[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obeszliśmy się z tobą okrutnie.Dobrze jednak wiesz, że sam to wszystko na siebie ściągnąłeś.To nie nasza wina, że okazałeś się tchórzem w walce ze smokiem, prawda?- Tak, to moja wina, Winkle - Bork pokiwał głową.- Ale to nie ja sprawiłem, że ta armia tu przybyła.Ja przegrałem moją bitwę, wy przegracie waszą.- Borku, przyjaźniliśmy się, odkąd skończyliśmy trzy lata.Olbrzym nagle podniósł głowę.Jego profil tak ostro zarysował się w blasku ogniska, że Winkle nie mógł kontynuować.- Spojrzałem w oczy smoka i wiem, kim naprawdę jesteś - powiedział Bork.Winkle zastanowił się nad słowami olbrzyma i zdjął go strach.Odznaczał się jednak pewnym rodzajem odwagi, egoistycznej odwagi, która sprawiała, że ważył się na wszystko, jeśli uważał, iż coś na tym zyska.- Kim jestem? Nikt tego nie wie, bo kiedy się dowie, natychmiast się zmienia.Spojrzałeś w oczy smoka dawno, Borku.Dzisiaj nie jesteś tym, kim byłeś wtedy.I dziś król cię potrzebuje.- Ten król to tuzinkowy hrabia, który wjechał na królewski tron na moim grzbiecie.Może zgnić w piekle.- Inni rycerze też cię potrzebują.Chcesz, żeby polegli?- Stoczyłem dla nich dostatecznie dużo bitew.Niech teraz sami walczą.Winkle stał bezradnie, zastanawiając się, jak przekonać tego człowieka, który nie chciał, by go przekonano.Właśnie wtedy zjawił się jakiś wiejski chłopiec.Rycerze chwycili go, gdy krył się w pobliżu chaty Borka, i brutalnie wepchnęli do środka.- To może być szpieg - powiedział któryś.Po raz pierwszy od przybycia Winkle'a Bork wybuchnął śmiechem.- Szpieg? Czyż nie znacie waszej własnej wioski? Chodź do mnie, Laggy.- Chłopiec podszedł do olbrzyma i zatrzymał się przed nim, jakby szukał u niego opieki.- Laggy to mój przyjaciel - rzekł Bork.- Po co tu przyszedłeś?Chłopiec bez słowa pokazał rybę.Była nieduża i jeszcze mokra.- Ty ją złowiłeś? - spytał olbrzym.Laggy skinął głową.- Ile dzisiaj złapałeś? Laggy wskazał na rybę.- Tylko tę jedną? Och, w takim razie nie mogę jej wziąć, jeżeli to wszystko, co złowiłeś.Jednak kiedy Bork podał mu rybę, chłopiec cofnął się, nie chcąc jej wziąć.Wreszcie otworzył usta i rzekł:- To dla ciebie.A potem wybiegł z chaty w jaskrawy blask poranka.W tym momencie Winkle zdał sobie sprawę, że wie, w jaki sposób zmusić Borka do walki.- Wieśniacy - powiedział.Bork rzucił mu pytające spojrzenie.I Winkle omal nie wyznał: jeżeli nie przyłączysz się do naszej armii, przyjdziemy tu, spalimy wioskę, zabijemy wszystkie dzieci, a dorosłych sprzedamy w niewolę.Lecz coś go powstrzymało: może wspomnienie faktu, że sam kiedyś był wiejskim chłopcem.Nie, nie to.Winkle miał jednak tyle uczciwości, by przyznać się samemu sobie, że od wypowiedzenia tej groźby powstrzymała go wizja pana Borka idącego do bitwy wielkimi krokami nie przed królewską armią, lecz na czele buntowników, i jego wielkiego topora rozwalającego zamkową bronę.Nie, nie powinien teraz grozić Borkowi.Dlatego Winkle zaczął z innej beczki:- Borku, jeśli rebelianci zwyciężą w tej bitwie, co na pewno się stanie, jeśli nie pójdziesz z nami, myślisz, że obejdą się łagodnie z tą wioską? Będą palić, gwałcić, mordować i brać do niewoli tych ludzi.Oni nas nienawidzą i dla nich ci wieśniacy są częścią nas, częścią ich nienawiści.Jeśli nam nie pomożesz, sam ich zabijesz.- Obronię ich - odparł Bork.- Nie, przyjacielu.Jeśli nie staniesz wraz z nami do walki jako rycerz, nie potraktują cię po rycersku.Naszpikują cię strzałami, zanim zbliżysz się na kilka metrów do ich szeregu.Możesz albo walczyć jako jeden z nas, albo wcale.Winkle wiedział, że zwyciężył.Bork zastanawiał się kilka minut, ale nie miał wyboru.Olbrzym wrócił więc do zamku, włożył swoją starą zbroję, wziął wielki topór i tarczę, i przypiąwszy do pasa miecz, wyszedł na dziedziniec zamkowy.Rycerze wznieśli okrzyk na jego cześć, wołając go po imieniu, jakby był ich najdroższym przyjacielem.Lecz słowa te nic nie znaczyły i wszyscy doskonale o tym wiedzieli.Kiedy Bork nie odpowiedział, zamilkli [ Pobierz całość w formacie PDF ]