jest to prawdopodobnie demonstracja rozrzucańca.- Może powinniśmy poszukać czegoś gdzie indziej.Angel zmarszczył brwi.- Jeśli masz zamiar wybrać się do teatru, to znalazłyby się pewno lepsze miejsca niż Wolne Miasto.- Jestem tutaj w interesach - powiedziała Patience.- Tak więc nie mam specjalnego wyboru.Usłyszeli pukanie do drzwi.Will wsunął głowę do środka.- My jesteśmy gotowi, co z wami?- My też - odparł Angel.W pomieszczeniu, gdzie odbywały się walki, było dość tłoczno.Angel poprowadził ich najpierw do miejsca, gdzie przyjmowano zakłady.Wszystkie lśniące kolorami ślizgawce przyczepione były do swych szklanych pudełek, w czasie odpoczynku odrastały im nowe członki.Nie miały więcej niż pięć centymetrów średnicy.- Myślałam, że są większe - powiedziała Patience.- Będą, ale podczas walki - poinformowała ją Sken.- Głodzą je, by nie ważyły zbyt wiele w czasie transportu.Ale wszystkie ślizgawce są takie same.Liczą się robale.Robale trzymane były w rojach, do każdej walki przygotowywano po kilkanaście.Na razie poruszały się powoli i bez celu.Patience wkrótce przestała się nimi interesować i rozejrzała się po pokoju gry.Dziwne, jak łatwo w takim miejscu mieszali się ludzie z geblingami.Nie czuło się podziałów ani szowinizmów.Dostrzegła nawet kilka dwelfów, które nie były służącymi, i parę gauntów, które niekoniecznie musiały być prostytutkami, chociaż trudno to było stwierdzić z pewnością.Gaunty nie radziły sobie najlepiej w grach losowych - zawsze przegrywały.Chyba ludzie nie mogli się zachowywać tak niesportowo, żeby okradać te biedne stworzenia, które nie potrafią się obronić.Każdy człowiek w tym pomieszczeniu był piękny, a przynajmniej chciał za takiego uchodzić.Stroje kilkunastu grubych dam i zażywnych mężczyzn miały podkreślać ich zamożność.Wszędzie błyskały klejnoty i złote łańcuchy [ Pobierz całość w formacie PDF ]