[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomyślała o Napoleonie, przetarła oczy79i wróciła do tekstu.aleć sobie napiszę.Jednakże chyba prawdą jest, że cesarz na protoplastkęnaszą się połaszczył, zaraz, niechże policzę, wszak to matka babki, dla mnie pra-babka, przeto byłabym prawnuczką rodzoną Napoleona! No, nie do rozgłaszaniato rzecz, boć oficjalnie nikt o tym nie wiedział i przed pradziadkiem tajemnicabyła, dopiero po jego śmierci mogło co w rodzinie wyjść na jaw.A i to niepewne,babka wyraznie mi tego nie rzekła.Nie bez powodu jednakże cesarz ją tak ob-darował i wachlarz ów, który z panieńskich czasów jeszcze pamiętam, a o którycała awantura była, od niego pochodził.Inne klejnoty również, a wyznam, żemw wypiekach o nich słuchała.Ach, ujrzeć.! Może i ujrzę.Okropna natomiast jest rzecz z Dominika i słusznie się mówi, że za grzechyojców cierpią dzieci.Po kądzieli Błędów przechodzi z babki na wnuczkę i dlategomój będzie.Dominice nic z tego i z niczego.%7łal mi jej trochę, ale nic nie poradzę.Kto by to pomyślał, że w czasach dawniejszych takie straszne rzeczy się dzia-ły! To już wiem od babki wyraznie, za króla Poniatowskiego jeszcze młoda paniBłędowska męża do zguby doprowadziła, sam sobie śmierć zadał, a potem znowusyn jej ladacznicę sobie znalazł.Ona sama dziecię na boku spłodzone zadusiłai w ogrodzie je zagrzebali, co się po latach wykryło.A i przodków naszych te Błę-dowskie zrujnowały, pół majątku na nie stracili i z wysiłkiem pradziadek musiałsię wydzwigać.Jak już Błędowscy całkiem upadli, bo co jeden to był gorszy utra-cjusz, dawno Błędów na Zawadzkich przeszedł, została jedna Dominika, gdzieśtam poniewierana, i babkę litość wzięła.Zabrała ją na łaskawy chleb, a potem naklucznicę, ale legatu poprzysięgła jej nie zostawić i ja też mam przysiąc, że jej nicz sukcesji nie dam.Tylko dach nad głową i chleb niech ma do samej śmierci.Wykrywszy tajemnicę ubóstwa panny Dominiki, Justyna odetchnęła z wielkąulgą, bo osobliwością faktu od początku się gryzła.Jakże to, zaufanej gospodynii w dodatku krewnej sto rubli zapisać i nic więcej.!Ciekawiły ją dziko owe amory z królewskich czasów, owe zguby romanso-wych protoplastów i kościotrupki noworodków, ale nadzieja na szczegóły strasz-nych wydarzeń nawet w niej nie zakiełkowała.Jedynym zródłem wiedzy mógłbybyć sekretarzyk panny Dominiki, częściowo dopiero przejrzany, ale koresponden-cji od i do ladacznic raczej trudno było się w nim spodziewać.Niemniej jedensekret dał się wyjaśnić i to już było coś!Ciekawe, swoją drogą, czy panna Dominika znała przyczyny, dla których jątak dyskryminowano.W diariuszu nie napisała o tym ani słowa.80Wróciła do czytania.żebyż chociaż była urodziwa, ale i to nie! Niby nic wstrętnego w niej niema, ale jakaś taka, od dziecka, sztywna jak drewno.I nawet nie bardzo chuda,a kości się w niej czuje.Sama nie wiem.oczki małe, nos duży, usta wąskiea rozciągnięte, włosy nijakiego koloru, a nie bardzo obfite.Od onej pięknejBłędowskiej-ladacznicy musiała się mocno wyrodzić.Tak się jej przyglądałam, kiedyśmy gadały trochę, przy czym rzekła mi, żeo jednym wie na pewno, a to o testamencie jej dobrodziejki, mojej babki.Wie, żezapisu dla niej być nie może, możliwe nawet, że wie dlaczego, ale o tym gadać niebędzie.Ina tym koniec, więcej na ten temat gluchnie i niemieje.Nie nalegałam nanią wcale, od babki wszystko wiedząc, ale tak wyglądała, że jeszcze więcej mi sięjej żal zrobiło.Ale co tam Dominika.Babka mi rzekła wprost, że cesarskich podarunków nawierzchu nie trzyma.Różne były wydarzenia, o czym wie każdy, za mojego dzieciń-stwa bitwy się rozgrywały, nie takie to władze nami rządzą, jak by każdy chciał,różne bezprawia się trafiają, przeto wolała ukryć.Szczególnie, że co, tak mniespytała mocno zgryzliwie, wędzenia kiełbas miała pilnować w diamentowym na-szyjniku? Jak w Paryżu była ostatni raz, jeszcze za życia dziadka, owszem, niemożna powiedzieć, czy to w Operze, czy po salonach, dobrze się za nią oglądali,bo jak już się należało pokazać, to się pokazała, miała w czym, ale potem już ni-gdy więcej.Tylko perły trzyma na wierzchu i nosi, bywa, że pod suknią, bo perłyod nienoszenia umierają.A szkoda by ich było.I jeden naszyjnik dala mi zaraz ciepłą ręką, jak nikt nie widział.Podwójny,z diamentowym zapięciem, a w każdym sznurku jedna większa perła pośrodku,czarna.Piękności takiej, że mi dech odebrało.Justynę w tym momencie lekko przydławiło.Przecknęła się w niej pamięć, za-majaczyło mętne wspomnienie z dzieciństwa, jak to, przecież te perły ona sama naprababci widziała! Wielka gala w Głuchowie, złote wesele prababci i pradziadka,osiem lat chyba wtedy miała.Ale, jak normalna dziewczynka, na ozdoby stro-ju zwracała uwagę, matka miała złotą suknię z trenem, ciotka Jadwiga złoty szal,strasznie długi, młoda wówczas Barbara, jeszcze nie wdowa, jakby sztywną kryzęz koronki, złotem haftowanej, jakaś osoba.kto to mógł być [ Pobierz całość w formacie PDF ]