[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Conanie, musiałam ostrzec chłopów w wiosce!W głosie Eulalii brzmiała złość, chociaż w blasku księżyca widać było spływające po jej twarzy łzy.Dziewczyna podeszła do Conana i zatrzymała się przed nim niepewnie, skrzyżowawszy ramiona na piersiach.Zdarto z niej jeździecką spódnicę.Spod sięgającej do połowy ud, długiej, wyszywanej koszuli aż po cholewy wysokich butów błyskała biel jej nóg.Conan przyjrzał się uważnie twarzy dziewczyny.- Stefany wysłał gońca, by ostrzegł waszych sprzymierzeńców.- Tak, pojechałam z nim.Musiałam się upewnić, że wszystko zostanie właściwie załatwione.- Zmarszczyła czoło z determinacją.- Bałam się, że inaczej górale usypią z głów wieśniaków stertę wyższą od chat.- Ryzykowałaś własną upartą głową.Conan zacisnął dłoń na ramieniu Eulalii.Dziewczyna wpierw skrzywiła się, lecz szybko się rozluźniła.- Może, ale warto było! Wiedz, że Harangijczycy dogonili gońca i zabili go.Uważają wszystkich Kotyjczyków za swoich nieprzyjaciół.Udało mi się wymknąć, ale zajeździłem konia, by dojechać do wioski przed tymi górskimi diabłami.Szukałam wierzchowca na zmianę, kiedy dopadło mnie tamtych dwóch.Conan poczuł, jak zadygotała.- Chodź, już za długo tu marudziliśmy - powiedział, oglądając się za siebie.- Mam zadanie do wykonania.- Pociągnął dziewczynę w stronę koni.- Mój kary nawet nie poczuje twojego ciężaru - o ile potrafisz jeździć na oklep.- Powiódł wzrokiem po Eulalii.- Może lepiej usiądź ze mną w siodle.Pewnie zmarzłaś na kość.Conan wsiadł na kotyjskiego ogiera i posadził Eulalię za sobą.Gdy ruszali, Conan dostrzegł paru Harangijczyków na tle płomieni pożerających chaty, lecz dwaj górale z szopy zniknęli.Nie było też widać żadnych oznak pościgu.Gdy zabudowania wioski zostały w tyle, minęli ogrodzoną murem willę, przed którą stały przywiązane konie Harangijczyków.Zza najeżonego kolcami ogrodzenia rozlegały się rozpaczliwe wołania; widać było wznoszące się coraz wyżej płomienie.Conan obejrzał się na Eulalię.- Ich nie ostrzegłaś?- Nie.- Twarz dziewczyny przybrała surowy wyraz.- Tu mieszkały rodziny wiernych królowi oficerów i płaszczący się przed nimi chłopi - narzędzia kotyjskiej tyranii, nie zasługujące na lepszy los.Chociaż Eulalia powiedziała to zaciętym głosem, siła, z jaką zaciskała dłonie na ramionach Cymmerianina, zdradzała jej rozpacz.Gdy wyjechali na otwarty teren, Conan pognał wierzchowca szybciej.Prowadzony na uwięzi rumak bojowy odzyskał już część swych nieprzeciętnych sił żywotnych.Bez jeźdźca, jego zbroi i oręża znów był zdolny do utrzymywania tempa.Trakt był równy i twardy, więc Conan pochylił się w siodle kotyjskiego ogiera, wczepił w jego grzywę i pozwolił koniowi gnać byle dalej od ognia i zamieszania.Eulalia zacisnęła kurczowo ramiona na piersiach Cymmerianina i w milczeniu złożyła głowę na jego obleczonych w kolczugę plecach.Przez długi czas koń galopował pod obojętną tarczą księżyca.Płaska okolica została z tyłu; przed nimi rozpościerały się rzędy łagodnie falistych, coraz wyższych wzniesień.Na ostatnim z nich daleko w przodzie leżało Tantuzjum.Łagodne, pnące się w górę stoki i bardziej strome zbocza sprawiły, że koń zwolnił do stępa, co pozwoliło jeźdźcom na rozmowę.- Conanie, cały czas wyciągasz szyję i wyglądasz naprzód.Wciąż jesteśmy daleko od miasta; kogo spodziewasz się ujrzeć?