[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co jednakże zainteresowało nagle Malwinę?I dlaczego, do diabła, czytała ją w gabinecie, jakby nie było w domu innych pomiesz-czeń.?Schroniwszy się w azylu swojego pokoju, najpierw buntowniczo dokonała czynu re-wolucyjnego, mianowicie włączyła własne radio, tyle że bardzo cichutko.Lubiła słuchaćwszelkich wiadomości, wśród nich bowiem przytrafiały się informacje wysoce poucza-jące dla niej z racji studiów.Ktoś kogoś okradał, napadał, kogoś łapano, ktoś zostawałniesłusznie ukarany albo uniewinniony, afery i przestępstwa mnożyły się niczym kró-liki na wiosnę, a każde z nich dawało coś do myślenia.Sytuacja prawna w ojczystymkraju ciekawiła Justynkę rzetelnie i wręcz hobbystycznie.Następnie przebrała się, zmieniając wilgotne i zachlapane spodnie na suchą odzieżdomową, dokonała przeglądu kosmetyków, przezornie zapisała, co powinna kupić, i ro-zejrzała się za książką.Potem zaś wyraznie poczuła, że nie zdoła usiąść i spokojnie po-czytać, ponieważ lęgnie jej się w środku nieprzyjemność, jakby delikatne nerwowedrżenie, ukierunkowane na sytuację niżej.Na parterze.Diabli wiedzą co się tam dzie-je, jaką sztukę wywinie wuj i co zrobi ciotka, może pozabijają się wzajemnie i może po-winna jakoś przeciwdziałać? Wcale nie chciała, ale przeciwko całkowitej separacji odkonfliktów protestowało jej sumienie.Poza tym zaczynała jednak być głodna, a w zaka-markach pamięci utkwiła jej jakaś uwaga o węgorzu w galarecie.Na dole Karol Wolski z trzaskiem wyszedł ze swojego gabinetu, wszedł do jadalnii usiadł przy stole. W tym domu już się kolacji nie podaje? spytał kąśliwie i sycząco.Kolacja.! Jak oszalała Malwina rzuciła się ku patelni.Helenka w milczeniu i zewspółczuciem, zabarwionym lekką naganą, podsunęła jej masło i wyjęła pokrojoną bu-łeczkę z foliowego opakowania.Po czym sięgnęła do lodówki po gotowy móżdżek. Będzie żarcie czy nie?!!! wysyczał Karol przerazliwym szeptem.Na ten straszny syk właśnie weszła Justynka, której wystarczył jeden rzut oka w kie-runku kuchni. Będzie powiedziała grzecznie, siadając również przy stole. Ciocia robigrzanki z móżdżkiem.Czy ja mogę zjeść kawałek węgorza? Możesz odparł Karol, dla odmiany tonem bez wyrazu. Możesz zjeść wszyst-ko.Także stół.Także cały dom.Także trawnik.Ja tu się nie liczę. Dziękuję bardzo powiedziała Justynka, ugryzłszy się w język co do całejreszty.W tym momencie podłożyła się Malwina, wysyłając w posły Helenkę.W Karolunowy dzwięk już bulgotał.52 Pani Malwina pyta, czy pan będzie pił białe wino zawiadomiła beznamiętnieHelenka. Nienawidzę kretyńskich pytań!!! Czy moja żona zaniemiała?!!! Może zechce wy-słać faks.?!!! Może wejdzie do internetu.?!!!Przerażająca supozycja otumaniła Malwinę tak, że z brzękiem wyleciały jej z rękiduży widelec, a za nim nóż.Grzanki już się rumieniły. Do jasnej cholery, czy w tym domu nie można zjeść czegoś spokojnie?!!! syczałnadal kochający małżonek. Kto tu płaci, ja czy Duch Zwięty.?!!!Justynce pierwszy kęs węgorza w galarecie utkwił w gardle.Helenka bez słowa się-gnęła do kredensowej lodówki, wyjęła białe wino i podała razem z korkociągiem.Odruchowo wręczyła to Karolowi, który nagle uciął syczące, upiorne szepty. Ostatnio zostałem