- Kogo innego, jeżeli nie wroga? - Cymmerianin popatrzył nad ramieniem na twarz dziewczyny.- Postaraliśmy się, by książę dowiedział się o zbliżaniu Harangijczyków i potraktował go jako główny kierunek naszego uderzenia.Jeżeli Ivor wyprowadzi z miasta poważne siły, by poradzić sobie z tą groźbą, najprawdopodobniej wybierze właśnie tę drogę.- Rozumiem - odparła Eulalia w zamyśleniu, ciaśniej obejmując pierś Cymmerianina.- W takim razie narażamy się na niebezpieczeństwo, wybierając ten trakt.- Niebezpieczeństwo, dzięki któremu możemy sporo zyskać.- Conan przytaknął, przez co jego czarne włosy otarły się 0 twarz dziewczyny.- Znaczy to, że dzisiejszy manewr odwracający uwagę i poranne uderzenie zadecydują o losie naszego buntu - rzekła szlachcianka po chwili głębokiego namysłu.- Owszem.Do rana ludzie barona powinni podjąć ostateczną decyzję - o ile Stefany był ze mną szczery.- Słysząc, że jego towarzyszka wciąga gwałtownie powietrze, by zaprotestować, dodał szybko: - Jeżeli nie uda się nam zdobyć miasta, nie zdołamy też utrzymać tu długo oddziałów najemników.Żołnierze z Wolnych Kompanii siadają na koń tylko wtedy, gdy mają nadzieję na szczodre łupy.Wygląda na to, że los ich sakiewek będzie zależeć w całości od wyniku jutrzejszej walki.- Jeśli nawet zdobędziemy miasto, będzie to pewnie dopiero początek naszych kłopotów - odpowiedziała po długiej chwili Eulalia.- Skąd wiadomo, że wasi żołdacy nie splądrują Tantuzjum i nie zdepczą swoimi buciorami planów reform? Czy w ogóle czujesz się na siłach mi to obiecać, Conanie z Cymmerii? - Wychyliła się naprzód, by móc zajrzeć mu w twarz.Jej ciepły oddech musnął ucho barbarzyńcy.- Oczywiście, nasi żołnierze będą walczyć z waszymi najemnikami, jeżeli do czegoś podobnego dojdzie.- Czy wątpisz, że potrafię zapanować nad swoimi wojskami? Zapewniam cię, że nie zamierzam pozwolić im długo marudzić w Tantuzjum.- Na twarzy Cymmerianina pojawił się mars, którego na szczęście dziewczyna nie mogła dostrzec.- Mam inne plany.Zapłaćcie nam tylko zgodnie z umową i nie będziecie musieli bać się zdrady, co do waszych buntowniczych mrzonek zaś - wzruszył ramionami - one również służą moim celom.Być może w nadchodzących miesiącach będę potrzebował waszego królestwa jako sprzymierzeńca.Nie, dziewczyno, na waszej drodze jest niewiele przeszkód, ale za to poważnych: Ivor, jego chciwy wuj Strabonus, ich połączone armie i czarodziejska maskotka, Agohoth.- Ten ostatni może w pojedynkę wysłać nas wszystkich do grobów.- Eulalia zadygotała.- Tak, ale pamiętaj: Kitajczycy miłują królewską władzę.Jeżeli zabijemy Ivora i osłabimy jeszcze bardziej Strabonusa, mag pewnie postara się wkraść w łaski jakiegoś innego monarchy i zapomni ze szczętem o waszej małej prowincji.- Kto by pomyślał, że mimo starannych przygotowań i długiej walki, nasz los zależy od kogoś takiego jak ty! - Eułalia westchnęła i zamilkła na chwilę, uznała jednak najwidoczniej, że jej uwaga wymaga komentarza.- Jesteś przecież cudzoziemcem i łowcą przygód.Kimś, kto może jutro wyjechać, by nigdy tu nie wrócić.Nie jesteś.szlachetnie urodzony.- Tak, w moich żyłach nie płynie błękitna krew.Zawsze mi to zarzucano.- Conan posępnie pokiwał głową.- Nie liczy się to, ile jej przelałem? Że wręcz w niej brodziłem?Eulalia nie odpowiedziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]