kelnerem? spytał cierpko.Justynka, również nic nie mówiąc, wzięła butelkę i korkociąg.Umiała się nim posłu-giwać.Helenka postawiła na stole kieliszki.Karolowi ani ryki, ani zjadliwość nie prze-szkadzały w spożywaniu z apetytem przystawek.Justynce mignęło w głowie, że wujjadłby nawet w chwili mordowania człowieka albo podpalania przedszkola.Zręczniewyciągnęła korek i nalała wina do dwóch kieliszków. To się chłodzi samo z siebie? spytał ponownie Karol z przerazliwie jadowitąuprzejmością.Helenka znów wiedziała, co zrobić.Sięgnęła do kredensu po termos do butelek i od-daliła się.Po chwili wróciła z pierwszą partią grzaneczek.Pan domu nic nie powiedział,więc widocznie był z potrawy zadowolony.Malwina trzęsącymi się rękami kontynuowała proces smażenia.Umiała już goto-wać tak, że zdołałaby zapewne przyrządzić suflet w czasie trzęsienia ziemi, ale robotaz grzankami musiała potrwać.Na dużej patelni mieściło się ich sześć, Karol zaś udo-wodnił już wielokrotnie, że normę dla niego stanowi dwanaście.Do tego pozostałeosoby, razem co najmniej cztery patelnie.Konsumować je należało gorące.Justynka w jadalni na razie ośmieliła się zjeść jedną, Karol pochłonął pozostałe.Helenka z następnym talerzem zdążyła tylko dzięki temu, że przedtem wykańczał wę-gorza, którego uwielbiał.Razem z ostatnią porcją przy stole usiadła Malwina. Czy możesz mi zrobić uprzejmość i siedzieć gdzie indziej? spytał Karol jado-wicie i bardzo cicho.Malwina i Justynka na moment skamieniały.Karol odczekał chwilę. Wynoś się stąd! powtórzył z pełnym natężeniem swojego syczącego szeptu. Niedobrze mi, jak patrzę na głupią gębę! Zejdz mi z oczu!!!Jeszcze przez dwie sekundy Malwina trwała w bezruchu, po czym zerwała się i wy-biegła z płaczem.Justynka z nadgryzioną grzanką w zębach trochę zdrętwiała, niepew-53na, czy polecenie nie dotyczy i jej, aczkolwiek wydane zostało niejako w liczbie poje-dynczej.Zarazem czuła solidarność z ciotką, pozostanie przy stole oznaczało zaś soli-daryzowanie się z wujem.Z drugiej jednakże strony wiedziała z doświadczenia, że ja-kiekolwiek dodatkowe reakcje na jego eleganckie wybryki pogorszą sytuację do gra-nic nieprzewidywalnych, wuj, na przykład, zeżre grzanki do końca, po czym zdemolujestół albo rąbnie pustym talerzem w zamknięte okno.Nie, okna z tej strony nie ma, rąb-nie w kuchnię.Karol bardzo uprzejmie dolał jej wina. Deser jest? spytał normalnym głosem.Justynce udało się przełknąć i nie udławić. Jest.Nawet dwa. Bo ja, oczywiście, mam kopalnię złota. Ten drugi bardzo tani. Ptasie gówna pozbierała z trawnika?W tonie wuja brzmiało tak wyrazne zainteresowanie, że nie można było nie odpo-wiedzieć.Justynka miała wielką ochotę wyjaśnić, że tak, dołożyła trochę psich i kocichi wszystko razem zmieszała w mikserze, doprawiając octem, produktem możliwie naj-tańszym.Ewentualnie sokiem z kiszonej kapusty.Powstrzymała się jednak. Nie, galaretka z zeszłorocznych mirabelek. A co, już się psuły? Justynka nie wytrzymała. Tak, ale wszystkie żywe robaczki zostały wyrzucone.A te zdechłe mają orzezwia-jący posmaczek.Karolowi informacja wyraznie się spodobała, przestał się czepiać.Jadł kolację w mil-czeniu, z zadowolonym wyrazem twarzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]